Mars. Bezlitosna siła, t.4. Agnieszka Lingas-Łoniewska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Mars. Bezlitosna siła, t.4 - Agnieszka Lingas-Łoniewska страница 4
– Dobrze. Będę czekać. – Pokiwała głową i się uśmiechnęła. Ścisnęła mocno moją rękę. – Kocham cię.
– Ja ciebie też, maluchu.
* Wygraj lub zgiń (ang.)
Rozdział 2
Linkin Park, Talking to Myself
Jak zawsze, wieczór spędzałem w podziemiu. Do południa pilnowałem dostaw w klubie i w hali, wziąłem na siebie część obowiązków Patryka, bo odkąd urodziła się Patrycja, mój brat spełniał się jako ojciec i mąż. Wcześniej dotarł z małą do klubu, ja akurat przyjechałem poćwiczyć. To, co ujrzałem w jego gabinecie, rozbawiło mnie, ale i trochę wzruszyło. Patryk, wielki jak góra, trzymał w swojej ciemnej łapie małe zawiniątko i… śpiewał. Cholera, to mnie rozwaliło. Mała zasnęła, a on powoli umieścił ją w foteliku samochodowym, który pełnił także funkcję nosidełka, i spojrzał na mnie swoim czarnym wzrokiem.
– Jak masz powiedzieć coś głupiego, to lepiej się najpierw zastanów – warknął.
– Nie, no skąd. Ale wiesz… śliczny masz głosik, bracie.
– Powiedziałbym ci, co masz zrobić sobie sam, ale nie przeklinam przy córce.
– A czy ona nie jest za mała, by cokolwiek rozumieć? – Usiadłem na skórzanej sofie i sięgnąłem po wodę.
– Naprawdę żałuję, że nie mam dzisiaj czasu, żeby cię trenować. Moja córka wszystko rozumie. I nie waż się przy niej przeklinać, wujciu Darciu.
– Przyjąłem – powiedziałem karnie.
– Muszę jechać, moja żona ma dzisiaj wychodne. A właśnie, jak skończysz, to rzuć okiem, co tam u dziewczyn. Martyna będzie tutaj z Inez i Liwią.
– A Konrad też będzie?
– Tak.
– Okej, zajrzę do nich. – Spojrzałem na brata. Byłem już poważny. – A jak nasza sprawa?
– Szykuje się temat. Tak, jak sobie życzyłeś.
– Okej. Zatem czekam. – Patrzyłem mu w oczy.
– Nie czekaj. Ćwicz.
Pokiwałem głową.
Rozpocząłem od biegania, potem skakanka, pompki, gruszka-refleksówka. Gdy kończyłem, przyjechał Konrad.
– Już po? – zapytał. – Jeśli poczekasz, aż się rozgrzeję, to posparingujemy.
– To dawaj, dziewczyno, mam ochotę na kontakt. – Klepnąłem go w ramię.
– Dla ciebie wszystko, kochanie.
Kiedy przyjaciel się rozgrzewał, ja poćwiczyłem z workiem bokserskim i z każdym uderzeniem myślałem o tym, że dzisiaj znowu ją zobaczę. Zastanawiałem się, czy to jest dobry pomysł. Wreszcie Konrad wszedł na ring i oderwał mnie od tych myśli. Zaczęliśmy, jak zawsze, od ciosów i blokad, potem moje ulubione kopniaki z półobrotu i na końcu parter. Potem odpoczywaliśmy na macie, a Albert przyszedł zrobić nam te syfiaste koktajle według receptury Polluksa.
– Rozmawiałeś z Patrykiem? – zapytał Konrad.
– Tak, wszystko idzie według planu.
Konrad potarł swoje przydługie brązowe włosy.
– Wiesz, co bym zrobił już teraz?
Patrzyłem przez chwilę na przyjaciela.
– Jeśli chcesz tam iść i zatańczyć, powiedz tylko kiedy. Ja nie mam sentymentów, stary – zapewniłem.
– Okej, będę pamiętał. – Wyciągnął do mnie pięść, uderzyłem w nią swoją. Zerknął na zegar zawieszony nad wejściem. – Idziemy? Dziewczyny pewnie już są.
– Dołączę do was. – Mrugnąłem.
Przez chwilę mierzył mnie spojrzeniem, ale nic nie powiedział.
Pozbieraliśmy nasze rzeczy i poszliśmy do szatni i pod prysznice. Może zimna woda skutecznie oczyści moją głowę z obrazów, w których rudowłosa kobieta gra główną i to bardzo niegrzeczną rolę.
***
Postanowiłam całkowicie się wyluzować. Miałam trzydzieści pięć lat, byłam wolna, niezależna, a w mojej głowie kłębiło się ostatnio zbyt dużo głupich myśli. Dlatego nadszedł czas na to, żeby się od nich uwolnić, chociaż na tę jedną noc. Zamówiłyśmy z Inez barmany. Martyna nie piła, bo karmiła małą. Najpierw zjadłyśmy coś na mieście, a teraz siedziałyśmy w PantaRhei, rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się i czułam się dobrze. Z przyjaciółkami i na znajomym terenie.
– Kiedy jedziesz do Krakowa? – Martyna spojrzała na mnie.
– Za tydzień. W piątek, a wracam w sobotę.
– Patryk ma spotkanie w piątek w Krakowie z jakimś kolesiem od nagłośnienia. Powiedział, że możesz się z nim zabrać. W sobotę wrócicie.
– O! – Ucieszyłam się. – No to świetnie.
– Jedzie jeszcze Darek, jak coś, bo to jego kolega. Studiowali razem.
Powoli przyswajałam informacje. Nie miałam pojęcia, że on studiował.
– Okej, no problem – powiedziałam głośno, choć nie byłam pewna, czy to prawda.
– Dobra, dziewczyny, mam dzisiaj wychodne, chcę potańczyć! – Martyna klasnęła w dłonie i spojrzała na nas z wyczekiwaniem.
– Matce się nie odmawia. – Inez puściła oko i ruszyłyśmy na parkiet.
Dobrze było poszaleć i się wyluzować. Odpoczywałam, pływając, więc starałam się codziennie rano jeździć na basen. Podobnie działał na mnie taniec. Proste przyjemności. O których tak często zapominamy.
Kiedy byłyśmy już zmęczone, wróciłyśmy do loży, w której czekał już Konrad. Obserwował nas niczym jastrząb, nie odrywając wzroku od swojej Inez.
– Cześć, landrynko – powiedział, kiedy dotarłyśmy do stolika.
Pochylił się i pocałował ją w usta.
– Sparingowaliście? Masz jeszcze mokre włosy. – Inez dotknęła jego czupryny.
– Tak, Darek zaraz przyjdzie.
Zagryzłam wargę. Kiedy ujrzałam Konrada samego, poczułam zawód, ale i ulgę. Teraz ogarnęło mnie poczucie niepokoju. Aby je zabić,