Tygiel zła. James Rollins
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tygiel zła - James Rollins страница 7
Napastników było ośmiu – sami mężczyźni – w czarnych szatach, ze szkarłatnymi jedwabnymi szarfami zawiązanymi na oczach. Jednak sądząc po ich zachowaniu i precyzyjnych ruchach, najwyraźniej doskonale widzieli przez te opaski.
Eliza Guerra wystąpiła do przodu, gotowa bronić swojej biblioteki.
– Co to ma znaczyć? Czego chcecie?
Odpowiedziało jej denerwujące milczenie.
Napastnicy rozstąpili się, żeby przepuścić dziewiątego mężczyznę, widocznie przywódcę. Miał dobrze powyżej metra osiemdziesięciu wzrostu i nosił szkarłatną szatę z czarną przepaską na oczach – lustrzane odbicie stroju pozostałych. Zamiast broni trzymał w rękach gruby tom. Wytarta skórzana okładka miała ten sam odcień szkarłatu co jego szata. Tytuł wytłoczony złotymi literami był wyraźnie widoczny: Malleus Maleficarum.
Charlotte skuliła się, bo nadzieja w niej zgasła. Dotąd modliła się, żeby to był zwykły napad rabunkowy. Biblioteka zawierała wiele bezcennych woluminów. Lecz na widok księgi w rękach mężczyzny ogarnęła ją rozpacz. To wyglądało na pierwsze wydanie, z którego zachowało się tylko kilka egzemplarzy. Jeden przechowywano tutaj, w Bibliotece Joanina. Z chmurnej miny Elizy wywnioskowała, że to może być to samo wydanie, wykradzione z półki.
Książkę napisał w piętnastym wieku katolicki ksiądz, niejaki Heinrich Kramer. Łaciński tytuł tłumaczyło się jako Młot na czarownice. Służąca za podręcznik rozpoznawania, prześladowania i torturowania czarownic, należała do najbardziej krwawych i najczęściej piętnowanych ksiąg w historii ludzkości. Według szacunkowych ocen liczba przypisywanych jej ofiar przekraczała sześćdziesiąt tysięcy.
Charlotte spojrzała na swoje towarzyszki.
A teraz będzie jeszcze pięć więcej, pomyślała.
Pierwsze słowa przywódcy potwierdziły jej obawy.
– Maleficos non patieris vivere.
Rozpoznała przestrogę z Księgi Wyjścia.
Czarownicy żyć nie dozwolisz.
Mężczyzna mówił dalej po angielsku, chociaż z hiszpańskim akcentem.
– Xénese nie może zaistnieć – zaintonował. – To abominacja zrodzona z czarów i nieczystości.
Charlotte uniosła brwi.
Skąd on wie, czego próbujemy dokonać tej nocy?
Jednak ta tajemnica musiała zaczekać. Pistolety jednoznacznie mierzyły w kobiety, podczas gdy dwaj mężczyźni przynieśli dwa pięciogalonowe kanistry. Charlotte przeczytała napis na jednym: Querosene. Nie potrzebowała biegłej znajomości portugalskiego, żeby rozpoznać zawartość, zwłaszcza kiedy napastnicy przechylili kanistry i wylali oleisty płyn na podłogę.
Duszący zapach nafty szybko wypełnił ciasne pomieszczenie.
Kaszląc, Charlotte wymieniła spojrzenia ze swoimi przerażonymi towarzyszkami. Pracowały razem od sześciu lat i dobrze się znały. Nie potrzebowały słów. Nie były przykute do drewnianych słupów. Jeśli nadszedł ich koniec, te czarownice zginą, walcząc.
Lepsza kula niż ogień.
Uśmiechnęła się szyderczo do przywódcy.
– Wsadź to sobie, gnojku!
Pięć kobiet z chlupotem rzuciło się na napastników przez kałużę nafty. Pistolety wypaliły, ogłuszająco głośne w zamkniętej przestrzeni. Charlotte poczuła, że pociski wbijają się w jej ciało, ale rozpęd doniósł ją do przywódcy. Sięgnęła rozczapierzonymi rękami do jego twarzy, wbiła w nią głęboko paznokcie, rozorała policzek, zerwała mu opaskę i zobaczyła furię w jego odsłoniętych oczach.
Odrzucił przeklętą księgę i odepchnął kobietę. Wylądowała na kamiennej podłodze obok kałuży nafty. Podparła się jednym ramieniem i rozejrzała po pomieszczeniu. Ze zgrozą zobaczyła cztery pozostałe kobiety leżące bez ruchu na podłodze; ich krew mieszała się z naftą.
Szybko osłabła i też osunęła się na podłogę.
Przywódca zaklął i rzucił jakieś rozkazy po hiszpańsku.
Spod szat wyjęto pół tuzina koktajli Mołotowa i szybko podpalono.
Charlotte zignorowała je, bo ogarniało ją zimno, które tłumiło strach przed nadchodzącym żarem. Spojrzała w głąb pokoju, gdzie jakiś ruch przyciągnął jej gasnący wzrok. Pentagram Bruxas na ekranie komputera wirował szybko, znacznie szybciej niż wcześniej, jakby poruszony tym, co się stało.
Zdumiona, wpatrywała się w rozmazany obraz.
Czy Mara próbowała jej coś zasygnalizować?
Koktajle Mołotowa rozbiły się o ściany. Płomienie strzeliły wysoko i fala żaru oblała Charlotte.
Umierająca kobieta wciąż jednak wpatrywała się w serce ognia.
Symbol na ekranie przyspieszał jeszcze przez parę sekund – potem nagle znieruchomiał. Ale środek się nie zatrzymał. Fragmenty oderwały się i rozproszyły.
Przywódca, widocznie także zaintrygowany tą zagadką, podszedł do nieruchomego ciała Charlotte. Chociaż ze swojego miejsca na podłodze nie widziała jego twarzy, wyczuwała zdziwienie mężczyzny. W pentagramie pozostały tylko dwa promienie gwiazdy, niczym diabelskie rogi.
Najwyraźniej zobaczył to samo co ona, bo zesztywniał, wyraźnie obrażony. Zatoczył się do tyłu, podniósł ramię i krzyknął po hiszpańsku:
– Znisz… zniszczyć ten computadora!
Ale było już za późno. Obraz zmienił się po raz ostatni – wykonał ćwierć obrotu.
Pistolety trzasnęły, kule przeszyły ogień. Ekran komputera pękł i pociemniał. Charlotte opadła bezwładnie i podążyła za ciemnością, wypatrując obiecanego światła na końcu, modląc się o bezpieczeństwo Mary.
Lecz jeden obraz wciąż towarzyszył jej w głębinach. Płonął jasno przed oczami jej duszy. To był ostatni obraz widoczny na ekranie. Krąg wokół pentagramu zniknął i pozostał tylko nowy symbol, który urósł i wypełnił ekran, zanim kule dosięgły monitora.
Wyglądał jak grecka litera.
Sigma.
Nie wiedziała, co znaczy ten symbol, ale jego doniosłość dała umierającej nadzieję.
Nadzieję dla świata.