Mesjasz Diuny. Frank Herbert
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Mesjasz Diuny - Frank Herbert страница 15
– Słucham – powiedział.
Irulana utkwiła w nim wzrok.
– Gdybyś wstrzymał im dostawy melanżu…
Chani pokręciła głową w niemym sprzeciwie.
– Załatwiamy to w białych rękawiczkach – oznajmił Paul. – Tupile pozostaje azylem dla pobitych wysokich rodów. Symbolizuje ostatnią deskę ratunku, ostateczne schronienie dla wszystkich naszych poddanych. Ujawniony azyl przestaje być bezpieczny.
– Jeśli mogą ukrywać ludzi, to mogą też ukrywać inne rzeczy – burknął Stilgar. – Armię, na przykład, albo zaczątki uprawy melanżu, która…
– Nie przypiera się ludzi do muru – powiedziała Alia. – Zwłaszcza jeśli chce się pokoju z nimi. – Nie bawiło jej, że została wciągnięta w spór, który przewidziała.
– Więc dziesięć lat negocjacji poszło na marne – stwierdziła księżna.
– Żadne działania mego brata nie idą na marne – rzekła Alia.
Irulana wzięła ze stołu rysik i ścisnęła go z taką siłą, że aż zbielały jej kłykcie. Paul zauważył, że opanowuje emocje, wykorzystując metodę Bene Gesserit – spojrzenie miała skierowane w głąb, oddech miarowy. Niemalże słyszał, jak odmawia litanię.
– Co zyskaliśmy? – spytała po chwili.
– Niepewność Gildii – odparła Chani.
– Chcemy uniknąć otwartej wojny z naszymi wrogami – wyjaśniła Alia. – Ich śmierć nie jest szczytem naszych marzeń. Rzezi pod sztandarem Atrydów mamy pod dostatkiem.
„Ona też to widzi” – pomyślał Paul. Dziwne, że oboje mieli takie przemożne poczucie odpowiedzialności za swarliwy, bałwochwalczy wszechświat z jego ekstazami spokoju i szaleńczych ruchów. „Czy musimy bronić ich przed nimi samymi? – zastanawiał się. – Nieustannie igrają z nicością… puste życia, puste słowa. Za dużo żądają ode mnie”. Poczuł grudę w gardle. Ile utraci chwil? Jakich synów? Jakie marzenia? Czy cena warta jest tego, co zobaczył w wizji? Któż zapyta żyjących w jakiejś odległej przyszłości, kto powie im: „Nie byłoby was tutaj, gdyby nie Muad’Dib”.
– Wstrzymanie dostaw melanżu niczego by nam nie dało – powiedziała Chani. – Nawigatorzy Gildii utraciliby zdolność widzenia w czasoprzestrzeni. Twoje siostry z Bene Gesserit utraciłyby trans prawdy. Sporo ludzi zmarłoby przedwcześnie. Komunikacja by się załamała. Na kogo spadłaby wina?
– Nie pozwoliliby, żeby do tego doszło – rzekła Irulana.
– Nie? – spytała Chani. – Dlaczego nie? Któż winiłby Gildię? Oni byliby przecież bezradni, ostentacyjnie bezradni.
– Podpiszemy traktat na ich warunkach – zdecydował Paul.
– Za pozwoleniem – Stilgar w skupieniu oglądał dłonie – chodzi nam po głowie jedno pytanie.
– Tak? – Paul poświęcił staremu Fremenowi całą swoją uwagę.
– Masz, mój panie, pewien… dar – rzekł Stilgar. – Nie możesz namierzyć unii na przekór Gildii?
„Dar!” – powtórzył Paul w myślach. Stilgar nie mógł jaśniej zażądać: „Jesteś prorokiem. Znajdź w przyszłości szlak wiodący na Tupile”.
Popatrzył na złoty blat stołu. Wciąż ten sam kłopot: jak wyrazić ograniczenia niewyrażalnego? Czy powinien mówić o fragmentacji, która pisana jest wszelkiej mocy? Jak ktoś, kto nigdy nie przeżył przyprawowego objawienia, może sobie wyobrazić świadomość wyzbytą zorientowanej czasoprzestrzeni, pozbawioną własnego wektora obrazu, ogłuchłą na mowę zmysłów?
Spojrzał na Alię; była zaabsorbowana Irulaną. Wyczuła spojrzenie brata, zerknęła na niego i ruchem głowy wskazała księżną. Aaach, tak: każda ich odpowiedź trafi do któregoś ze specjalnych raportów Irulany dla Bene Gesserit. One bez ustanku szukają wcielenia swego Kwisatz Haderach.
Jakaś odpowiedź jednak się Stilgarowi należała. Irulanie też, jak najbardziej.
– Niewtajemniczeni wyobrażają sobie, że jasnowidzeniem rządzi prawo naturalne – oświadczył. Złożył daszek z dłoni. – Ale równie prawdziwa jest odpowiedź, że to niebiosa przemawiają do nas, że odczytywanie przyszłości jest harmonijną czynnością człowieka. Innymi słowy, jasnowidzenie to naturalne następstwo fali teraźniejszości. Jest, że tak powiem, przebrane za zjawisko przyrody. Ale takiego daru nie da się użyć z myślą o osiągnięciu celów i zamiarów. Czy porwany przez falę patyk mówi, dokąd płynie? W proroczym widzeniu znikają przyczyny i skutki. Przyczyny obracają się w okazje, jakieś konwekcje lub konfluencje, miejsca zbiegu prądów. W akcie jasnowidzenia nasze jestestwo wypełniają pojęcia sprzeczne z rozumem. Dlatego rozum nie przyjmuje ich do wiadomości. Nie przyjmując zaś, staje się składową procesu i zostaje mu podporządkowany.
– Nie możesz tego zrobić? – zapytał Stilgar.
– Gdybym zaczął szukać Tupile za pomocą wizji – Paul zwrócił się wprost do Irulany – wizja mogłaby ją ukryć.
– Chaos! – wyrwało się księżnej. – Nie ma w tym… krzty logiki.
– Mówiłem, że to nie podlega prawu naturalnemu – rzekł Paul.
– Zatem istnieją granice tego, co możesz zobaczyć lub zrobić dzięki swoim zdolnościom? – spytała Irulana.
Alia ubiegła Paula.
– Jasnowidzenie nie ma granic, moja droga – oznajmiła. – A że nie ma też logiki? Cały wszechświat jest na bakier z logiką.
– Ale on powiedział…
– Jak mój brat może udzielić dokładnych informacji o granicach czegoś, co nie ma granic? Te rubieże wymykają się rozumowi.
„Alia zrobiła coś okropnego” – pomyślał Paul. Obudziła czujność Irulany, której racjonalna świadomość trzymała się mocno wartości wywiedzionych z precyzyjnych ograniczeń. Rzucił okiem na Korbę; siedział pogrążony w religijnej medytacji – „słuchając duszą”. Jak kwizarat wykorzysta tę wymianę zdań? Pogłębi religijną tajemnicę? Pomoże budzić respekt? Z pewnością.
– Tak więc podpiszesz traktat w jego obecnej postaci? – spytał Stilgar.
Paul się uśmiechnął. Sprawa jasnowidzenia, zdaniem Stilgara, została zamknięta. Fremen dążył tylko do zwycięstwa, nie do poznania prawdy. Kotwicami jego wszechświata były pokój, sprawiedliwość i mocny pieniądz. Chciał czegoś widzialnego i rzeczywistego – podpisu pod traktatem.
– Podpiszę – rzekł Paul.
Stilgar wziął do ręki drugą teczkę.
– Ostatnie meldunki dowódców frontowych w sektorze Ixa mówią o agitacji konstytucyjnej.
Spostrzegłszy,