Długa noc w Paryżu. Dov Alfon

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Długa noc w Paryżu - Dov Alfon страница 15

Автор:
Серия:
Издательство:
Długa noc w Paryżu - Dov Alfon

Скачать книгу

bez związku z Aserem ze Starego Testamentu”, zapewnił zastępca dyrektora, nieporadnie nawiązując do podobnego brzmienia tych słów, jakby biblijna nazwa miała zaszkodzić nieskalanej reputacji placówki) została zbudowana na długo przed lotniskiem, już pod koniec dziewiętnastego wieku. Z portu lotniczego i sąsiadujących z nim osiedli spływało tu dziennie ponad trzysta osiemdziesiąt ton ścieków.

      – Muszą panowie zrozumieć szczególną trudność tej sytuacji – powiedział nauczycielskim tonem, przybranym może ze względu na zawodowe wyzwanie, a może przez brak entuzjazmu śledczych, wysłuchujących jego wykładu. – Zazwyczaj duże obiekty wrzucane do Sekwany blokują się po drodze wiele kilometrów przed dotarciem do oczyszczalni. Jeśli ktoś skoczy z mostu w Paryżu, to nie dopłynie aż tutaj. Stary dywan wrzucony do ścieków na lotnisku de Gaulle’a też do nas nie dotrze. Mamy zamontowane druciane siatki, które filtrują takie obiekty, pozwalając na przepływ tylko nieoczyszczonemu mułowi.

      Léger ledwo trzymał się na nogach od smrodu i zdecydowanie nie miał sił na dyskusję. Abadi spróbował wzbudzić w zastępcy dyrektora poczucie solidarności służby cywilnej.

      – Pan również musi zrozumieć, w jakim znaleźliśmy się położeniu. Mamy za zadanie ustalić, czy ofiara porwania żyje czy zginęła, żeby móc powiadomić rodzinę o sytuacji. Tylko pan może nam pomóc stwierdzić, czy gdzieś tu znajduje się jego ciało.

      – Nie potrzebują panowie ciała, by zrozumieć, że ten człowiek nie żyje – skarcił go Boudin. – Francuski matematyk Urbain Le Verrier odkrył Neptuna, choć nigdy go nie widział. Wystarczyła prosta dedukcja. Mówi pan, że ofiara została zrzucona z dużej wysokości do rury ściekowej do pojemnika wypełnionego środkami chemicznymi. Nie ma potrzeby zawieszać prac oczyszczalni, żeby stwierdzić, jak to się dla niego skończyło. Wystarczy logicznie pomyśleć.

      – W takim razie gdzie jest ciało? – chciał wiedzieć Abadi.

      – Gdyby to był zwykły ściek, wylądowałoby kilka kilometrów od oczyszczalni. Ale dostawcy toalet chemicznych mają specjalne pozwolenie na opróżnianie zbiorników prosto do oczyszczalni, bo ich odpady zostały już zneutralizowane. A to znaczy, że zwłoki prawdopodobnie są tutaj, w osadniku wstępnym.

      – A co to takiego? Chodzi o to? – spytał Abadi, wskazując na ogromną przestrzeń pod nimi.

      – Ten budynek najdalej z prawej strony – odparł Boudin, wskazując na konstrukcję wielkości stadionu. – Ścieki przechodzą tam proces oczyszczania przez filtry węglowe. Na szczęście odfiltrowana woda jest przeznaczona do upraw rolnych, więc to wasze ciało nie narobi dużych szkód.

      – Ten zbiornik nie jest aż taki duży – stwierdził Léger, ożywiony dawką konkretnych informacji. – Mogę tu wezwać zespół nurków, zlokalizują go w kilka godzin.

      Zastępca dyrektora się skrzywił.

      – Nie może pan wysłać nurków do osadnika. Znajdują się w nim bardzo silne środki czyszczące. To zagrażałoby ich zdrowiu.

      – To proszę spuścić wodę ze zbiornika – zaproponował komisarz.

      – Nie ma jak zamknąć oczyszczalni. Obsługuje osiem milionów ludzi!

      – To co pan sugeruje? – westchnął zdesperowany Léger.

      – Muszą panowie poczekać na następny etap. Woda jest odprowadzana stąd do następnej stacji, tego otwartego jeziora po prawej, kanałem zabezpieczonym wewnątrz gęstymi drucianymi siatkami. Ciało zatrzyma się na pierwszej z nich, uruchomi czujniki, a ja wtedy do panów zadzwonię.

      – I kiedy pana zdaniem to się wydarzy? – chciał wiedzieć Abadi.

      – W ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Najpóźniej jutro o tej porze. Jeśli tam w ogóle jest jakieś ciało. Ale jeśli coś w waszej historii się nie zgadza, to woda będzie płynąć bez żadnych zakłóceń, a ja nie zadzwonię.

      – Podstawowa logika – mruknął Abadi.

      – Potrzebujemy ciała – powiedział Léger, gdy szli z powrotem do radiowozu, czekającego na parkingu. – Jego gówno płynące przez rury nie dowodzi, że porwany dalej żyje.

      – Niech się pan nie martwi, dostanie pan ciało – pocieszył go Abadi.

      Zerknął na komórkę, ale nie było żadnych nowych wiadomości. W Izraelu chyba nikt się szczególnie nie przejął wydarzeniami na paryskim lotnisku. Jako człowiek bardzo ostrożny w kontaktach z prasą, Abadi zazwyczaj cieszył się z ciszy w mediach. Tym razem jednak to milczenie wydało mu się złowrogie.

      – Obawiam się jednak, komisarzu, że jeśli wkrótce nie zdobędziemy tych informacji, to będzie więcej zwłok.

      Rozdział 20

      W Jerozolimie była piętnasta pięćdziesiąt, kiedy do biura premiera napłynęła prośba o komentarz w sprawie raportu przygotowanego na wieczorne pasmo wiadomości.

      Niemal wszystkie stacje radiowe były kontrolowane bezpośrednio przez gabinet premiera. Dwa kanały telewizyjne podlegały ścisłej kontroli, a kolejny należał do największego donatora premiera, szwajcarskiego potentata rządzącego kasynami od Stanów po Makau. Programy informacyjne miały swoje strony internetowe i gazety, również poddające się naciskom ze strony biura szefa rady ministrów.

      Istniało jednak sporo platform poza wpływami premiera, a reporter proszący o wypowiedź pracował dla jednej z nich.

      Dla rzecznika dostatecznie niepokojący był już sam fakt, że materiały tej natury zostały zebrane, przeanalizowane, zweryfikowane i przekazane do redakcji, i nikt z działu wiadomości nie zwrócił się z tym do niego. Ale sam raport stanowił otwarte wypowiedzenie wojny.

      Wkrótce pracownicy biura spotkali się ponownie. Czterech doradców przekazywało sobie pytania od reportera. Rzecznik starał się jak najlepiej tłumaczyć je na angielski Amerykaninowi.

      – Mają raport z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, z którego wynika, że podczas ostatniej podróży do Genewy premier wywarł nacisk, żeby w drodze powrotnej do Izraela zatrzymać się na oficjalną wizytę w Monte Carlo.

      – A dlaczego akurat tam? Chciał zajrzeć do kasyna? Mało prawdopodobne.

      – Nie było żadnych podstaw do odwiedzin w Monte Carlo za pieniądze podatników, ale udało się zorganizować jakąś kolację z Żydami, którzy specjalnie na tę okoliczność przyjechali z Francji. Niby że „spotkanie dla kwestarzy”.

      – I to jest ta ich historia? Niepotrzebna podróż premiera? Żadna większa gazeta się tym nie zainteresuje.

      – Kiedy przyjechali do hotelu w Monte Carlo, żona premiera zażądała, by do ich apartamentu przyjechał główny fryzjer z Alexandre de Paris. W tym samym salonie czesała się księżna Grace.

      – Nie. Nie, nie, nie, błagam, nie – stęknął amerykański doradca, kołysząc się na krześle, jakby w modlitwie.

      – Izraelska konsul w Monako próbowała ją przekonać, że to wykluczone,

Скачать книгу