Miłosny kontrakt. Кейт Хьюит
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Miłosny kontrakt - Кейт Хьюит страница 3
– Zachowujesz się tak, jakbyś już kiedyś otrzymała podobną propozycję – zauważył. – Jakby z czymś ci się to kojarzyło.
– Absolutnie z niczym mi się to nie kojarzy.
– Na pewno?
– Większość mężczyzn nie ma zwyczaju składać takich propozycji – powiedziała lodowato i z wyraźną urazą.
– Doprawdy? Panno James, większość małżeństw to takie czy inne kontrakty. Bez względu na emocjonalne tęsknoty zawsze konieczne są jakieś negocjacje.
– Ale w tym małżeństwie nie byłoby żadnych emocji – odparowała. – Przecież nawet się nie znamy. Zobaczyłam cię przed chwilą po raz pierwszy w życiu. Poza tym dlaczego sądzisz, że chciałabym wyjść za mąż?
– Nie myślę tak. Powiedziałem przecież, że to byłby tylko kontrakt. I wydaje mi się, że dla ciebie atrakcyjna byłaby w nim możliwość osiągnięcia finansowej stabilności. – Zaśmiał się krótko. – Nic więcej.
Nie odpowiedziała. W końcu odwrócił się nieco, bo chciał zobaczyć jej twarz. Oczy miała szeroko otwarte, usta zaciśnięte. Wydawała się rozdarta. Nerwowo splatała palce. Zdawało się, że ta propozycja ją kusi albo w każdym razie intryguje, chociaż nie chciała tego przyznać.
– Stabilność finansowa – powtórzyła w końcu. – Co to miałoby oznaczać?
– To małżeństwo opłaciłoby ci się. – Czekał na pytania, ale ona tylko potrząsnęła głową.
– Musiałabym sprzedać siebie, w dodatku zupełnie obcemu człowiekowi. Moim zdaniem w każdym małżeństwie powinny istnieć jakieś podstawy emocjonalne, jeśli już nie miłość.
– Brzmi to cynicznie – stwierdził, przechylając głowę.
– Cynicznie?
– Tak jakbyś sama nie wierzyła w to, co mówisz. Może chcesz w to wierzyć, ale tak nie jest.
– To, w co wierzę czy nie wierzę, w tej chwili nie ma żadnego znaczenia – odrzekła ostro. – Odpowiedź nadal brzmi: nie.
– Dlaczego? – zapytał Alex przeciągle. – Pytam wyłącznie z ciekawości.
– Dlaczego? – powtórzyła z niedowierzaniem. Stała przyciśnięta plecami do drzwi, drobne piersi unosiły się w oddechu, kilka kosmyków jasnobrązowych włosów wymknęło się z końskiego ogona. Ze zdziwieniem stwierdził, że wyglądała uroczo, choć wcześniej w ogóle się nad tym nie zastanawiał. Myślał tylko, że łatwo będzie ją zmusić, by zrobiła, co on zechce.
– No właśnie, dlaczego? – powtórzył. – Dlaczego nie chcesz się nawet zastanowić nad moją propozycją i o nic nie pytasz?
– Powiedziałeś już dosyć.
– Masz na myśli seks?
– No tak – parsknęła.
– Masz coś przeciwko temu, żeby pójść do łóżka z własnym mężem?
– Nie mam zamiaru wychodzić za kogoś, do kogo nic nie czuję i kogo nawet nie znam.
– Ale ludzie robią tak od setek lat. Od tysięcy lat.
– I co z tego?
– Mówiłaś, że nie interesują cię romanse.
– Na tym etapie życia z pewnością nie.
– Powiedziałaś, że być może nawet nigdy, więc?
– To jeszcze nie znaczy, że chcę za ciebie wyjść – stwierdziła z desperacją. Alex pozwolił sobie na chłodny uśmiech.
– Czy pięć milionów euro mogłoby wpłynąć na zmianę twojej decyzji?
Otworzyła usta, zamknęła i znów je otworzyła.
– Pięć milionów to mnóstwo pieniędzy – powiedziała w końcu słabym głosem.
– To prawda. Czy teraz masz ochotę porozmawiać o szczegółach?
Przygryzła wargę.
– Sądzisz, że mogę zmienić zdanie po prostu dla pieniędzy? To mi ubliża.
– Finansowa stabilność – przypomniał jej.
– Nie jestem poszukiwaczką fortun – rzuciła gwałtownie. Alex miał wrażenie, że kryje się za tym jakaś dawna rana.
– Wiem.
– Nie sprzedam się.
– Wciąż to powtarzasz, ale nie musisz patrzeć na to w taki sposób. Przecież zostałabyś moją żoną, a nie kochanką.
– Ale to by niczego nie zmieniło.
– Niekoniecznie. Chodzi o układ, panno James. Każde z nas ma coś do zyskania.
Powoli potrząsnęła głową.
– Zważywszy na ten charakter tej rozmowy, chyba powinieneś zwracać się do mnie: Milly.
Miał wrażenie, że posunął się o krok bliżej do celu. Nie wybiegła z pokoju, nawet nie dała mu w twarz. Nie widział jej zresztą. Wszystko w swoim czasie, pomyślał.
– Dobrze, Milly, może usiądziesz?
Ostrożnie podeszła do skórzanego fotela przed biurkiem i usiadła z nogami skrzyżowanymi w kostkach i dłońmi splecionymi na brzuchu, jak szacowna matrona.
– Czy moglibyśmy zapalić światło? Prawie cię nie widzę i nigdy jeszcze nie widziałam cię osobiście. Wydaje się to zupełnie niedorzeczne, skoro prowadzimy taką rozmowę.
– Nie lubię światła – odrzekł krótko.
– Chyba nie jesteś wampirem? – Z pewnością to miał być żart, ale w jej głosie brzmiała niepewność.
– Naturalnie, że nie. – Obrócił się do niej w taki sposób, żeby nie widziała najgorszej części jego twarzy. – Może zapalę je za chwilę, ale najpierw musimy porozmawiać o szczegółach.
– Dlaczego ja, a nie ktoś bardziej odpowiedni? – zapytała wprost.
– Bo jesteś tutaj – odpowiedział równie bezpośrednio. – Nie masz nic przeciwko temu, żeby pozostać na tej wyspie i przez te pół roku, od kiedy u mnie pracujesz, przekonałem się, że jesteś godna zaufania i pracowita. W każdym razie tak twierdzi Yannis, mój zarządca.
– Yannis składa ci raporty na mój temat?
– Mówił tylko, że podoba mu się to, co robisz.