The Celestina. Fernando de Rojas
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу The Celestina - Fernando de Rojas страница 5
– Sam jesteś nastolatek – burknął Muffin, który już kiedyś oświadczył wszem i wobec, żeby nigdy nie nazywać go nastolatkiem, bo nastolatkowie są dziwni, jak jego starszy brat i on nigdy nie będzie nastolatkiem. „Nie będę przeżywał buntu ani kryzysu światopoglądu, ani bólu istnienia” – mówił. Fakt, jego brat jest nieco dziwny, a jedna z sióstr Rodzynka jest emo i też jest dziwna. Mnie jednak nie przeszkadza bycie nastolatkiem. Uważam, że jest to o wiele fajniejsze niż bycie takim dzieciakiem jak Zuzia na przykład.
– Tak czy owak – wróciłem do naszego tematu – mamy szansę ich odnaleźć.
– Podobno zostawili w muzeum jakiś list – wtrącił Rodzynek.
– Tak, nie ma jeszcze o tym w gazecie, ale dzisiaj na stronie jednego z portali nastąpił przeciek i ktoś ujawnił treść tego listu oraz adres strony, na której go zamieścili. Spójrzcie. – Podałem chłopakom tablet. – Nie uwierzycie, ale oni w tym liście zostawili mapę ze wskazówkami. Kto rozszyfruje wskazówki, ten odnajdzie jeden
z obrazów.
To my, Czarna Pantera, wykradliśmy obrazy Leona Wyczółkowskiego. Jesteśmy mistrzami w swoim złodziejskim fachu
i nikt nam nie dorówna. Potrafimy okraść wszystkich i wszystko. Oddamy wasze obrazy, jeśli będziecie potrafili je odnaleźć.
Oto kilka wskazówek:
Martwa natura z pomarańczami ukryta
w grubym murze jest.
Pył historii strzeże jej. Szum drzew z dawnym
echem bitwy miesza się.
– Trochę dziwni ci złodzieje i jacy zarozumiali – bąknął Bazyl, przebiegłszy wzrokiem list.
– Skoro zostawili wskazówki, policja teraz w mig ich znajdzie. I obrazy również – stwierdził Muffin.
– Ktoś ukradł obrazy tylko dla głupiego kawału – dodał Rodzynek.
Chłopacy mieli trochę racji. Tylko że mnie coś podpowiadało, że takie rozwiązanie zagadki byłoby zbyt proste.
– Nie sądzę, żeby to był tylko wygłup. W swoim planie mają jakiś ukryty cel. A może przestraszyli się konsekwencji kradzieży i teraz chcą te obrazy po prostu oddać? Właśnie w taki sposób, żeby nikt nie mógł odkryć, kim są złodzieje?
– Czyli że poczuli wyrzuty sumienia? – zagadnął Bazyl.
– E, to jakieś podejrzane – odparł Rodzynek. – Nie wierzę, żeby poczuli wyrzuty sumienia. Zresztą nadal nie wiem, co my możemy zrobić.
– Spróbujemy odnaleźć obraz i resztę kolekcji, zanim zrobi to ktokolwiek inny – oświadczyłem. – Może wtedy wytropimy samych złodziei.
– Albo wpadniemy w ich sidła. – Muffin zawsze przewidywał najgorsze scenariusze. – Ta zagadka to na pewno pułapka. Nie są głupi, żeby zostawiać trop do obrazów – orzekł Bazyl.
– Nie mnie to oceniać, czy są głupi czy nie, ale ten ich list jest na razie jedynym dowodem w sprawie, który
w ogóle posiadamy – powiedziałem.
– Policja ma na pewno więcej dowodów, odnajdą ich o wiele szybciej – wtrącił Rodzynek.
– Policja nic nie wie – powiedziałem z przekonaniem.
śladów. Opublikowali tylko ten list w Internecie. Zapowiadają, że wkrótce mogą pojawić się inne wskazówki.
– Hej, a może to jakaś gra? – zapalił się Bazyl, miłośnik wszelkich gier.
– Jeśli tak, to my w tej grze zwyciężymy! – powiedziałem jak przystało na przywódcę grupy.
Przywódcą sam się co prawda mianowałem, no ale to ja przecież wymyśliłem nasz klub.
– Spróbujmy rozwiązać pierwszą zagadkę. – Położyłem tablet na środku stołu, żeby każdy go dobrze widział. – Sprawdźmy najpierw, jak ten obraz w ogóle wygląda.
Wstukałem w wyszukiwarkę internetową nazwisko malarza i tytuł obrazu.
Po chwili wyświetliło się mnóstwo nagłówków różnych stron. Przebiegłem wzrokiem parę linijek dotyczących samego artysty:
Leon Jan Wyczółkowski, znakomity polski malarz, grafik
i rysownik, urodził się 11 kwietnia 1852 roku w Hucie Miastkowskiej. Zmarł 27 grudnia 1936 roku w Warszawie. Uroczystości pogrzebowe odbyły się w Bydgoszczy, z którą malarz był również związany. Jego grób znajduje się we Wtelnie, niedaleko ukochanego dworku w Gościeradzu, w którym artysta wiele lat tworzył i pracował. Dzieła Wyczółkowskiego znane są w Polsce i za granicą.
Znalazłem też autoportrety artysty. Mnie najbardziej podobał się ten w czapce cyklistówce. Oto on:
Potem znalazłem obraz Martwa natura z pomarańczami. Okazało się, że to akwarela z 1912 roku.
– Stary ten obraz – stwierdził Rodzynek.
– Jasne, że stary, z ubiegłego wieku. – Wzruszyłem ramionami. – Pewnie dlatego taki cenny – stwierdziłem, bo szczerze mówiąc, na sztuce za bardzo się nie znałem.
Kiedy go obejrzeliśmy, znowu przełączyłem się na list złodziei, który zawierał wskazówki.
– Nic z tego nie rozumiem. – Muffin sapał z wysiłku intelektualnego, aż zaparował ekran tabletu.
– Weź tu nie chuchaj tak! – Odepchnąłem go. Nie chciałem, żeby tata się zorientował, że wziąłem tablet bez pytania.
Pogłówkowałem trochę i stwierdziłem, że zagadka jest dziecinnie prosta:
– Myślę, że chodzi tu o stare mury miejskie. – Popatrzyłem z góry na kumpli, którzy powinni docenić przebłysk mojego geniuszu.
– O mury? – zadumał się Rodzynek.
– Pewnie, są grube, łatwo w nich coś ukryć. Na przykład zwinięte płótna, wystarczy wyjąć parę cegieł.
– Jasne! To może chodzić o mury. – Teraz i reszta chłopaków przyznała mi rację.
– To na co czekamy? Lecimy, zanim ktoś nas uprzedzi! – zawołałem.
Wyprysnęliśmy z piwnicy, a na pytanie mojej mamy, gdzie tak pędzimy, zdążyłem tylko rzucić, że do Muzeum Okręgowego na zajęcia w terenie.
– To