Lalka. Болеслав Прус

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lalka - Болеслав Прус страница 59

Lalka - Болеслав  Прус

Скачать книгу

Na pierwszym miejscu stawiam tkaniny…

      – To jest podkopywanie naszego przemysłu – odezwał się oponent z grupy kupieckiej.

      – Mnie nie obchodzą fabrykanci, tylko konsumenci… – odpowiedział Wokulski.

      Kupcy i przemysłowcy poczęli szeptać między sobą w sposób mało życzliwy dla Wokulskiego.

      – Otóż i dotarliśmy do interesu publicznego!… – zawołał wzruszonym głosem książę. – Kwestia zarysowuje się tak: czy projekta szanownego pana Wokulskiego są objawem pomyślnym dla kraju?… Panie mecenasie366… – zwrócił się książę do adwokata, czując potrzebę wyręczenia się nim w kłopotliwej nieco sytuacji.

      – Szanowny pan Wokulski – zabrał głos adwokat – z właściwą mu gruntownością raczy nas objaśnić: czy sprowadzanie owych tkanin aż z tak daleka nie przyniesie uszczerbku naszym fabrykom?

      – Przede wszystkim – rzekł Wokulski – owe nasze fabryki nie są naszymi, lecz niemieckimi…

      – Oho!… – zawołał oponent z grupy kupców.

      – Jestem gotów – mówił Wokulski – natychmiast wyliczyć fabryki, w których cała administracja i wszyscy lepiej płatni robotnicy są Niemcami, których kapitał jest niemiecki, a rada zarządzająca rezyduje w Niemczech; gdzie nareszcie robotnik nasz nie ma możności ukształcić się wyżej w swoim fachu, ale jest parobkiem źle płatnym, źle traktowanym i na dobitkę germanizowanym…

      – To jest ważne!… – wtrącił hrabia zgarbiony.

      – Tek… – szepnął Anglik.

      – Jak Boga kocham, doświadczam emocji słuchając!… – zawołał marszałek. – Nigdym nie myślał, że tak można zabawić się przy podobnej rozmowie… Zaraz wrócę…

      I opuścił gabinet, aż uginała się pod jego stopami podłoga.

      – Czy mam wyliczać nazwiska? – spytał Wokulski.

      Grupa kupców i przemysłowców złożyła w tej chwili dowód rzadkiej powściągliwości nie domagając się nazwisk. Adwokat szybko podniósł się z fotelu i zatrzepotawszy rękoma zawołał:

      – Sądzę, że nad kwestią miejscowych fabryk możemy przejść do porządku. Teraz szanowny pan Wokulski raczy nam, z właściwą mu jędrnością, objaśnić: jakie pozytywne korzyści z jego projektu odniesie…

      – Nasz nieszczęśliwy kraj – zakończył książę.

      – Proszę panów – mówił Wokulski – gdyby łokieć mego perkalu kosztował tylko o dwa grosze taniej niż dziś, wówczas na każdym milionie kupionych tu łokci ogół oszczędziłby dziesięć tysięcy rubli…

      – Cóż to znaczy dziesięć tysięcy rubli?… – spytał marszałek, który już powrócił do gabinetu, ale jeszcze nie wpadł w tok rozpraw.

      – To wiele znaczy… bardzo wiele! – zawołał hrabia zgarbiony. – Raz nauczmy się szanować zyski groszowe…

      – Tek… Pens367 jest ojcem gwinei368… – dodał hrabia ucharakteryzowany na Anglika.

      – Dziesięć tysięcy rubli – ciągnął Wokulski – jest to fundament dobrobytu dla dwudziestu rodzin co najmniej…

      – Kropla w morzu – mruknął jeden z kupców.

      – Ale jest jeszcze inny wzgląd – mówił Wokulski – obchodzący wprawdzie tylko kapitalistów. Mam do dyspozycji towaru za trzy do czterech milionów rubli rocznie…

      – Upadam do nóg!… – szepnął marszałek.

      – To nie jest mój majątek – wtrącił Wokulski – mój jest znacznie skromniejszy…

      – Lubię takich!… – rzekł zgarbiony hrabia.

      – Tek… – dodał Anglik.

      – Owe trzy miliony rubli stanowią mój osobisty kredyt i przynoszą mi bardzo mały procent jako pośrednikowi – mówił Wokulski. – Oświadczam jednak, że o ile w miejsce kredytu podstawiłoby się gotówkę, zysk z niej wynosiłby piętnaście do dwudziestu procentów, a może więcej. Otóż ten punkt sprawy obchodzi panów, którzy składacie pieniądze w bankach na niski procent. Pieniędzmi tymi obracają inni i zyski ciągną dla siebie. Ja zaś ofiaruję panom sposobność użycia ich bezpośredniego i powiększenia własnych dochodów. Skończyłem.

      – Pysznie! – zawołał przygarbiony hrabia. – Czy jednak nie można by dowiedzieć się szczegółów bliższych?

      – O tych mogę mówić tylko z moimi wspólnikami – odpowiedział Wokulski.

      – Jestem – rzekł zgarbiony hrabia i podał mu rękę.

      – Tek – dodał pseudo–Anglik wyciągnąwszy do Wokulskiego dwa palce.

      – Moi panowie! – odezwał się wygolony mężczyzna z grupy szlachty nienawidzącej magnatów. – Mówicie tu o handlu perkalami, który nas nic nie obchodzi… Ale panowie!… – ciągnął dalej płaczliwym głosem – my mamy za to zboże w spichlerzach, my mamy okowitę w składach, na której wyzyskują nas pośrednicy w sposób – że nie powiem – niegodny…

      Obejrzał się po gabinecie. Grupa szlachty gardzącej magnatami dała mu brawo.

      Promieniejąca dyskretną radością twarz księcia zajaśniała w tej chwili blaskiem prawdziwego natchnienia.

      – Ależ, panowie! – zawołał – dziś mówimy o handlu tkaninami, lecz jutro i pojutrze któż zabroni nam naradzić się nad innymi kwestiami?… Proponuję więc…

      – Jak Boga kocham, cudnie mówi ten kochany książę – zawołał marszałek.

      – Słuchamy… słuchamy!… – poparł go adwokat, silnie okazując, że stara się pohamować zapał dla księcia.

      – A więc, panowie – ciągnął wzruszony książę – proponuję jeszcze następujące sesje: jedną w sprawie handlu zbożem, drugą w sprawie handlu okowitą…

      – A kredyt dla rolników?… – spytał ktoś z nieprzejednanej szlachty.

      – Trzecią w sprawie kredytu dla rolników – mówił książę. – Czwartą…

      Tu zaciął się.

      – Czwartą i piątą – pochwycił adwokat – poświęcimy rozważaniu ogólnej ekonomicznej sytuacji…

      – Naszego nieszczęśliwego kraju – dokończył książę prawie ze łzami w oczach.

      – Panowie!… – wrzasnął adwokat obcierając nos z akcentem

Скачать книгу


<p>366</p>

mecenas – w Królestwie Kongresowym do r. 1867 tytuł obrońcy przy najwyższej instancji sądowej, później w ogóle tytuł towarzyski adwokata. [przypis redakcyjny]

<p>367</p>

pens – drobna moneta brytyjska, 1/2 szylinga. [przypis redakcyjny]

<p>368</p>

gwinea – dawna angielska moneta złota, później tylko jednostka rachunkowa – 21 szylingów. [przypis redakcyjny]