Faraon. Болеслав Прус

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Faraon - Болеслав Прус страница 31

Faraon - Болеслав  Прус

Скачать книгу

a zapewne od dzieciństwa do śmierci.

      „I to takie twory – myślał książę, patrząc na pracę rolników – takie twory chcą zrobić mnie wykonawcą swoich przywidzeń!… Jakich zmian mogą oni żądać w państwie? Chyba, ażeby ten, kto czerpie wodę do niższej studni, przeszedł do wyższej albo zamiast polewać grzędy kubłem, skrapiał drzewa sikawką?…”

      Gniew bił mu do głowy, a upokorzenie przygniatało go na myśl, że on, następca tronu, dzięki bajkom takich oto istot, całe życie kiwających się nad studniami mętnej wody, nie został namiestnikiem!

      W tej chwili usłyszał między drzewami cichy szelest i – delikatne ręce oparły się na jego ramionach.

      – Cóż, Saro? – spytał książę, nie odwracając głowy.

      – Smutny jesteś, panie mój?… – odparła. – Nie tyle ucieszył się Mojżesz widokiem ziemi obiecanej, ile ja, gdyś powiedział, że sprowadzasz się tu, aby ze mną mieszkać. Lecz już dobę jesteśmy razem, a jeszcze nie widziałam twego uśmiechu. Nawet nie mówisz do mnie, ale chodzisz ponury, a w nocy nie pieścisz mnie, tylko wzdychasz.

      – Mam zmartwienie.

      – Powiedz mi je. Zgryzota jest jak skarb dany do przechowania. Póki strzeżemy jej sami, nawet sen ucieka od nas i dopiero wtedy robi się lżej, gdy znajdziemy drugiego stróża.

      Ramzes objął ją i posadził przy sobie na ławce.

      – Kiedy chłop – rzekł z uśmiechem – nie zdąży przed wylewem zebrać z pola, żona mu pomaga. Ona pomaga mu też doić krowy, nosi mu jadło za dom, myje go, gdy wróci od pracy. Stąd urosła wiara, że kobieta może ulżyć kłopotów mężczyźnie.

      – Ty w to nie wierzysz, panie?…

      – Książęcym troskom – odparł Ramzes – nie poradzi kobieta, nawet tak mądra i władna jak moja matka…

      – Przebóg! jakież one są, powiedz mi? – nalegała Sara, tuląc się do ramienia następcy. – Według naszych podań, Adam opuścił raj dla Ewy; a przecie on był chyba największym królem najpiękniejszego królestwa…

      Książę zamyślił się, po chwili zaczął:

      – I nasi mędrcy uczą, że niejeden mężczyzna wyrzekł się dostojeństw dla kobiety. Ale nie słychać, ażeby który zyskał co wielkiego przez kobietę; chyba jaki wódz, któremu faraon oddał córkę wraz z dużym posagiem i urzędem. Ale pomóc do wydźwignięcia się czy to na wyższe stanowisko, czy choćby tylko z kłopotów, kobieta nie potrafi.

      – Bo może nie kocha jak ja ciebie, panie… – szepnęła Sara.

      – Wiem, że mnie kochasz na podziw… Nigdy nie żądałaś ode mnie darów ani opiekowałaś się takimi, którzy nie wahają się szukać kariery nawet pod łóżkami kochanek książęcych. Jesteś łagodniejsza od jagnięcia i cicha jak noc nad Nilem; pocałunki twoje są jak wonności z kraju Punt, a uścisk twój słodki jak sen strudzonego. Nie mam miary na twoją piękność ani słów na zalety. Jesteś dziwowiskiem między kobietami, których wargi są pełne niepokoju, a miłość kosztuje drogo. Lecz przy całej doskonałości swojej, w czym ty możesz ulżyć mym troskom? Czy sprawisz, aby jego świątobliwość zrobił wielką wyprawę na Wschód, a mnie mianował wodzem? Czy dasz mi choć aby korpus Menfi, o który prosiłem, albo uczynisz mnie w imieniu faraona rządcą nad Dolnym Egiptem? A czy sprawisz, aby wszyscy poddani jego świątobliwości myśleli i czuli jak ja, jego najwierniejszy?…

      Sara spuściła ręce na kolana i smutnie szeptała:

      – To prawda, że nie mogę… Nic nie mogę!…

      – Owszem, wiele możesz… możesz mnie rozweselić – odparł uśmiechając się Ramzes. – Wiem, że uczyłaś się tańczyć i grać. Zdejm więc te powłóczyste szaty, które przystoją kapłankom pilnującym ognia, i ubierz się w przejrzysty muślin, jak… tancerki fenickie… I tak tańcz, i tak mnie pieść jak one…

      Sara schwyciła go za ręce i z płomieniami w oczach krzyknęła:

      – Ty wdajesz się z takimi wszetecznicami?… Powiedz… niech się dowiem o mojej nędzy… A potem odeślij mnie do ojca, w naszą dolinę pustynną, w której obym cię nie była ujrzała!…

      – No, no… uspokój się – mówił książę, bawiąc się jej włosami. – Muszę przecież widywać tancerki, jeżeli nie przy ucztach, to na uroczystościach królewskich albo podczas nabożeństw w świątyni. Ale one wszystkie razem nie obchodzą mnie tyle co ty jedna, wreszcie… któraż z nich mogłaby dorównać tobie? Ty masz ciało jak posąg Izydy rzeźbiony z kości słoniowej, a z tamtych każda ma jakąś skazę. Jedne są zbyt tłuste, inne mają chude nogi albo brzydkie ręce, a jeszcze inne noszą przyprawne112 włosy. Któraż z nich jest jak ty?… Gdybyś była Egipcjanką, wszystkie świątynie ubiegałyby się, aby posiadać cię za przodownicę swych chórów. Co mówię, gdybyś teraz ukazała się w Memfisie w przejrzystej sukni, kapłani pogodziliby się z tobą, byleś chciała przyjmować udział w procesjach.

      – Nam, córkom Judy, nie wolno nosić nieskromnych sukien…

      – Ani tańczyć, ani śpiewać?… Po cóżeś się tego uczyła?

      – Tańczą nasze kobiety i dziewczęta same ze sobą, na chwałę Panu, nie zaś po to, aby w męskich sercach zasiewać ogniste ziarna pożądliwości. A śpiewamy… Zaczekaj, panie mój, ja ci zaśpiewam.

      Podniosła się z ławki i odeszła w stronę domu. Wkrótce ukazała się z powrotem. Za nią młoda dziewczyna, o wylęknionych czarnych oczach, niosła arfę.

      – Co to za dziewczyna? – spytał książę. – Czekaj no, ja gdzieś widziałem to spojrzenie?… Aha, kiedym tu był ostatnim razem, ta wystraszona dziewczyna przypatrywała mi się z krzaków…

      – To moja krewna i służebnica, Ester – odparła Sara. – Mieszka u mnie już miesiąc, ale boi się was, panie, więc zawsze ucieka. Może być, że kiedy przypatrywała się wam spomiędzy krzaków.

      – Możesz odejść, moje dziecko – rzekł książę do skamieniałej dziewczyny. A gdy skryła się za drzewami, dodał: – Ona także Żydówka?… A tenże stróż twego domu, który również patrzy na mnie jak baran na krokodyla?

      – To jest Samuel, syn Ezdreasza, także mój krewny. Wzięłam go na miejsce Murzyna, któremuś, panie, dał wolność. Wszak, pozwoliłeś mi wybierać sługi?…

      – Ależ tak. To już chyba i dozorca parobków jest Żydem, bo ma żółtą cerę i również patrzy tak pokornie, jak by żaden Egipcjanin nie potrafił.

      – Tamten – odpowiedziała Sara – jest Ezechiel, syn Rubena, krewny mego ojca. Czy nie podoba ci się, mój panie?… To są bardzo wierni słudzy twoi.

      – Czy podoba mi się! – rzekł markotny książę, bębniąc palcami w ławkę. – On nie po to tu jest, ażeby mi się podobał, lecz aby pilnował twego dobra… Nic mnie zresztą nie obchodzą ci ludzie…

Скачать книгу


<p>112</p>

przyprawny (daw.) – sztuczny, dodatkowy. [przypis edytorski]