Zależna od mafii. Ada Tulińska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zależna od mafii - Ada Tulińska страница 4

Zależna od mafii - Ada Tulińska

Скачать книгу

właśnie otworzono.

      – Wyłaź! – warknął jeden z ochroniarzy i pociągnął mnie za kark. Jęknęłam z bólu. Kiedy wysiadałam, udało mi się z całej siły nadepnąć mu na stopę, ale nie zrobiło to na nim spodziewanego wrażenia.

      – Bez głupich numerów. Mamy broń, a szef dał nam pozwolenie, żeby w razie potrzeby do ciebie strzelać.

      Przełknęłam ślinę i pospiesznie kiwnęłam głową.

      Goryl zaczął mnie prowadzić. Trzymał mnie za kurtkę na karku i w zasadzie mnie niósł, a ja tylko powłóczyłam nogami, co chwilę o coś zahaczając. Ze dwa razy upadłam, potknąwszy się o wystające z ziemi korzenie, ale silna ręka od razu stawiała mnie do pionu. Plułam błotem, w moich ustach znalazł się piach.

      W końcu dotarliśmy do jakiegoś budynku, w którym śmierdziało stęchlizną i moczem. Podłoga była mokra i lepka. Było mi niedobrze ze strachu. Najwyraźniej byliśmy u celu, bo uchwyt na moim karku się rozluźnił i mogłam stanąć na własnych nogach. Żeliwne drzwi skrzypnęły i wielkolud wepchnął mnie do środka. Był łaskaw w końcu zdjąć mi worek z głowy.

      – Czekaj tu – syknął, a ja poczułam się jak pies, któremu właśnie wydano komendę. Zatrzasnął za mną drzwi, nim zdążyłam zaprotestować.

      2

      Julia

      Moje oczy chwilę przyzwyczajały się do ciemnego wnętrza. Zamknęli mnie w jakiejś suterenie. W rogu stało zjedzone przez mole łóżko polowe i wiadro. Od betonowej podłogi biło przenikliwe zimno. W ciasnym pomieszczeniu śmierdziało jeszcze gorzej niż na korytarzu. Małe okienko pod sufitem wpuszczało nikły snop światła, który padał na obdrapane, wilgotne ściany. Po prawym rogu pomieszczenia wspinał się okropny grzyb.

      Stanęłam tyłem do drzwi i chwyciłam w dłonie klamkę. Mięśniak nawet nie był uprzejmy mnie rozkuć. Jakbym miała jakiekolwiek szanse stąd uciec. Szarpałam się kilka minut, jęcząc z wysiłku. Na moim karku pojawił się lepki, nieprzyjemny pot. W końcu straciłam cierpliwość, zaczęłam kopać drzwi i wydzierać się wniebogłosy, żeby mnie wypuścili. Po kilkudziesięciu minutach dyszałam ze zmęczenia, włosy przylepiły mi się do mokrego od potu czoła. Zachrypnięta i pokonana, usiadłam na łóżku i zaczęłam pociągać nosem, ale łzy nie leciały. Rzadko płakałam. Zachowałam spokój, kiedy dyrektor liceum przerwał lekcję i poprosił mnie na korytarz, a następnie oznajmił mi z grobową miną, że mój ojciec został aresztowany, i przedstawił mi panią z opieki społecznej. Wtedy byłam w stanie jedynie zaciskać zęby ze złości na ojca za to, w co się wpakował. Nie płakałam również, kiedy nasza matka oznajmiła nam, że się zakochała i wyprowadza się w góry. Miałam wtedy jedenaście lat. Potrafiłam jedynie pokazać jej, jak bardzo również mam ją w poważaniu. Zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem i włączyłam muzykę na cały regulator.

      Nikt do mnie nie przyszedł. W głębi serca liczyłam na to, że ten cały Filip się do mnie pofatyguje i będzie łaskaw wyjaśnić, o co tutaj chodzi.

      W końcu wymęczona i załamana zasnęłam. Gdy się obudziłam, do mojej celi wślizgiwały się promienie porannego słońca. Od wczoraj się nie załatwiałam i już bardzo mi się chciało. Z daleka omijałam jednak obrzydliwe wiadro. Po południu pęcherz zaczął boleć od wstrzymywania moczu. Westchnęłam z frustracją. Miałam do wyboru wiadro albo swoje dżinsy. Gdy już moja wola zaczęła się łamać, usłyszałam ciężkie kroki na korytarzu. Odgłos przekręcanego klucza zagrzechotał w moich uszach i odbił się echem po pomieszczeniu. Po chwili na progu pojawił się ten wysoki jak szafa i umięśniony ochroniarz. Spojrzałam na niego z nienawiścią.

      – Wstawaj – warknął i przywołał mnie wielką ręką. W dłoni trzymał worek, w którym tu przyjechałam poprzedniego dnia. Nie ruszyłam się, analizując dostępne opcje. Facet natychmiast pokazał mi kaburę z bronią. Łudząc się naiwnie, że zaprowadzi mnie do łazienki, wykonałam jego rozkaz. Założył mi worek na głowę, a potem boleśnie wbił palce w moje ramię.

      Znowu zafundował mi spacer po śmierdzącym labiryncie korytarzy. Po kilku chwilach wyprowadził mnie na zewnątrz. Nabrałam w płuca świeżego powietrza. Czyżby mój ojciec się z nimi dogadał?

      – Odwozicie mnie do domu? – zapytałam z nadzieją. Odpowiedziało mi jedynie enigmatyczne chrząknięcie, które wzięłam za potwierdzenie. Po chwili znalazłam się ponownie we wnętrzu auta. Facet łaskawie przytrzymał mi czaszkę, żebym nie uderzyła się czołem w karoserię. W środku wyczułam znajomy zapach wody kolońskiej. Ken znowu prowadził, a mięśniak zajął przedni fotel pasażera.

      – Muszę się załatwić – zakomunikowałam, kiedy auto ruszyło. Odpowiedziała mi cisza.

      – Jak nie zaprowadzicie mnie do łazienki, to załatwię się tutaj, zaraz – zagroziłam.

      Nic sobie z tego nie robili.

      – Błagam – wyjęczałam żałośnie.

      – Od razu lepiej – mruknął mięśniak i zaśmiał się dziwnie.

      Ściągnęłam usta zażenowana.

      – Nie wytrzymam. Uprzedzam.

      – Ja pierdolę! – westchnął Ken, skręcił gwałtownie i zatrzymał auto. – Tylko szybko. Szef nie lubi opóźnień.

      Drzwi z mojej prawej strony otworzyły się i mięśniak wyciągnął mnie na zewnątrz. Rozkuł mnie, a potem zdjął mi worek z głowy. Zamrugałam od nagłej jasności. Zatrzymaliśmy się przy jakiejś niewielkiej leśnej drodze.

      – Nic nie próbuj. Aleks ma cię na muszce, a on nie pudłuje. – Wskazał brodą na swojego kolegę, który wyciągnął teraz kałach, podobny do tych, z jakich korzystają snajperzy, i położył go na dachu auta. Na więcej prywatności nie miałam co liczyć. Zrobiłam siku możliwie szybko, odwracając się do nich tyłkiem. Ku mojemu zdziwieniu, kiedy się obróciłam, obaj patrzyli w przeciwnym kierunku.

      Gdy było już po wszystkim, pokornie dałam sobie założyć na oczy worek i skuć ręce. Adrenalina odpuściła, czułam się po prostu bardzo zmęczona. Oparłam się o skórzaną tapicerkę i westchnęłam. Już po wszystkim, wracam do domu.

      Po dłuższej chwili mojego milczenia goryle przestali zwracać na mnie uwagę. Chyba myśleli, że zasnęłam, bo zaczęli swobodnie rozmawiać.

      Dowiedziałam się, że jest już po siedemnastej i szef opierdoli ich za spóźnienie, ogólnie są wykończeni. Czyli wieźli mnie do Filipa. Mogłam jedynie modlić się, by mój tata wszystko załatwił, i jechałam, żeby zastaw, czyli ja, został przekazany.

      Droga trwała dłużej niż poprzedniego dnia i zaczęłam się denerwować. A co, jeżeli Filip zdecydował, że musi bardziej zmotywować mojego ojca i na przykład wysłać mu filmik z tortur albo mój palec?

      Ze stresu zaschło mi w gardle.

      – Daleko jeszcze? – zapytał mięśniak.

      – Nawigacja pokazuje piętnaście minut – odpowiedział Ken.

      Każda minuta z kolejnego kwadransa wydawała mi się straszniejsza. Z jednej strony chciałam już dojechać na miejsce i stawić czoła gangsterowi,

Скачать книгу