Morderstwa w Kingfisher Hill. Sophie Hannah

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Morderstwa w Kingfisher Hill - Sophie Hannah страница 14

Автор:
Серия:
Издательство:
Morderstwa w Kingfisher Hill - Sophie Hannah

Скачать книгу

Jakaś dama wypytywała o pana. Zwróciła się do pana Bixby’ego po tym, jak wysiadł pan z autokaru. – Mężczyzna wskazał na gospodę Tartar Inn. – To była piękna złotowłosa kobieta. Pytała, dokąd pan jedzie. – Teraz odwrócił się do mnie: – O pana też pytała, inspektorze.

      – Tak myślałem! – wymamrotał Poirot. – I co odparł jej monsieur Bixby?

      – Że obaj panowie wysiadacie na ostatnim przystanku, w Kingfisher Hill.

      – Czy mówili coś jeszcze?

      – Owszem. Kobieta pytała, czy przypadkiem pan Bixby się nie pomylił. Ale zaprzeczył, pokazał jej nawet listę pasażerów. Wtedy chyba mu uwierzyła.

      – To bardzo przydatne informacje – skonstatował Poirot. – Przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Teraz tylko módlmy się i miejmy nadzieję... Monsieur Bixby!

      – Tak, panie Poirot? – Nasz gospodarz mknął już w naszą stronę. – W czym mogę pomóc? Za sekundkę ruszamy w dalszą drogę!

      – Ma pan może listę pasażerów? – zapytał Poirot.

      – Ma się rozumieć. Naturalnie.

      – Czy mógłbym ją zobaczyć?

      – To zabawne, panie Poirot, jest pan już drugą osobą, która mnie o to prosi. Tamta młoda dama...

      – Tak, tak. Proszę mi pokazać tę listę.

      – Oczywiście. Oczywiście. – Bixby sięgnął do kieszeni. Zamrugał, a potem zmarszczył czoło. – Gdzie ja ją... Nie ma jej tu. Nie rozumiem. Miałem ją przy sobie, kiedy tu przyjechaliśmy.

      – Może schował ją pan gdzie indziej? – zasugerował Poirot. – Byłbym niezmiernie wdzięczny, gdyby dokładnie jej pan poszukał.

      – Tak zrobię. – Bixby wyprostował się i spoważniał, jak gdyby właśnie złożył uroczystą przysięgę, którą związał się na długie lata.

      Razem z Poirotem patrzyliśmy, jak chodzi po autokarze, szuka po kieszeniach i zagląda pod każde siedzenie. W końcu musiał przyznać się do porażki.

      – Nie rozumiem – powiedział. – Wygląda na to, że lista pasażerów zaginęła bez śladu.

      Wbrew pozorom Poirot wcale nie wyglądał na zniechęconego. Przeciwnie, kiedy to usłyszał, jakby wstąpiły w niego nowe siły.

      – Monsieur Bixby – odezwał się. – Czy to możliwe, że młoda dama, która chciała zobaczyć listę pasażerów, kiedy przyjechaliśmy do Cobham, nie oddała jej panu po tym, jak się z nią zapoznała?

      – Cóż, ja... Nie rozumiem, dlaczego miałaby ją zatrzymać. – Bixby rozejrzał się na boki, a potem wbił wzrok w ziemię. Po chwili obrócił się wkoło, jak gdyby spodziewał się znaleźć listę pod własnymi nogami.

      – Proszę sobie oszczędzić trudu – poradził mu Poirot. – Nie znajdzie jej pan. Młoda dama, której pokazał pan listę, zniknęła razem z nią. Nie wie pan pewnie, jak ta kobieta się nazywa?

      – Obawiam się, że nie – odparł Bixby. – Jej nazwisko też jest na liście.

      – Otóż to. Dlatego lista musiała zniknąć. Ma pan może gdzieś drugi egzemplarz? Może jest w biurze pańskiej firmy w Londynie?

      – Niestety, nie ma drugiego egzemplarza. Wszyscy zapłacili za podróż z góry, więc lista była mi potrzebna tylko dzisiaj, do sprawdzenia, czy wszyscy są – miałem ją potem oddać portierowi w Kingfisher Hill.

      – Zakładam, że nie wie pan, czy kobieta, o której mówimy, planowała wysiąść w Cobham?

      Alfred Bixby pokręcił głową. Wyglądał na zdruzgotanego.

      – Żałuję, że nie mogę panu pomóc, panie Poirot. – Nagle rozpromienił się jednak i dodał: – Po namyśle wydaje mi się, że początkowo nasza nieznajoma planowała jechać dalej niż do Cobham. Tak, tego jestem pewien! Kiedy tu przyjechaliśmy i autokar się zatrzymał, stałem z przodu, więc widziałem, kto wysiada, a kto zostaje na miejscu. Ta dama ani drgnęła. Mogę panu chyba szczerze powiedzieć, panie Poirot, że zwróciłem na nią szczególną uwagę. – Bixby zmrużył oczy i znacząco pokiwał głową. – Każdy zdrowy facet rzekłby to samo, rozumie mnie pan, co nie? Ha, ha!

      – Istotnie – odparł Poirot.

      – Nie miała zamiaru się stąd nigdzie ruszać, ale widocznie coś zauważyła. Wyglądała przez okno i musiała zobaczyć coś... co ją zupełnie odmieniło. Tak, słowo daję. Do tamtej pory wydawała się ospała, a potem nagle zaczęła się spieszyć i gorączkować: wypytywała o panów, chciała zobaczyć listę pasażerów, bo na początku nie wierzyła mi, że pan i inspektor Catchpool jedziecie aż do Kingfisher Hill. Na dowód tego pokazałem jej tę listę. Słowa, które usłyszałem, zbiły mnie z tropu. Powiedziała: „Czyli nie zgarnie tych panów gdzieś po drodze ich stary przyjaciel”.

      – Dziękuję, monsieur Bixby – rzekł Poirot. – Jest tak, jak przypuszczałem. Dopiero po rozmowie z panem postanowiła wysiąść w Cobham. Początkowo planowała jechać dalej.

      Kiedy razem z Poirotem zajęliśmy swoje miejsca, a autokar ruszył w dalszą drogę, postanowiłem trochę podrążyć sprawę i uzyskać kilka odpowiedzi. Wciąż nie wiedziałem, czy trzy zagadki, o których wspominał, wciąż pozostają nierozwiązane czy też mój przyjaciel zdążył już dojść do jakichś wniosków. Chciałem również wiedzieć, co zrobił z kawałkiem zakrwawionego białego materiału.

      – Materiał jest nieważny – odparł Poirot. – Miał służyć tylko do odwrócenia uwagi.

      – Czyli rozwiązałeś jedną z tych zagadek?

      – Catchpool, pomyśl rozsądnie. Jak miałem posunąć się naprzód w sprawie morderstwa brata Richarda Devonporta, skoro tkwię w wyziębionym autobusie i nie mam dostępu do potrzebnych informacji?

      – Dobrze, już dobrze. Nie denerwuj się. Mówiłeś tak, jakbyś już coś wiedział.

      – A co do Joan Blythe, która boi się Bóg wie czego – jak miałbym rozwiązać tę zagadkę, skoro sama zainteresowana ukrywa przed nami prawdę?

      – Tu masz rację. Nie chciałem tego mówić...

      Poirot wszedł mi w słowo.

      – A jeśli chodzi o tę drugą kobietę, która tak bardzo zainteresowała się naszą podróżą, to nie wiem, kogo zamordowała i dlaczego postanowiła się tym podzielić z Poirotem, ale wiem, dlaczego wzięła szpilkę do kapelusza albo jakiś inny ostry przedmiot i ukłuła się w kciuk. Zauważyłeś zapewne, że miała krew na brzegu dłoni, kiedy podbiegła do nas przed gospodą? Kiedy powiedziała: „Proszę natychmiast przyjść!” – chciała, żebyśmy pomyśleli, że krew należy do kogoś innego, że ktoś pilnie potrzebuje pomocy, albo nawet że jest już za późno na pomoc. Mais non, to nie była krew ofiary, kogoś, kto zginął albo odniósł obrażenia. To była jej własna krew, bo sama się przed chwilą okaleczyła.

Скачать книгу