Faraon. Болеслав Прус

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Faraon - Болеслав Прус страница 35

Faraon - Болеслав  Прус

Скачать книгу

co? – spytał minister. – Książę nie byłby potomkiem arcykapłanów i faraonów, gdyby nie szarpał tych wędzideł, jakie, niestety! narzuca mu prawo lub nasze, być może błędne, zwyczaje. W każdym razie dał dowód, że w ważnych wypadkach umie panować nad sobą. Nawet potrafi uznać własne uchybienia, co jest przymiotem rzadkim, a nieocenionym u następcy tronu.

      To samo zaś, że książę chce nas drażnić swoją ulubienicą, dowodzi, że boli go niełaska, w jakiej znalazł się, zresztą z najszlachetniejszych pobudek.

      – Ale ta Żydówka!… – szeptała pani, mnąc wachlarz z piór.

      – Już dziś jestem o nią spokojny – mówił minister. – Jest to ładne, ale głupiutkie stworzenie, które ani myśli, ani potrafiłoby wyzyskać wpływu nad księciem. Nie przyjmuje prezentów i nawet nie widuje nikogo, zamknięta w swojej niezbyt kosztownej klatce. Z czasem może nauczyłaby się korzystać ze stanowiska książęcej kochanki i choćby tylko zubożyć skarb następcy o kilkanaście talentów. Nim to jednak nastąpi, Ramzes znudzi się nią…

      – Bodajby przez twoje usta przemawiał Amon wszystkowiedzący.

      – Jestem tego pewny. Książę ani przez chwilę nie szalał za nią, jak się to trafia naszym paniczom, którym jedna zręczna intrygantka może odebrać majątek, zdrowie, a nawet zaprowadzić ich do sali sądowej. Książę bawi się nią jak dojrzały człowiek niewolnicą. Że zaś Sara jest brzemienna…

      – Czy tak?… – zawołała pani. – Skąd wiesz?…

      – O czym nie wie ani jego dostojność następca, ani nawet Sara?… – uśmiechnął się Herhor. – My wszystko musimy wiedzieć. Ten zresztą sekret nie był trudny do zdobycia. Przy Sarze bowiem znajduje się jej krewna, Tafet, kobieta niezrównanej gadatliwości.

      – Czy już wzywali lekarza?…

      – Powtarzam, że Sara nic nie wie o tym, zaś poczciwa Tafet z obawy, aby książę nie zniechęcił się do jej wychowanicy, chętnie ukręciłaby głowę temu sekretowi. Ale my nie pozwolimy. Będzie to przecież dziecko książęce.

      – A jeżeli syn?… Wiesz, wasza cześć, że mógłby narobić kłopotu – wtrąciła pani.

      – Wszystko przewidziane – mówił kapłan. – Jeżeli będzie córka, damy jej posag i wychowanie, jakie przystoi panience wysokiego rodu. A jeżeli syn, wówczas zostanie Żydem…

      – Ach, mój wnuk Żydem!…

      – Nie trać pani do niego zbyt wcześnie serca. Posłowie nasi donoszą, że lud izraelski zaczyna pragnąć króla. Zanim więc dziecko urośnie, żądania ich dojrzeją, a wtedy… my im damy władcę i zaprawdę pięknej krwi!…

      – Jesteś jak orzeł, który jednym spojrzeniem obejmuje wschód i zachód!… – odparła królowa, z podziwem patrząc na ministra. – Czuję, że mój wstręt do tej dziewczyny zaczyna słabnąć.

      – Najmniejsza kropla krwi faraonów powinna wznosić się nad narodami jak gwiazda nad ziemią – rzekł Herhor.

      W tej chwili czółenko następcy tronu płynęło zaledwie o kilkadziesiąt kroków od dworskiego statku, a małżonka faraona, zasłoniwszy się wachlarzem, przez jego pióra spojrzała na Sarę.

      – Zaprawdę, ona jest ładna!… – szepnęła.

      – Już drugi raz mówisz to, czcigodna pani.

      – Więc i o tym wiesz?… – uśmiechnęła się jej dostojność.

      Herhor spuścił oczy.

      Na czółenku odezwała się arfa i Sara drżącym głosem zaczęła pieśń:

      – Jak wielkim jest Pan, jakże wielkim jest Pan, twój Bóg, Izraelu!…

      – Prześliczny głos!… – szepnęła królowa.

      Arcykapłan słuchał z uwagą.

      – Dni Jego nie mają początku – śpiewała Sara – a dom Jego nie ma granic. Odwieczne niebiosa pod Jego okiem zmieniają się jak szaty, które człowiek wdziewa na siebie i odrzuca. Gwiazdy zapalają się i gasną, jak iskry z twardego drzewa, a ziemia jest jak cegła, której przechodzień raz dotknął nogą, idąc wciąż dalej.

      Jakże wielkim jest twój Pan, Izraelu. Nie masz takiego, który by Mu powiedział: „Zrób to!”, ani łona, które by Go wydało. On uczynił niezmierzone otchłanie, ponad którymi unasza się, kędy chce. On z ciemności wydobywa światło, a z prochu ziemi – twory głos wydające.

      On srogie lwy ma za szarańczę, ogromnego słonia waży za nic, a wieloryb jest przy Nim jak niemowlę.

      Jego trójbarwny łuk dzieli niebiosa na dwie części i opiera się na krańcach ziemi. Gdzież jest brama, która by Mu dorównała wielkością? Na grzmot Jego wozu narody truchleją i nie masz pod słońcem, co ostałoby się przed Jego migotliwymi strzałami.

      Jego oddechem jest wiatr północny, który otrzeźwia zemdlałe drzewa, a Jego dmuchnięciem jest chamzim, który pali ziemię.

      Kiedy wyciągnie rękę swoją nad wody, woda staje się kamieniem. On przelewa morza na nowe miejsce jak niewiasta kwas do dzieży. On rozdziera ziemię niby zbutwiałe płótno, a łyse szczyty gór nakrywa srebrnym śniegiem.

      On w pszenicznym ziarnie chowa sto innych ziarn i sprawia, że lęgną się ptaki. On z sennej poczwarki wydobywa złotego motyla, a ludzkim ciałom w grobach każe oczekiwać na zmartwychwstanie…

      Zasłuchani w śpiew wioślarze podnieśli wiosła i purpurowy statek królewski z wolna płynął sam z biegiem rzeki. Nagle Herhor podniósł się i zawołał:

      – Skręcić do Memfis!…

      Wiosła uderzyły, statek zawrócił w jednym miejscu i z szumem zaczął wdzierać się w górę wody. Za nim goniła stopniowo milknąca pieśń Sary:

      – On widzi ruch serca mszycy i ukryte ścieżki, po których chadza najsamotniejsza myśl ludzka. Lecz nie masz takiego, który by Jemu spojrzał w serce i odgadł Jego zamiary.

      Przed blaskiem Jego szat wielkie duchy zasłaniają swoje oblicza. Przed Jego spojrzeniem bogowie potężnych miast i narodów skręcają się i schną jako liść zwiędły.

      On jest mocą, On jest życiem, On jest mądrością, On twój Pan, twój Bóg, Izraelu!…

      – Dlaczego wasza dostojność kazałeś odsunąć nasz statek? – zapytała czcigodna Nikotris.

      – Czy wiesz, pani, co to jest za pieśń?… – odparł Herhor w języku zrozumiałym tylko dla kapłanów. – Przecież ta głupia dziewczyna na środku Nilu śpiewa modlitwę, którą wolno odmawiać tylko w najtajemniejszym przybytku naszych świątyń…

      – Więc to jest bluźnierstwo?…

      – Szczęście, że na tym statku znajduje się tylko jeden kapłan – mówił

Скачать книгу