Morderców tropimy w czwartki. Richard Osman
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Morderców tropimy w czwartki - Richard Osman страница 6
Po drugiej stronie klasztoru wznosi się powód jego powstania, czyli Willows. Teraz prywatny dom opieki. W 1841 roku siostry Świętego Kościoła założyły tu szpital i zapewniły darmową opiekę chorym i pokrzywdzonym, którzy na inną nie mieli szans. Potem, przez większą część ubiegłego stulecia prowadziły w Willows dom starców, dopóki w latach osiemdziesiątych nie uchwalono ustawy zamykającej takie przybytki. Klasztor zmienił się wówczas w swojego rodzaju poczekalnię, a gdy w 2005 roku zmarła ostatnia zakonnica, Kościół, nie tracąc czasu, spieniężył całą posiadłość.
Osiedle dla seniorów leży na zajmującym pięć hektarów pagórkowatym terenie częściowo porośniętym lasem. Są tu dwa jeziorka – jedno prawdziwe i jedno wykopane przez firmę budowlaną Tony’ego Currana, którą zatrudnia Ian Ventham. Stada kaczek i gęsi, także uważające Coopers Chase za swój dom, zdecydowanie wolą sztuczny akwen. Na szczytach wzgórz, w miejscach, gdzie nie ma drzew, wciąż pasą się owce, a nad jeziorkiem skubie trawę stado dwudziestu lam. Ian Ventham wprawdzie kupił tylko dwie, aby były ekscentryczną ciekawostką na zdjęciach reklamowych, ale jak to zwykle bywa, sprawy wymknęły się spod kontroli.
Tak, mówiąc w skrócie, wygląda Coppers Chase.
4
Joyce
Kiedyś, przed wieloma laty, już prowadziłam dziennik, ale teraz, gdy o nim myślę, nie wydaje mi się, by kogokolwiek zaciekawił. Chyba że interesuje was życie w Haywards Heath w latach siedemdziesiątych, a zapewne tak nie jest. Nie obrażając Haywards Heath ani lat siedemdziesiątych, które obecnie miło wspominam.
Jednak kiedy po rozmowie z Elizabeth poszłam na pierwsze zebranie Czwartkowego Klubu Zbrodni, pomyślałam sobie, że może warto coś o nim napisać. Tak jak ktoś napisał dziennik o Holmesie i Watsonie. Ludzie, bez względu na to, co mówią głośno, uwielbiają czytać o morderstwach, więc chyba spróbuję.
Wiedziałam, że do klubu należą Elizabeth, Ibrahim Arif, który mieszka w budynku Wordsworth, tym z balkonem naokoło, i Ron Ritchie. Tak, TEN Ron Ritchie. Jego obecność stanowiła dodatkową atrakcję. Kiedy poznałam go bliżej, czar przygasł, choć może nie do końca.
Dawniej była z nimi jeszcze Penny Gray, która obecnie przebywa w Willows, czyli w tutejszym domu opieki. Teraz, gdy o tym myślę, widzę, że świetnie się tam wpasowałam. Mieli wolne miejsce, a ja zostałam nową Penny.
Jednak trochę się denerwowałam przed spotkaniem. Doskonale pamiętam. Wzięłam ze sobą butelkę dobrego wina (kosztowało 8,99 funta) i gdy weszłam z nią do pokoju łamigłówek, pozostała trójka już tam była i rozkładała zdjęcia na stole.
Czwartkowy Klub Zbrodni założyły Elizabeth i Penny. Penny, która przez wiele lat była komisarzem policji w Kent, przynosiła na spotkania akta różnych umorzonych dochodzeń w sprawie morderstw. Tak naprawdę nie powinna ich trzymać u siebie, ale przecież nikt o tym nie wiedział. W starszym wieku można robić prawie wszystko, na co ma się ochotę. Nikt już nas nie beszta poza lekarzami i własnymi dziećmi.
Nie powinnam mówić, jaki zawód wykonywała kiedyś Elizabeth, mimo że ona sama czasem o tym wspomina. Dość powiedzieć, że morderstwa, śledztwa i inne tego typu sprawy nie są jej obce.
Elizabeth i Penny studiowały dokładnie akta, oglądały każde zdjęcie, czytały zeznania wszystkich świadków i szukały dowodów, które pominięto. Nie podobało im się, że wielu morderców wciąż prowadzi spokojne życie. Siedzą w ogrodach, rozwiązują sudoku i cieszą się, że zbrodnia uszła im na sucho.
Swoją drogą przypuszczam, że obie dobrze się przy tym bawiły. Kilka kieliszków wina i zagadka. Spotkanie towarzyskie i drastyczne szczegóły. Trudno o lepszą rozrywkę.
Spotykały się w każdy czwartek (stąd nazwa klubu), ponieważ w ten dzień tygodnia pomiędzy zajęciami z historii sztuki a konwersacjami z francuskiego pokój łamigłówek był przez dwie godziny wolny. Zarezerwowały sobie i dzień, i miejsce na zajęcia: „Opera japońska – dyskusje”, aby mieć pewność, że nikt nie będzie zawracał im głowy.
Zdarzało się, że prosiły o przysługę i zapraszały na pogawędkę różnych ludzi. Pokój łamigłówek odwiedzali specjaliści od medycyny sądowej, księgowi, sędziowie, chirurdzy drzew, hodowcy koni, a nawet dmuchacze szkła. Słowem wszyscy, którzy zdaniem Elizabeth i Penny mogli pomóc im znaleźć odpowiedź na takie czy inne pytanie.
Wkrótce do klubu dołączył Ibrahim. Kiedyś grywał z Penny w brydża, a potem raz czy dwa pomógł im w tym i owym. Jest psychiatrą. Czy raczej nim był. A może ciągle jest, nie wiem na pewno. Przy pierwszym spotkaniu wcale tego nie widać, ale gdy się go lepiej pozna… coś w tym jest. Sama nie planuję żadnych terapii, bo na co komu prucie całej robótki? Wielkie dzięki, nie warto ryzykować. Za to moja córka Joanna spotyka się z terapeutą, chociaż trudno zrozumieć dlaczego, gdy zna się rozmiary jej domu. Tak czy inaczej, Ibrahim nie gra już w brydża. Moim zdaniem to wielka szkoda.
Ron natomiast wprosił się sam, co nikogo nie powinno dziwić. Ani przez chwilę nie dał się nabrać na operę japońską i pewnego czwartku wkroczył po prostu do pokoju łamigłówek, by sprawdzić, co się tam dzieje. Elizabeth nade wszystko ceni podejrzliwość, więc zaproponowała mu wtedy, by przejrzał akta sprawy zabójstwa drużynowego skautów, którego spalone szczątki znaleziono w 1982 roku tuż obok A27. Wkrótce też dostrzegła główną zaletę Rona: nigdy nie wierzy w to, co mu się mówi. Teraz Elizabeth twierdzi, jakoby czytanie akt policyjnych z przekonaniem, że policja cię okłamuje, dawało czasem zdumiewające wyniki.
Sala, w której się spotykamy, nosi nazwę pokoju łamigłówek, ponieważ w niej właśnie, na stojącym pośrodku lekko nachylonym drewnianym stole, układa się największe puzzle. Kiedy weszłam tu po raz pierwszy, ktoś pracował nad składającym się z dwóch tysięcy elementów widokiem portu w Whitstable i brakowało mu już tylko pasa nieba. Wybrałam się kiedyś do Whitstable na jeden dzień i naprawdę nie wiem, o co tyle hałasu. Można wprawdzie spróbować ostryg, ale nawet nie ma dokąd pójść na prawdziwe zakupy.
Tamtego dnia Ibrahim nakrył łamigłówkę grubą folią i na niej właśnie Elizabeth i Ron układali zdjęcia z autopsji nieszczęsnej dziewczyny. Tej, którą zdaniem Elizabeth zamordował jej chłopak. Był zgorzkniałym inwalidą wojennym, ale, ostatecznie, wszyscy mamy jakieś problemy, prawda? Każdemu z nas przydarzyło się coś przykrego, a mimo to nie biegamy naokoło, mordując ludzi.
Elizabeth poprosiła, żebym zamknęła za sobą drzwi i przyszła popatrzeć na zdjęcia.
Ibrahim przedstawił się, podał mi rękę i powiedział, gdzie są herbatniki. Wyjaśnił, że leżą w dwóch warstwach, ale oni starają się skończyć górną, zanim przejdą do dolnej. Zapewniłam, że nie musi uczyć księdza pacierza.
Ron wziął ode mnie butelkę i postawił obok herbatników. Pokiwał głową nad etykietką i stwierdził, że wino jest białe. Potem pocałował mnie w policzek, co dało mi do myślenia.
Pewnie