Od pierwszego wejrzenia. Kristen Ashley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Od pierwszego wejrzenia - Kristen Ashley страница 5
– Tak. Czy my się znamy?
– Szukam Texa MacMillana. Pracuje tutaj.
Coś zmieniło się w jej twarzy, przeszła w tryb matki kwoki. Ale to Jet mi odpowiedziała pytaniem, nagle tak samo nasrożona.
– A ty to kto?
Spojrzałam na Ally, szukając jakiegoś wsparcia, ale ona dla odmiany przeszła w tryb lwicy, która gotowa była mnie rozszarpać, jeśli miałabym czelność choć spojrzeć na jej młode. Musiałam szybko im wyjaśnić, że nie stanowiłam żadnego zagrożenia. Historyjka z Billym mogła zaczekać.
– Jestem Roxanne Logan. Tex to mój wujek.
Zniknęły kwoki i lwica, pojawiły się trzy zdziwione oblicza, szczęki im nieco opadły. Ally krzyknęła tak głośno, że z pewnością wszyscy faceci w lokalu to usłyszeli, bo spojrzeli w naszym kierunku.
– Chyba sobie jaja robisz! – Po czym odchyliła głowę i parsknęła gromkim śmiechem.
Pozostałe kobiety również zwijały się ze śmiechu, Jet chwyciła się za brzuch.
– Nie wierzę! – krzyknęła.
Co jest, kurwa?? Zachowywały się jak wariatki. Ally krzyknęła w stronę sof:
– Nie uwierzycie, kto to jest!
– Nie mów…! – zaczęłam.
Wszystkie oczy były skierowane na mnie, a te bursztynowe, należące do Hanka, wpatrywały się jednocześnie z rozleniwieniem i ciekawością. Zrobiło mi się słabo, więc odwróciłam wzrok.
Dzwonek nad drzwiami zadźwięczał akurat wtedy, gdy Ally oznajmiła:
– To jest Roxanne, pieprzona siostrzenica Texa!
Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki wdech i oparłam się o ladę.
– Roxie?
To był łagodny pomruk. Nigdy nie słyszałam takiego głosu i tylko tak można było go opisać.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na starszą wersję mojego brata Gila. Tylko broda na twarzy olbrzyma, który był prawie tak szeroki, jak wysoki, była bardziej szpanerska. Wielka klata, blond czupryna i ciemnoniebieskie oczy. Nasza krew, jak nic. Odziany był w jeansy i flanelową koszulę, a do jego boku kleiła się ładna starsza babka. Przytrzymywała się go jedną ręką, a druga zwisała bezwładnie.
– Wujek Tex? – spytałam, choć to przecież musiał być on.
Poczułam gulę w gardle, nie mogłam powstrzymać łez, choć bardzo się starałam, ale po chwili już płynęły po moich policzkach.
– Boże drogi, Roxie! – Tex wyswobodził się z uścisku kobiety, która bez jego oparcia chwiała się na nogach, lecz mimo to się uśmiechała, i w dwóch susach dopadł do mnie.
Spróbowałam go objąć, ale rąk mi zabrakło. Ku mojemu zdumieniu chwycił mnie w ramiona i zakręcił wokół.
– Roxanne Giselle Logan, największa ślicznotka na całym pieprzonym świecie! – huknął tak, by wszyscy słyszeli.
Już mnie nos szczypał od powstrzymywanego płaczu, beczałam na dobre.
– Wujku! – Śmiałam się przez łzy, przytrzymując się jego potężnych barków. – Postaw mnie!
Wylądowałam pewnie na obcasach. Ujął moją twarz w dłonie wielkie jak bochny i ucałował w czubek głowy. Odsunął mnie nieco, by uważnie mi się przyjrzeć. Oczy mu się zamgliły i znów wyszeptał łagodnie:
– Dziewczyno, wyglądasz zupełnie jak twoja matka!
– Tata mówi to samo!
Nie mógł oderwać ode mnie wzroku.
– No niech mnie! – rzekł, a ja aż czknęłam ze wzruszenia.
Ponownie zamknął mnie w ramionach.
– Czekałem na te twoje listy. Nie poradziłbym sobie w kiciu, gdyby nie ty, kochana Roxie! W życiu! – mówił łagodnie, ale wszyscy dokładnie go słyszeli.
Próbowałam skinąć, ale głowę miałam wciąż przyciśniętą do jego piersi. Nie chciałam już powstrzymywać łez. To, co powiedział, wiele dla mnie znaczyło. Sam fakt, że powiedział to głośno przy wszystkich.
– Cholernie długo czekałem, żeby cię przytulić, Roxie, za długo!
Obejmowałam go z całej siły.
– Ja też! – szepnęłam.
Ściskał mnie już tak mocno, że ledwie mogłam oddychać. Otworzyłam oczy i moje spojrzenie skrzyżowało się z Whisky. Wciąż nie mogłam myśleć o nim „Hank”. Był dla mnie Whisky, nic nie mogłam na to poradzić. Przyglądał mi się, siedząc wygodnie na kanapie; jeden z jego butów spoczywał na krawędzi stolika. Jego spojrzenie zmieniło się diametralnie, nie było już w nim rozleniwienia, tylko uwaga.
– Wujku… – zaczęłam, wciąż patrząc na mężczyznę na kanapie. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. – Nie mogę… nie mogę oddychać!
Wtedy Whisky się uśmiechnął.
I dopiero na serio zabrakło mi tchu. Ten uśmiech sprawił, że zapomniałam, jak się oddycha.
– Przepraszam, kochaniutka! – Tex w końcu mnie puścił, ale potrząsnął tak gwałtownie za ramiona, że aż głowa mi się zatrzęsła. – IIIIIHAAAA! – krzyknął, po czym obejmując mnie, powiódł wzrokiem po zgromadzonych. – To moja siostrzenica, Roxie! – oznajmił gromkim głosem, jakby już tego nie wiedzieli.
Obrócił mnie w stronę swojej towarzyszki.
– Nancy, poznaj moją siostrzenicę!
Ochłonęłam już trochę, więc uśmiechnęłam się do niej.
– Cześć, Roxie, jestem Nancy, matka Jet – przedstawiła się i uścisnęła moją dłoń.
Osunęła się na oparcie krzesła, a ja miałam wrażenie, że chyba upadnie, jeśli nie spocznie. Patrzyłam zatroskana na jej bezwładne ramię. Już miałam o to zapytać, ale Tex pociągnął mnie w stronę ekspresu, wlókł mnie, jakbym była szmacianą zabawką.
– Indy, kobieto, Ally, i ty, Świrusko, ruszcie no swoje tyłki i poznajcie moją siostrzenicę! – zawołał, a one jak na komendę się zbliżyły.
Wszystkie je rozpoznałam: Ally była siostrą Whisky, a Świruską z jakichś nieznanych mi powodów Tex nazywał Jet.
Następnie przedstawiono mnie Lee i otrzymałam najświeższą informację o tym, że oficjalnie zaręczył się z Indy. Indianin miał na imię Vance, a Polinezyjczyk