Zaginione laleczki. Ker Dukey
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zaginione laleczki - Ker Dukey страница 2
Już nigdy nie pozwolę jej uciec.
Jest.
Tylko.
Moja.
Wcześniej naiwnie wierzyłem, że zostanie w tym pokoju na zawsze. Że będzie posłusznie czekać, kiedy zechcę ponownie w nią wejść. Ale pewnego dnia… już jej nie było.
Moja niegrzeczna laleczka.
Przechytrzyła mnie i uwolniła się z więzów mojej ogromnej miłości.
Próbowałem się zmienić. Być kimś innym. Ale nigdy nie zdołałem pozbyć się tego bólu.
A teraz bezbronna lalka napina mięśnie i otwiera usta, by wydać z siebie głośny krzyk. Dostaję gęsiej skórki.
Boże, jak ja za nią tęskniłem. Znów będzie moja. Moja niegrzeczna lalka. Muszę tylko ją złamać. Przypomnieć jej, że jestem jej panem. A ona moją własnością.
– Macy… – pochlipuje. – Nie… To nie może być prawda. Jak… Skąd… Dlaczego tu jestem?
Ślinka mi cieknie na myśl o jej cierpieniu. Mam ochotę go posmakować.
Gdy zaczynam mówić, zamiera w bezruchu.
– Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi, niegrzeczna laleczko.
Już od dawna nie słyszała mojego głosu.
Nie czuła mojego twardego ciała ocierającego się o jej miękką skórę.
Nie kuliła się przed moim gniewem.
Już od bardzo, bardzo dawna.
Zaczyna histerycznie płakać. Unoszę w górę kąciki ust. Tak strasznie tęskniłem za słodkim głosem jej rozpaczy.
– Dlaczego to robisz? – pyta, mocząc gorącymi łzami żywoczerwone policzki. – Dlaczego?!
Drapię się po podbródku i unoszę brwi.
– To długa historia – odpowiadam, posyłając lalce złośliwy uśmiech. – Na całe szczęście mamy baaardzo dużo czasu.
Wsłuchany w żałosne pochlipywanie, pozwalam sobie na ucieczkę w przeszłość. Do niej.
Do mojej siostry.
Bethany.
Budzę się w środku nocy. Za drzwiami słyszę kroki i nerwowe szepty. Mój żołądek skacze w brzuchu niczym ryba, którą wyjęto z wody.
Odsuwam kołdrę i powoli schodzę ze starego, niewygodnego materaca. Niepewnym krokiem ruszam w stronę korytarza.
Dlaczego akurat tej nocy nabrałem odwagi, by wyjść z pokoju?!
Stare zawiasy skrzypią. Jeśli tata zobaczy, że nie śpię, ukarze mnie swoją pałką. Mam już siedem lat. Nie raz przekonałem się, jak bolą te uderzenia. Tej samej pałki tata używa w pracy, kiedy łapie przestępców. Tak mówi.
Po szarych ścianach korytarza tańczą ciemne cienie. Moja klatka piersiowa szybko unosi się i opada. Słyszę w uszach dźwięk swojego mocno bijącego serca. Jest głośniejszy niż kiedykolwiek.
Nieświadomie rozmasowuję ręką pośladki, które wciąż bolą po ostatnim laniu. Dostałem je, bo obudziłem tatę w środku nocy. Nie powinienem znów ryzykować. Ale muszę. Jakaś nadludzka siła woła mnie, bym opuścił bezpieczny pokój i poszedł w stronę odgłosów.
Ciekawość zabiła kota. Tata ciągle to powtarza.
Wysuwam głowę za futrynę i patrzę w głąb korytarza. Od razu zauważam białą, zwiewną koszulę nocną. Materiał wiruje wokół szczupłego ciała mojej matki. Wygląda, jakby do mnie machał.
Hej, Benjaminie – zdaje się mówić. – Jak miło cię widzieć.
Mama krąży wokół wejścia do pokoju mojej starszej siostry. Porusza ustami, chociaż nic nie mówi.
Długie ciemne włosy zasłaniają jej twarz. Gdybym nie wiedział, że to ona, uznałbym ją za ducha.
Ale duchy nie są prawdziwe.
To żywi prześladują żywych.
Nie martwi.
Moja starsza siostra, Bethany, ma jedenaście lat. I nawet ja, naiwny siedmiolatek, widzę, że zawsze jest smutna. Wydaje się pusta w środku; jak ciało bez duszy, poruszające się po świecie wbrew swojej woli.
Raz powiedziała mi, że nienawidzi tych rzeczy, które zrobił jej tata.
Ciosy zadane policyjną pałką bolały jak diabli, ale tata karał nas tylko wtedy, kiedy robiliśmy coś złego. W dzieciństwie myślałem, że siostra musiała ciągle być niegrzeczna, bo nigdy nie potrafiła usiąść na krześle, nie krzywiąc się przy tym z bólu.
Kiedy zacząłem dorastać, zrozumiałem, że tata nie karał jej za złe zachowanie. Karał ją, bo był chory.
I to ona go zaraziła.
To przez nią miał w oczach ten złowieszczy blask.
Zatruła jego umysł.
– Mamo? – szepczę cichutko, kuląc się w miejscu. Mam nadzieję, że moje słowa dotrą jedynie do niej. Nikt inny nie może ich usłyszeć.
Mama podskakuje. Odwraca głowę, zaskoczona.
– Benny, chodź do mamusi – prosi, rozkładając szeroko ramiona. To te same ramiona, w których często szukam pocieszenia po karach, które wymierza mi tata.
Kolana uginają się pode mną. Mimo to biorę głęboki oddech i zaczynam iść. Spoglądam jeszcze za siebie, by upewnić się, że drzwi sypialni rodziców są zamknięte. Jeśli tata się obudzi, będzie wściekły.
Mama przyklęka na progu pokoju siostry i ściska moje małe dłonie w swoich. Dotyk stwardniałych opuszków na mojej skórze wydaje się dziwny. Jak sama mówi, ma dłonie szwaczki. To dlatego skóra na jej palcach jest starta i popękana.
Zajmuje się tworzeniem lalek. Takich pięknych, porcelanowych. Takich, które podobają się wszystkim dziewczynkom na targowisku. Ich rodzicielki zawsze chwalą pracę mamy. Mówią, że jej lalki są wyjątkowe. Śliczne. Jedyne w swoim rodzaju. Mama jest bardzo dumna ze swoich dzieł. Zawsze z przejęciem ogląda, jak stają się dla dziewczynek ukochanymi, małymi laleczkami.
– One muszą być idealne, Benny – powtarza, kiedy pozwala mi malować ich usta