Infantka. Józef Ignacy Kraszewski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Infantka - Józef Ignacy Kraszewski страница 17

Infantka - Józef Ignacy Kraszewski

Скачать книгу

brat się jej wyrzekał, znać nie chciał, i śmierć jego mogła lada chwila, bez opieki, bez przyjaciół, rzucić na łup rozterek domowych o wybór pana.

      Panowie polscy i litewscy mieli o niej pamiętać, czy nie?? Pomiędzy niemi liczyła przyjaciół niewielu, niechętnych i obojętnych tysiące.

      Nadzieja, jakkolwiek słaba, ułudna jakiegoś szczęścia, odżycia, odmłodzenia, poruszyła jej sercem. Henryk się jej podobał, coś zdawało się mówić, że on był tym przeznaczonym!

      W błogiem, razem i tęsknem marzeniu, Anna spędziła chwilę długą… Siadła zadumana, a lękając się, aby jej wizerunków nie odebrano, aby się nie wyśmiewano może z zajęcia niemi, schowała je skrzętnie.

      Żalińska, która wiecznie i zawsze teraz wymówkami ją karmiła, naganiała, gniewała się, dąsała – i to marzenie pewnie znalazłaby grzesznem… i niewłaściwem.

      Z tem marzeniem o Henryku, milcząca… poczęła się wreście modlić, aby natrętne myśli odpędzić.

      Talwosz, dla miłości królewnej Anny, a trochę i dla pięknych oczów Dosi Zagłobianki, nabiegawszy się zrana ze srebrem i szczęśliwiej, niż się spodziewał, dostawszy grosza, spoczywał już na laurach dnia tego i wesoło rozmawiał z Bobolą, który posępny siedział na swoim tarczanie, biadając, gdy do drzwi zapukano i w tejże chwili uchylono je; główka wyrostka, dziewczyny z krótko ostrzyżonemi włosami, ukazała się w nich, oczyma poszukała Talwosza i zawołała.

      – Pana Talwosza proszą!

      Nie pytając kto i sądząc, że albo Żalińska go potrzebuje, lub królewna wołać każe, porwał Litwin za czapkę i pobiegł.

      Dziewczyna poprzedzała go, wyskakując przez korytarz aż do antykamery, w której z założonemi rękami na piersiach, z podniesioną dumnie głową, stała oczekująca na niego Zagłobianka.

      Niespodziewane szczęście dla rozkochanego Talwosza.

      Dziewczę, które przyprowadziło go tutaj, wskazało palcem Dosię. Talwosz się ukłonił, serce mu biło…

      Zadumana Dosia zdawała się namyślać, co mu ma powiedzieć.

      – Nie potrzebuję was pytać – rzekła – czyście tak przywiązani do królewnej, jako ja? Choć niedawno jesteście na jej dworze, ale mam was za wiernego sługę naszej pani.

      – I możecie za to poręczyć – przerwał Talwosz, rękę kładnąc na piersiach.

      Zagłobianka powiodła białą rączką po czole.

      – A! – rzekła smutnie – gdyby ona tylu miała przyjaciół, co ma wrogów… Na nią się wszyscy spikają i sprzysięgają. Opuścił ją król i zaniedbał… a drudzy, gdy on oczy zamknie, wszystko będą czynili w interesie jakichś tam przyszłych panów, którym się chcą zaprzedać… a o królewnie, choć się jej to państwo należy i korona, ani pomyślą!!

      Westchnęła Dosia i nagle zniżywszy głos, poczęła żywiej.

      – Cesarz Maksymilian ma już tu więcej przyjaciół, niż ona… Wszyscy za nim i z nim…

      Królewna wie na pewno, że kardynał Commendoni tylko o cesarskich interesach myśli, a o jej los wcale nie dba.

      Jak i zkąd my to wiemy, z tego ja nie potrzebuję wam się spowiadać, ale to pewno, że kardynał, który codzień wyjeżdża do lasku Bielańskiego dla świeżego powietrza, dzisiaj się tam ma spotkać z kimś… pono z Litwy. Będą tam jakieś narady.

      Spojrzała na Talwosza, nie śmiejąc dokończyć. Litwin się zarumienił.

      – Niemiła to rzecz – odezwał się – podsłuchiwać i szpiegować, i jeśli komu, to mnie ona nie przystała… ale gdy idzie o królewnę…

      – O ocalenie jej może! – przerwała Dosia gorąco – bo niebezpieczeństwo dosyć czasem znać, aby go uniknąć. Gdybyś waszmość choć o tem się dowiedział, kto tam kardynała oczekuje, z kim i… o czem będzie narada.

      Wejrzenie dziewczęcia, które doskonale wiedziało, że niem co zechce, wymoże na Talwoszu, stało się tak nalegającem, iż Litwin gotowym się uczuł na wszystko.

      – Już kiedy kardynał – dodała Zagłobianka – takich sposobów używa, iż za miastem w lesie zwołuje schadzki, niemałej wagi sprawa być musi, i osoby do niej wezwane.

      – Ja naszych Litwinów wszystkich znam, i Chodkiewiczów i Radziwiłłów, i ile ich tam jest – rzekł Talwosz.

      Dosia przerwała mu.

      – Ponieważ Commendoni już wprzódy się znosił z Polakami, z wojewodą Firlejem, z Zebrzydowskiemi nawet… a teraz Litwinów sprowadza, oczewista rzecz, że idzie o ważne sprawy, o spadek po królu, którego już uważają jakby dni jego policzone były.

      Talwosz zamyślony stał, wąsa mordując i wargi zakąsywając.

      – Kardynał, Włoch przebiegły, jak tu żaden – rzekł – dosyć przypomnieć, że króla zmógł, gdy mu o rozwód chodziło; miarkujcież miłość wasza, jeżeli on do lasku jedzie dla skrytości, postawi pewnie straże i zbliżyć się do nich nie będzie podobna.

      Dosia rzuciła ramionami.

      – Na to waszmość masz rozum i przebiegłość – odezwała się rzeźko. – Zapewne że tak jak stoisz, nie zbliżysz się, ale…

      Talwosz się rozśmiał.

      – A! prawda – zawołał – juści się za chłopa albo za babę po grzyby idącą mogę przebrać.

      – Dosyćby za żebraka – wtrąciła Zagłobianka żywo.

      – Nie wiecie o której godzinie ta schadzka w lasku ma się odbyć? – zapytał Talwosz.

      – Przed wieczorem, czasu dużo do stracenia nie ma, a choćbyś waszmość się jaką godzinę przechadzał, oczekując, nie tak to sroga męka.

      Litwin nic jeszcze stanowczego nie odpowiadał, poczęła się niecierpliwić Zagłobianka.

      – Pójdziesz, czy nie? – spytała.

      – Muszę – rzekł posłuszny Litwin – ale jak ja to potrafię, co mi rozkazujecie… jeden Bóg wie.

      – Ja wam nie rozkazuję – przerwała Dosia – nie dla mnie to uczynicie, ale dla królewnej.

      Talwosz wejrzeniem zdawał się jej mówić, że przynajmniej równie dla niej, jak dla Anny, podejmował się bardzo niebezpiecznego i nieprzyjemnego szpiegostwa.

      Nie upłynęła godzina potem, gdy odarty żebrak z osmoloną twarzą, w sukmanie dziurawej, w łapciach, o kiju, z zamku się przez ogród spuścił ku Wiśle, odwiązał u brzegu przytwierdzone czółenko małe, siadł do niego niepostrzeżony i potężnie wiosłem robiąc posunął się, obejrzawszy dokoła, z biegiem rzeki ku Bielanom.

      Trudno

Скачать книгу