Trzepot skrzydeł. Katarzyna Grochola

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Trzepot skrzydeł - Katarzyna Grochola страница 7

Trzepot skrzydeł - Katarzyna Grochola

Скачать книгу

dla mnie czasu, tak się cieszę, możesz?

      – Jasne!

      – Idziecie same?

      Jeszcze nie słyszę w tym pytaniu niczego, co mogłoby zaniepokoić.

      – Tak, popatrz, ona pamiętała, że chciałam to zobaczyć, grają tylko dwa razy, to cud, że załatwiła bilety, czeka się całymi miesiącami!

      Podskakuję z radości, otwieram szafę, włożę tę czarną i szal czerwony, albo nie, tę czarną, ale brązowy szal, czerń z brązem to szlachetne połączenie.

      – Myślałem, że ten wieczór spędzisz ze mną.

      Ręka wyciągnięta w stronę wieszaka zaczyna mi ciążyć.

      – Ja też, ale w ostatniej chwili zadzwoniła…

      – Oczywiście, zrobisz, jak zechcesz.

      Smutnieje, patrzy na mnie z wyrzutem, podchodzę do niego, przytulam się do niego, jest wspaniały, dobry, mądry i czuły.

      – Wiesz, od trzech lat chciałyśmy to zobaczyć – cieszę się, a nie powinnam, bo on wymyka się mojemu dotykowi, odwraca ode mnie i siada na fotelu. Głowa opuszczona, ramiona zwiędły.

      – Nie gniewaj się, nie gniewaj się, kochany, jasne, że wolałabym z tobą – to jest niewinne kłamstwo, cieszę się, że będę z Joasią, w ogóle nie mamy czasu dla siebie, tyle się dzieje, trzeba się podzielić tym dzianiem, tym nowym życiem, kiedyś Joasia wiedziała wszystko na bieżąco, a teraz nie wie, więc nagadamy się do woli – ale czy to nie wspaniałe, że pamiętała?

      – Ja też o tobie pamiętam. – Głos twardnieje, a przecież nie mówię o nim, mówię o Joasi, mówię o niej, swojej przyjaciółce, która zna mnie od lat, więc przykładam szal czerwony i uśmiecham się.

      – Ten?

      – Nie wiem.

      Siedzi teraz ze schyloną głową, a ja przymierzam buty, lekki obcas uszlachetnia od razu moją czarną sukienkę, leciutko przeciągam błyszczykiem po ustach. Brązowy szal będzie lepszy, elegantszy.

      – Ona jest ważniejsza niż ja.

      Widzę za sobą w lustrze jego twarz, smutną twarz odrzuconego mężczyzny, stanął za mną, w lustrze jesteśmy razem, ładna z nas para.

      – Co ty mówisz? – patrzę mu w oczy przez lustro.

      – Myślałem, że wypijemy drinka, posłuchamy dobrej muzyki – wyciąga rękę, poprawia mi ten szal, opadł z prawej strony, a ja czuję ciężar jego dotknięcia. – Wolałbym spędzać z tobą więcej czasu, robię wszystko, żeby tak było, ale skoro ci nie wystarczam, skoro jednak ona jest ważniejsza… – powtarza, jakbym tego nie usłyszała za pierwszym razem. – Idź, idź już, jeśli chcesz…

      Nie chciałam.

      Albo dzień malejący, zapadający w zmierzch, trzymam kurtkę w rękach, wrócę za dwie godziny, Joaśka namówiła mnie na ćwiczenia, we wtorki i czwartki, tylko osiemdziesiąt złotych miesięcznie, a ona po ciąży musi wrócić do formy, a i mnie by się ruch przydał, więc torba z dresem przygotowana, tylko kurtkę założyć i wyjść, a on za mną:

      – Co jest tak pilnego, że dezorganizuje nam życie?

      Mięknę przy drzwiach, to tylko dwie godziny, przecież nie odchodzę na zawsze! Wychodzę na dwie godziny!

      – Przykro mi, że tak mnie traktujesz.

      – Ja? Ja przecież chcę być dla ciebie ładniejsza, atrakcyjniejsza, ludzie wychodzą z domu, nie siedzą cały czas razem, nie trzymają się wiecznie za ręce…

      – …jeśli przestają się kochać – kończy, i wiem, że kurtkę trzeba odwiesić, a dres schować na dole w szafie, w sypialni, tam jest jego miejsce.

      I tak przestałam się spotykać z Joasią, znajomymi, przyjaciółmi.

      Nawet tego nie zauważyłam. Ten proces przebiegał powoli. Niepostrzeżenie.

      Wiem, jak to brzmi, ale to prawda. Kiedyś przeczytałam, że jeden pan przyszedł po suto zakrapianym sylwestrze do domu i postanowił się wykąpać. Wszedł do wanny i leżał, a woda stygła… Ale on nie chciał wychodzić z wanny, więc odkręcił kurek z gorącą, która maleńkim strumyczkiem ogrzewała wannę…

      Woda leciała i szumiała przyjaźnie,

      a jemu było coraz lepiej,

      coraz spokojniej,

      coraz bezpieczniej,

      coraz cieplej i cieplej,

      coraz milej.

      I zasnął.

      Rano, jak go wyciągali, ugotowane ciało odchodziło od kości.

      Właśnie tak było ze mną.

      Coraz ciszej się cieszę, że gdzieś razem wychodzimy.

      – Przecież na nas czekają – mówię łagodnie, czekają na nas rodzice, on wychodzi z łazienki, miał się przebrać, ale się nie przebrał, coś gorzej się czuje, jest zmęczony, ale jeśli chcę iść sama, proszę bardzo.

      – Mogę oczywiście zostać sam, nie przejmuj się mną.

      Słyszę, co mówi. Naprawdę mówi:

      – Nie zostawiaj mnie, przecież widzisz, co się dzieje.

      I na to odpowiadam, nie na tamto zdanie, choć nie było pytania.

      – Przecież cię nie zostawię, zadzwonimy, przełożymy…

      – Nie, nie przejmuj się mną, Kryśka to samo robiła…

      A ja patrzę na niego i rozumiem wszystko, i widzę człowieka, który mnie kocha, tak bardzo kocha, przytulam się i mówię:

      – Ja jestem inna, przecież cię nie zostawię, kochany, oczywiście, że zostanę z tobą.

      A on się rozjaśnia, znika ten mars z jego czoła i patrzy na mnie z czułością.

      – Przecież możesz spotykać się, z kim chcesz…

      Więc wolałam nie.

      – Możesz robić, co chcesz! Widzę, że się zmieniłaś, że już ci nie wystarczam!

      – Co ty mówisz, jesteś dla mnie wszystkim, dlaczego masz do mnie pretensje?

      – Jak możesz tak mówić? Dlaczego mi coś wmawiasz!!!

      Mężczyzna zraniony. Widziałam, co się z nim zaczynało dziać, ale potem przytulał mnie i powtarzał:

      – Ja cię kocham, ja ci wierzę, wybacz, skojarzyło mi się z przeszłością, wybacz mi, kochanie moje, ty jesteś inna…

      I

Скачать книгу