Mars. Bezlitosna siła, t.4. Agnieszka Lingas-Łoniewska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Mars. Bezlitosna siła, t.4 - Agnieszka Lingas-Łoniewska страница 8

Mars. Bezlitosna siła, t.4 - Agnieszka Lingas-Łoniewska Bezlitosna siła

Скачать книгу

za śniadanie i podszedł do mnie z marsem na twarzy. O tak, nader adekwatnie.

      – O co chodzi? – zapytał.

      Wyszliśmy na zewnątrz. Zatrzymał się i patrzył na mnie zaniepokojony.

      – Jest dziewczyna, która potrzebuje pomocy. Już wcześniej do mnie dzwoniła, pytała o możliwość zamieszkania w naszym domu.

      Pokiwał głową. Widziałam, że słucha uważnie.

      – Pojedziesz tam ze mną? – poprosiłam. – Ona chce uciec, ale się boi. Jej mąż jest w domu, śpi po nocnej zmianie.

      – Pojadę. – Ruszyliśmy w stronę parkingu w Narodowym Forum Muzyki, gdzie zostawiliśmy auto. – Mówiłaś coś o policji? Nie bardzo mi z nimi po drodze…

      – Jej też nie. – Opowiedziałam, co mi przekazała. – Ona po prostu potrzebuje wsparcia, żeby zrobić ten pierwszy krok.

      – Znasz ją?

      – Nie.

      – I zadzwoniła do ciebie? – W jego głosie słyszałam niedowierzanie.

      – Tak czasami jest. Kobiety wolą prosić o pomoc obcą osobę, niż szukać jej u znajomych bądź rodziny. Tam często spotykają się tylko z krytyką.

      Wsiedliśmy do samochodu, podałam Darkowi adres i ruszyliśmy na Świeradowską. Kiedy podjechaliśmy pod dziesięciopiętrowy wieżowiec, napisałam Eli wiadomość, że już jestem. Wybiegłam z auta i po chwili poczułam, że Darek łapie mnie za rękę.

      – Poczekaj tu – mruknęłam i spojrzałam na niego, nawet nie zwalniając.

      – Chyba żartujesz. – Zatrzymał mnie. – Nie ma mowy, żebyś weszła tam sama. W ogóle masz cholernie niebezpieczną pracę. Wiem, co stało się z Martyną, do Inez też jeden dupek podskakiwał.

      – W fundacji mamy ochronę.

      – Ale tutaj jej nie ma.

      – Zadzwoniłabym.

      – I w dodatku kiepsko kłamiesz. – Spojrzał mi w oczy.

      Stanęliśmy przed wejściem do bramy z domofonem.

      – Nie zadzwonię, bo on może się obu… – Nie zdążyłam dokończyć, bo Darek właśnie otworzył drzwi.

      Schował coś do kieszeni sportowej kurtki i zapytał:

      – Które piętro?

      – Ósme.

      – Nie bój się, kotku. Jestem z tobą. – Mrugnął do mnie.

      A ja uświadomiłam sobie, że cholernie się cieszę, że jest ze mną.

      Wsiedliśmy do windy, a ja poczułam się przytłoczona. On ledwo mieścił się w tym małym pudełku.

      – Posłuchaj – zaczęłam – znam takie dziewczyny. Na pewno ją bił i znęcał się psychicznie. Proszę cię, żebyś został na półpiętrze. W razie czego zawołam. Jeśli wejdziesz tam za mną, wyglądając tak…

      – Jak bandyta? – burknął.

      – Darek, przytłaczasz samą posturą. A ona pewnie nieraz była rzucana po ścianach przez mężulka. I jest w ciąży.

      – Masz rację. – Przejechał dłonią po włosach. – Okej, będę tuż obok. Gdy tam wejdziesz, nie zamykaj drzwi.

      – Postaram się wszystko załatwić błyskawicznie.

      Wysiedliśmy, Darek zszedł kilka stopni niżej, a ja napisałam Eli wiadomość, że stoję pod drzwiami. Po chwili cichutko się otworzyły i zobaczyłam niską blondyneczkę z dużym brzuchem. I z podbitym okiem. Zacisnęłam pięści i powiedziałam z lekkim uśmiechem:

      – Jestem Liwia. Rozmawiałyśmy. Możemy jechać?

      – Tak, muszę tylko zabrać torby. Spakowałam siebie i rzeczy dla dziecka, mam wyprawkę.

      – Okej, pomogę ci.

      Weszłam do mieszkania, Ela otworzyła pokój i wzięła trzy wielkie torby. Zabrałam dwie z jej rąk, odwróciłam się i w tym momencie zostałam popchnięta na szafę. Ela stała jak zamurowana, a wielki facet z włosami ogolonymi na jeża patrzył na nas z wściekłością.

      – Co tu się dzieje? Kim ty, kurwa, jesteś?

      – Ela jedzie ze mną – powiedziałam cicho.

      – No chyba śnisz, suko. Elka, co ty odpierdalasz?!

      – Wyprowadzam się – szepnęła.

      Była przerażona, ale i tak okazała się bardzo dzielna.

      – Chyba cię pojebało! Nigdzie nie pójdziesz, kurwa! – Facet zaczął wrzeszczeć, a ja wiedziałam, że Darek na pewno go usłyszał.

      I wtedy wszystko potoczyło się błyskawicznie.

      Facet szarpnął torbę, którą trzymała jego żona, chciał ją uderzyć, ja wskoczyłam między dziewczynę a niego i jego pięść… Prawie dotarła do mojej twarzy. Prawie. Bo w ułamku sekundy facet leżał na ziemi. Darek złapał go za rękę, którą chciał mnie uderzyć, i po prostu ją zmiażdżył. Słyszałam obrzydliwy odgłos pękających kostek. Potem coś nacisnął koło szyi, a facet zwinął się z jękiem i leżał na podłodze.

      – Zabierz dziewczynę i na dół. Szybko. – Darek spojrzał na mnie, był spokojny.

      Tak cholernie spokojny. A jego czarne oczy błyszczały dziko.

      Zabrałam skamieniałą Elę, zeszłyśmy piętro niżej i tam zaczekałyśmy na windę. Domyślałam się, że Darek da nauczkę temu damskiemu bokserowi, miałam tylko nadzieję, że nie zrobi nic głupiego… I nie chodziło mi o tego dupka, oczywiście. Martwiłam się o Darka.

      ***

      Coś czuję, że poranki w towarzystwie grzecznej i poukładanej pani psycholog wcale nie będą takie grzeczne. Kiedy pojechałem z nią na Gaj, żeby pomóc jakiejś kobiecie, nie przypuszczałem, że to się tak skończy. Teraz patrzyłem na gnoja, który zwijał się z bólu, i zastanawiałem się, co jeszcze mu złamać. Do takich dupków przemawiało tylko jedno. Jak zawsze musiałem sięgać po rozwiązania siłowe, a przecież brzydziłem się przemocą. Wolałem rozmawiać i tłumaczyć. Z reguły. Pochyliłem się i złapałem tę mendę za gardło. Facet wytrzeszczył oczy i wpatrywał się we mnie z przerażeniem.

      – Jesteś typowym przypadkiem, mogliby cię opisywać w książkach. Masz problem z poczuciem własnej wartości, jesteś niespełniony, pewnie ci nie staje zbyt często, matka cię poniżała, stary napierdalał i teraz znalazłeś kogoś, na kim możesz się wyżywać, tylko dlatego że jesteś silniejszy. To strasznie słabe, wiesz?

      – Co?

Скачать книгу