Sekret wyspy. Dorota Milli

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sekret wyspy - Dorota Milli страница 19

Sekret wyspy - Dorota Milli

Скачать книгу

miłości.

      – Tu będziesz bezpieczna, dziecko. Tu nic ci nie grozi.

      Wiki przetarła łzę, która spłynęła jej po policzku. Siostra Stefcia nie kłamała, była bezpieczna i radosna, pierwszy raz naprawdę poczuła, że nic jej nie grozi.

      Ruszyła przed siebie, odwracając wzrok od zniszczonego czasem budynku. Znała każdy jego kąt, każdy mroczny zakamarek i tajemnicę.

      Dostała pokój na parterze. Z poszarzałymi ścianami i trzema rozstawionymi łóżkami, wybrała ustawione bliżej okna. Jedno było puste, drugie zajmowała młodsza od niej dziewczynka. Wiki nie zależało na przyjaźniach, miała swój plan. Przeczekać do osiemnastych urodzin, odzyskać swobodę. Wszystko się jednak zmieniło, gdy do nory przyjechała Lilianna Markiewicz, wyciszona dziewczyna o mądrych oczach. Wiktorię zaskoczyły jej dobre maniery i spokój w głosie. Takie grzeczne dziewczyny nie trafiały do domu dziecka.

      Młodsza dziewczynka została przeniesiona do swoich rówieśniczek, wtedy Wiktoria z Lili zaczęły odważniej się sobie przypatrywać. Czasem rozmawiały, zazwyczaj o zwykłych drobiazgach, żadna jednak nie zdradzała swoich tajemnic ani powodu trafienia do sierocińca.

      Pewnie dalej chodziłyby wokoło siebie na palcach, gdyby nie trzecia współlokatorka, zamknięta w sobie i w ciszy Alwina Konarska. Obie próbowały dotrzeć do tej wystraszonej i zaniedbanej dziewczynki o dużych niebieskich oczach i małej twarzy. Wkrótce to się udało i stały się sobie bliskie.

      Dawna więź nadal była mocna, silniejsza niż przed laty. Były jej siostrami, rodziną, wszystkim najważniejszym, co ją w życiu spotkało.

      Dlatego wróciła. Tęsknota do radosnych chwil była zbyt silna. Brakowało jej tamtej beztroski, emocji, smaku morskiego powietrza i wolności na ich wyspie, na której powierzyły sobie niejeden sekret. To właśnie ten niezamieszkały, dziki odcinek nadmorskiego lasu był ich krainą czarów, sekretną wyspą szczęścia.

      ***

      Rozpuściła włosy, by wiatr muskał je swoimi podmuchami. Delektowała się muzyką drobnych fal kłębiących się w cieśninie Dziwna. Podziwiała jachty i żaglówki dokowane przy sezonowej przystani. Z uśmiechem popatrzyła na łódź Natana „Liliannę”. Rejs w morze z Edwinem przyniósł jej niespodziewane emocje. Nadmiar wrażeń, z którymi do dziś nie odważyła się zmierzyć. Strach przed wodą, poddanie się jej uściskowi i pocałunek. Mieszkanka wybuchowa.

      Popatrzyła na drugi brzeg cieśniny porośnięty drzewami. Malownicze kadry zieleni i wody kojarzyły się jej z domem i wywoływały ciepło w sercu. Minęła figurę świetlną statku i zatrzymała się przy kotwicy, pomniku poświęconym rybakom, którzy oddali życie morzu. Solidna, z łańcuchami, sprawiała wrażenie nie do ruszenia. Zawsze gdy szły do szkoły, zatrzymywała się przy niej. Tylko jej siła zatrzymałaby ją w miejscu. Myślała o tym, że każda z nich, dziewcząt wypływających na nieznane wody, szuka swojego portu, który nazwą domem. Stały się kapitanami własnych statków i choć były to tylko małe łódeczki wypełnione po brzegi niepewnością i wątpliwościami, kierowały się na otwarte morze, za horyzont, który obiecywał spełnienie marzeń.

      Wiki nie należała do optymistów, ale nawet ona wtedy myślała o pięknej pogodzie – słońcu i jego cieple, które nigdy jej nie opuszczą. Przekonała się, że to nie pogoda decyduje, tylko ona, wszystko było w jej rękach.

      Podejmowała trudne wyzwania, lecz największy sztorm toczył się w niej. Kim być, kim zostać, kim się stać? Co robić, gdzie i z kim?

      Dryfowała przez pięć lat, przyszedł jednak moment, że wsłuchała się w swój wewnętrzny głos, poddała bez protestu i wróciła. Wprowadziła swój statek do słonecznej zatoki zwanej Dziwnowem i wyrzuciła kotwicę.

      Przyśpieszyła, oglądając miasto tętniące gwarem, pędzące życiem. Ostatnie dni sezonu letniego szybko odejdą w zapomnienie, schowane w szufladzie z tabliczką „wspomnienia”.

      Minęła port jachtowy i skierowała się do budynku portu morskiego. Potrzebowała kogoś odwiedzić. Liczyła, że ratownik znajdzie dla niej czas.

      – Musiało się coś stać. – Natan wyszedł do dziewczyny i uśmiechnął się, by dodać jej otuchy.

      – Dziękuję, że znalazłeś dla mnie chwilę. – Wiki popatrzyła na jego przystojną twarz i przyjazne oczy. Mężczyzna stał się jej bliski, był przyjacielem. Zależało jej, by go do siebie nie zrazić. – Nic się nie stało, wszystko jest w porządku.

      – Czyli nie narozrabiałem? – zapytał z uśmiechem.

      – Nic o tym nie wiem, kucharz mi nie doniósł. – Wiki rozluźniła się i zaśmiała. Właśnie to lubiła w Natanie, ten swobodny sposób bycia, którym ją ujął już przy pierwszym spotkaniu. – Wiem, że za bardzo naciskałam, dlatego przepraszam. Nie musisz się śpieszyć, rób to w swoim czasie, czytaj i poznawaj ojca na własnych warunkach.

      – Dziękuję i doceniam, tym bardziej że znam twoją niecierpliwość. – Spoważniał, patrząc w błyszczące fale. – Myślałem, że pójdzie szybciej. To jednak trudne, powrót do przeszłości, do tego, co było, gdy ojciec żył… Miałem swoje wyobrażenie, ale teraz się rozpadło. Nic nie jest takie, jakim się wydawało.

      – Mieliśmy mniej lat, mniej doświadczeń – wtrąciła Wiki, choć myślała o swoich listach.

      – Nie wiedzieliśmy tego, co wiemy teraz.

      – Nie wiesz, czy twój ojciec faktycznie chciał, żebyś znalazł notesy, czy chciałby, żebyś je czytał. W nich może być wszystko, nawet informacje o jego przyjaciołach, komendancie i doktorze.

      – Gdyby nie chciał, toby je spalił. Pewnie sam nie wiedział, co jest dobre.

      – Nie korci cię, żeby zajrzeć na koniec? Może on… Może twój tata zapisał coś ważnego?

      – O tym, dlaczego sięgnął po sznur? – wypowiedział to łamiącym się głosem.

      – Bardziej chodziło mi o śledztwo. Może napisał coś o proboszczu?

      – Też wolałbym to oddzielić, jego prywatne zapiski i sprawy, które prowadził, ale wszystko jest połączone. Notesy były wrzucone niedbale, choć zawsze lubił porządek. Przeczytałem kilka z nich, chciałem posegregować datami, ale… Zrobię to, tak będzie lepiej. – Natan nie podzielił się swoimi obawami, że przy każdym przewróceniu strony bał się natrafić na opis podjęcia decyzji o samobójstwie. Wielokrotnie zastanawiał się, czy ojciec to zaplanował, czy wykonał pod wpływem impulsu.

      – Wtedy będziesz mógł się przygotować na… koniec.

      – W którym nie ma szczęśliwego zakończenia. – Natan odetchnął głęboko, lecz z żalem. – Najwięcej napisał o mamie, o nas, gdy zachorowała. Czasem mam wrażenie, że siedzę w jego głowie, pozbawiam go prywatności. Waham się, czy powinienem to czytać.

      – To go przerosło, Natan, na szczęście ty okazałeś się silniejszy.

      – To dziwne, że ojciec, pewny i stały, okazuje się kruchy jak szkło.

      – Ludzie nakładają różne maski, by ukryć swoje wady i słabości.

Скачать книгу