Zależna od mafii. Ada Tulińska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zależna od mafii - Ada Tulińska страница 6

Zależna od mafii - Ada Tulińska

Скачать книгу

dłoń chwyciła mnie za kurtkę i przyciągnęła do siebie. Wstrzymałam oddech, patrząc w jego ciemne oczy. Błysnęło w nich coś mrocznego i coś, co normalnie odczytałabym jako pożądanie. Ale jak on by mógł pożądać mnie? W tych brudnych ubraniach… Spuścił wzrok na moje wargi, a potem odepchnął mnie z niechęcią.

      – Nie drażnij mnie, Julia – ostrzegł ostro. – Mogę sprawić, że twoje życie stanie się jeszcze bardziej podłe.

      Nie miałam ochoty sprawdzać jego obietnicy. Zdziwił mnie fakt, że zna moje imię, najwyraźniej wiedział więcej, niż mogłam przypuszczać. Czy był klientem mojego ojca?

      Wstał i spojrzał na mnie z góry, poprawiając klapy od marynarki. Niespiesznie obszedł mnie dookoła, świdrując pogardliwym spojrzeniem i wzniecając we mnie świeży płomień strachu. Instynktownie odskoczyłam, kiedy nachylił się, żeby porwać z blatu zostawiony przez jednego z goryli pęk kluczy.

      Chwycił mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Jego palce były zimne jak lód. Kiedy rozpinał kajdanki, moje dłonie drżały niespokojnie.

      – Możesz to zjeść. – Skinął głową w stronę talerza. Kajdanki rzucił niedbale na gzyms kominka i skierował swoje kroki w głąb domu. Popatrzyłam na kanapki ze złością. Za kogo on się miał, częstując mnie jedzeniem, podczas gdy płaszczę się przed nim na dywanie? Byłam bardzo głodna i spragniona, ale nie na tyle, żeby dać się tak traktować. Z oburzenia trzęsły mi się ręce. Chwyciłam talerz i zamachnęłam się nim z całej siły. Przeleciał obok jego ucha i wylądował na ścianie, rozbijając się w drobny mak. Szkoda, że spudłowałam.

      Filip zatrzymał się, sprawiając, że zamarłam. Moje serce przeszył paniczny strach. Myślałam, że zaraz zawróci i wyceluje we mnie bronią albo nożem. On jednak milczał.

      – Posprzątaj to – warknął i ruszył ponownie.

      – Pierdol się – mruknęłam pod nosem. To nie było mądre, jednak jakaś część mnie nie miała zamiaru się ugiąć. Odwrócił się gwałtownie, a jego spojrzenie sprawiło, że wokół mojego żołądka ponownie owinął się drut kolczasty. Otworzył szeroko oczy i zacisnął zęby. Po chwili rozluźnił ramiona i wróciła chłodna fasada opanowania i spokoju. Emanowała od niego męska siła i dominacja.

      – W trzy sekundy mogę cię odesłać do celi, w której spędziłaś ostatnie kilkanaście godzin. Chcesz?

      Wbiłam w niego wściekłe spojrzenie. Schował ręce w kieszeniach i czekał.

      – Posprzątaj tu. A potem idź się umyć. Na górze jest łazienka.

      – Nie jestem twoim psem – warknęłam. – I nie pozwolę się tak traktować.

      Jego opanowanie natychmiast wyparowało, a mięśnie rąk się napięły.

      – Masz rację. Pies ma swoje miski i swoje posłanie – wysyczał. – A teraz zrób, co powiedziałem. Chyba że…

      Uniosłam zadziornie podbródek, co sprawiło, że jego nozdrza zafalowały ze złości.

      – Chcesz zostać ukarana – skończył, a jego twarz wyrażała dziwną ekscytację.

      Byłam ciekawa, czy zaraz pstryknie na swoich goryli, żeby znowu mnie zataszczyli do auta i zawieźli do więzienia, w którym spędziłam noc. Możliwe, że przyglądając mi się z wyższością, również rozważał tę opcję. Gdy tylko podjął decyzję, w jednej chwili znalazł się przy mnie i złapał mnie za ręce.

      – Jak sobie życzysz – warknął i uniósł mnie na nogi. Naparł na mnie całym ciałem i zaczął mnie popychać w stronę okna tarasowego. Jego masywna dłoń z roleksem chwyciła za klamkę i wypchnął mnie na zewnątrz. Zachwiałam się niezdarnie, potykając o deski. Złapał mnie w ostatniej chwili za kurtkę, sprawiając, że zawisłam nad taflą wody. Było już niemal ciemno, a na zewnątrz unosiła się mleczna mgła.

      – Ostatnia szansa, kochanie – powiedział ostrzegawczo. Światło z wnętrza domu obrysowywało jego sylwetkę i nie byłam w stanie dostrzec wyrazu jego twarzy.

      – Nie ośmielisz się! – syknęłam, łapiąc go za rękaw.

      Zaśmiał się ponuro.

      – Ośmielę się zrobić o wiele gorsze rzeczy – wycedził i mnie puścił, a drugą ręką pchnął mnie na tyle mocno, że rękaw jego marynarki wyślizgnął mi się ze spoconych dłoni.

      Patrzyłam, jak tafla lodowatej wody zamyka się nad moją głową, zimno przebiło się przez moje ubranie, przenikając do kości. Wierzgałam rękoma i nogami, bezradnie próbując się wydostać na powierzchnię. Nie umiałam pływać, a mój błędnik wariował, otworzyłam usta i woda wdarła się do mojego przełyku. Nakazałam sobie skupienie i dyscyplinę. Z trudem otworzyłam oczy i zamrugałam, ale równie dobrze mogłam tego nie robić. Dookoła mnie panowała martwa, niczym niezmącona ciemność. Chwilę dryfowałam, póki coś nie zaczęło migać pod moimi stopami. Światło, to było światło. Nagle jakaś ciemna plama przysłoniła mi widok. Silne ręce chwyciły mnie za kurtkę i pociągnęły do góry.

      Wynurzyłam się, rozpaczliwie walcząc o oddech, i złapałam za drewno pomostu. Zaczęłam pluć wodą.

      Obok mnie Filip podciągnął się i wydostał na pomost. Ja musiałam przesunąć się wzdłuż brzegu do drabinki. Patrzył z uniesioną brwią, jak wyczołguję się niezdarnie na deski.

      Chwilę kaszlałam na czworakach, nie mogąc uwierzyć w to, co się przed chwilą wydarzyło.

      – Będziesz miała jeszcze więcej sprzątania – warknął, chowając się do ciepłego wnętrza i patrząc wymownie na ciągnącą się za nim ścieżkę wody. Mokra koszula przylgnęła do jego umięśnionego ciała. – Nikt nie wie, że tu jesteś, i nikt się nie dowie, jeśli znikniesz na dnie tego cholernego jeziora.

      Gdy wszedł do domu, po raz drugi prawie się rozpłakałam. Z trudem podniosłam się na nogi i wróciłam do środka. Smarkając, zdjęłam mokre spodnie, kurtkę i sweter i wycisnęłam wszystko przez próg. Położyłam je koło kominka. W korytarzu znalazłam schowek, w którym były mop i wiadro.

      W białej bokserce i majtkach dokładnie posprzątałam szczątki talerza i mokre ślady, które Filip zostawił w drodze do łazienki. Kończyłam właśnie wycierać podłogę przy wejściu, gdy ponownie usłyszałam jego głos:

      – Widzisz, jak chcesz, to potrafisz.

      Salon był wysoki na dwie kondygnacje. Spojrzałam w kierunku, z którego dobiegały słowa Filipa, i odgarnęłam włosy z czoła. Stał na pierwszym piętrze, opierając się masywnymi dłońmi o żeliwną balustradę, i wbijał we mnie obojętne spojrzenie. Nie miał na sobie koszulki, jedynie czarny ręcznik osłaniał jego szczupłe biodra. Śniada skóra napinała się na mięśniach klatki piersiowej i płaskiego brzucha.

      Spojrzenie Filipa przesunęło się po moim szczątkowym ubraniu, co natychmiast spotkało się z reakcją mojego ciała. Modliłam się, by z takiej odległości nie dostrzegł tego, jak bardzo stwardniały mi brodawki. Niestety na pewno prześwitywały przez mokry materiał. Odwróciłam się, by dokończyć sprzątanie i wycisnąć mopa.

      – Jak skończysz,

Скачать книгу