Zależna od mafii. Ada Tulińska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zależna od mafii - Ada Tulińska страница 5
– Dobrze ci radzę, bądź bardziej potulna. – Wysoki ochroniarz szepnął mi do ucha, nim weszliśmy do środka. Jakaś część mnie chciała go teraz kopnąć w krocze i zacząć uciekać, ale wiedziałam, że nie mogę. Taka zagrywka mogłaby narazić tatę i Patryka. Poza tym zaskoczył mnie jego ton, nie brzmiał jak groźba, raczej jak rada.
W środku było przyjemnie ciepło, zapach lawendy mieszał się z wonią palonego drewna. Ken z westchnieniem schylił się i zaczął zdejmować mi buty.
– Jest brudna – mruknął z obrzydzeniem, nadal klęcząc. Wierzgnęłam nogą i uderzyłam go w nos kolanem. To był odruch. Zaraz tego pożałowałam, bo strzelił mi dłonią w twarz.
– Aleks! – upomniał go ten większy. Ken stracił cierpliwość i sam chwycił mnie za kurtkę. Szarpnął mną i poprowadził mnie w głąb domu, znowu ledwo powłóczyłam nogami. Starałam się zapierać, ale było to niemalże bezcelowe. Kroki tego większego skierowały się do innego pomieszczenia.
– Jeszcze się policzymy – wysyczał mi do ucha Ken. Przez dziury worka widziałam przestronne, jasne przestrzenie. Nagle podstawił mi nogę i przewróciłam się na miękki, puchaty dywan. Ściągnął mi agresywnie worek, wyrywając przy tym kilka pojedynczych włosów. Jęknęłam z bólu. Próbowałam wstać, ale jego ciężki but wylądował na moich plecach, z powrotem przygniatając mnie do podłoża.
– Wystarczy – do moich uszu dobiegł chłodny głos. Ken sapnął, jeszcze raz mocno nacisnął na moje plecy, a potem zdjął ze mnie nogę.
Obraz przed moimi oczami się wyostrzył. Dwie ciemne plamy powoli przybrały kształt wypastowanych, garniturowych butów. Chwilę leżałam bezwładnie, zastanawiając się, czy jak ośmielę się coś zrobić, otrzymam za to kolejny cios.
– Możesz odejść. – Ten sam głos oddelegował Kena w głąb domu. Pęk kluczy zadzwonił o szklany blat. Rytm jego kroków i szelest garnituru były sygnałem, że zostałam z szefem sama.
W końcu odważyłam się podnieść wzrok na właściciela głosu. Siedział zaledwie metr ode mnie na kremowej rogówce. Miał na sobie szary garnitur w stalowym odcieniu, spod którego wystawała czarna koszula bez ani jednego zagniecenia.
Spojrzeliśmy sobie w oczy i nagle poczułam się zupełnie malutka. Rzucona jak pies pod jego nogi. Przejechał wzrokiem po moim ciele, czym wzbudził we mnie nagły strach. Miałam ochotę uciec przed jego spojrzeniem, ale coś mi podpowiadało, że to nie jest dobry pomysł. Nieważne, jak bardzo mnie przerażał, musiałam być silna.
Podniosłam się odważnie na kolana i rozejrzałam po wnętrzu. Sam salon mógł mieć kilkadziesiąt metrów. Panował tu surowy skandynawski styl rodem z norweskiego katalogu wnętrzarskiego. Wschodnia elewacja składała się z wielkiego okna wychodzącego na szare, spokojne jezioro, za którym majaczył las. Na ścianach wisiały abstrakcyjne dzieła sztuki, podświetlone niewielkimi reflektorami, a w rogu pomieszczenia stał kominek, w którym płonął ogień. Rozglądałam się niespiesznie, możliwie jak najdłużej odwlekając konfrontację. Było tu jasno i czysto jak w aptece, zauważyłam, że zostawiłam brudne ślady na dywanie.
Filip nadal przyglądał mi się z beznamiętną miną.
W pomieszczeniu unosił się dodatkowo zapach świeżo parzonej kawy i apetycznego jedzenia. Na myśl o posiłku zaburczało mi w brzuchu.
Filip przekrzywił lekko głowę i przeniósł ciężar ciała bliżej mnie. W głowie kłębiło mi się mnóstwo pytań, ale nie mogłam się zdecydować, od czego zacząć.
Spróbowałam się podnieść, ale zatrzymał mnie jego ostry jak stal głos:
– Nie pozwoliłem ci wstać.
Nabrałam gwałtownie powietrza i znowu opadłam na ziemię. Chwilę przyglądałam mu się z niedowierzaniem. Naprawdę to powiedział. Zadarłam wojowniczo podbródek.
– Powiesz mi, co właściwie tutaj robię?
Jego pełne usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.
– Wskutek pewnych okoliczności chwilowo należysz do mnie – wymruczał. – Rób, co mówię, bo może zrobić się bardzo nieprzyjemnie.
Zamarłam, ale zaraz odzyskałam rezon.
– Czy możesz łaskawie naświetlić mi te okoliczności? – wycedziłam przez zęby.
Nabrał powietrza i potarł policzek pokryty jednodniowym zarostem.
– Nie.
Oczywiście. Moje dłonie zacisnęły się ze złości i wyprostowałam się, żeby nie patrzył na mnie z góry.
– Słuchaj no! – W moim głosie pobrzmiewała desperacja, którą za wszelką cenę starałam się ukryć. – Zachowujmy się jak ludzie cywilizowani. Po pierwsze, rozkuj mnie! Po drugie, nie jestem rzeczą, którą można sobie wziąć pod zastaw.
W odpowiedzi dostałam arogancki uśmieszek i uniesienie jednej ciemnej brwi. Jakby chciał zapytać, czy jestem pewna, że tak nie jest. Skrzywiłam się.
– Musiałeś nas z kimś pomylić. Mój ojciec dopiero co wyszedł z terapii i nie sądzę, żeby…
– Z terapii? – Jego czoło zmarszczyło się z zaciekawieniem. – Ładnie to nazywasz.
Otworzyłam usta, ale zabrakło mi słów. Cała sprawa została załatwiona dość dyskretnie, obyło się bez skandalu w prasie, a ludzie ze szkoły myśleli, że przenieśliśmy się do innego miasta. Naturalnie musiałam zerwać wszystkie kontakty, co przyszło mi zaskakująco łatwo. Z pomocą opieki społecznej i policji natychmiast się przeprowadziliśmy.
Filip najwidoczniej znał prawdę i sprawiało mu to jakąś chorą satysfakcję.
– Czego chcesz od mojego ojca? – zapytałam, a mój ton aż ociekał frustracją i bezsilnością.
– To nie twoja sprawa.
– Owszem, moja… Ja…
– To sprawy mężczyzn – warknął. – Nie denerwuj mnie swoimi durnymi pytaniami.
Gdyby wzrok mógł zabijać, Filip już leżałby bez tchu na kanapie. Ta seksistowska uwaga wyprowadziła mnie z równowagi. Pojedynkowaliśmy się chwilę na spojrzenia, a potem chwycił z przeszklonej ławy filiżankę kawy i trochę się napił. Obserwowałam, jak jego język przesuwa się po wargach, zlizując kropelki ciemnego napoju. Obok na talerzyku leżało kilka kanapek z przeróżnymi pastami. Doskonale wiedział, że nic od wczoraj nie jadłam. Czułam się brudna i upokorzona, ale nie miałam zamiaru go błagać. Spojrzałam na swoje ubłocone ręce w kajdankach i znowu usiadłam na piętach.
– Chcesz mnie o coś poprosić? – zapytał cicho.
Jeszcze