Krawędź wieczności. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krawędź wieczności - Ken Follett страница 63

Krawędź wieczności - Ken Follett

Скачать книгу

Och, Cam, nie bądź śmieszny.

      Poczuł się tak, jakby dostał cios pięścią.

      Chciała iść dalej. Zacisnął dłoń, nie zważając na to, że sprawia jej ból.

      – Śmieszny? – powtórzył i usłyszał w swoim głosie zawstydzające drżenie. Wziął się w garść. – Co w tym jest śmiesznego?

      – Nie masz o niczym pojęcia – stwierdziła zniecierpliwionym tonem.

      To zabolało szczególnie mocno. Szczycił się tym, że dużo wie, i wyobrażał sobie, że Evie go za to lubi.

      – Niby o czym nie mam pojęcia?

      Energicznym szarpnięciem wyrwała rękę z jego dłoni.

      – Kocham Jaspera, ty idioto – powiedziała i weszła do domu.

      ROZDZIAŁ 13

      Rano, kiedy wciąż było ciemno, Rebecca i Bernd ponownie się kochali.

      Od trzech miesięcy mieszkali razem w kamienicy w Berlin-Mitte. Dom na szczęście był duży, gdyż musieli go zajmować wspólnie z jej rodzicami, Wernerem i Carlą, a także z bratem Wallim i siostrą Lili oraz babcią Maud.

      Miłość na jakiś czas przyniosła im pociechę i pozwoliła zapomnieć o wszystkim, co utracili. Oboje nie mieli pracy i mimo że Niemcy Wschodnie cierpiały na dotkliwy niedobór nauczycieli, tajna policja uniemożliwiała im jej znalezienie.

      Przeciwko obojgu prowadzono śledztwo w związku z pasożytnictwem społecznym polegającym na tym, że żyli w kraju komunistycznym i pozostawali bez zatrudnienia. Prędzej czy później zostaną skazani i uwięzieni. Bernd zapewne trafi do obozu pracy i tam prawdopodobnie umrze.

      Dlatego zamierzali uciec.

      Ten dzień był ostatnim całym dniem, który spędzą w Berlinie Wschodnim.

      Bernd delikatnie wsunął rękę pod koszulę nocną Rebekki.

      – Jestem za bardzo roztrzęsiona.

      – Być może nigdy więcej nie będzie szansy.

      Objęła go i przytuliła się. Wiedziała, że ma rację. Oboje mogli zginąć podczas próby ucieczki.

      Albo mogło się skończyć jeszcze gorzej: jedno mogło zginąć, a drugie przeżyć.

      Bernd sięgnął po prezerwatywę. Umówili się, że wezmą ślub, kiedy przedostaną się do wolnego świata, i do tej pory będą unikali ciąży. Gdyby plany spełzły na niczym, Rebecca nie chciała wychowywać dziecka w Niemczech Wschodnich.

      Namiętność Rebekki okazała się silniejsza niż jej lęki: zareagowała chętnie na dotyk Bernda. Dopiero niedawno odkryła pożądanie. Seks z Hansem zazwyczaj sprawiał jej umiarkowaną przyjemność, podobnie jak współżycie z dwoma poprzednimi kochankami; jednak nigdy dotąd pragnienie nie zawładnęło nią tak całkowicie, że na jakiś czas zapominała o wszystkim. Teraz uświadomiła sobie, że to naprawdę może być ostatni raz, i żądza stała się jeszcze bardziej intensywna.

      – Tygrysica z ciebie – rzekł Bernd, kiedy skończyli.

      Roześmiała się.

      – Kiedyś taka nie byłam. To twoja sprawka.

      – Nasza. Pasujemy do siebie.

      – Ludzie uciekają codziennie – powiedziała, odzyskawszy oddech.

      – Nikt nie wie ilu.

      Uciekinierzy przepływali kanały i rzeki, wspinali się przez zasieki z drutu kolczastego, ukrywali się w samochodach i ciężarówkach. Niemcy z Zachodu, których wpuszczano do Berlina Wschodniego, przywozili podrobione zachodnioniemieckie paszporty dla krewnych. Żołnierzom alianckim wolno było chodzić wszędzie, więc pewien Niemiec ze Wschodu kupił sobie w sklepie z kostiumami teatralnymi mundur amerykańskiego żołnierza i nienagabywany przekroczył posterunek kontrolny.

      – I wielu ginie – dodała Rebecca.

      Strażnicy na granicy nie mieli litości ani wstydu. Strzelali, by zabić. Czasem pozostawiali rannych na ziemi niczyjej, by ci się wykrwawiali – miało to stanowić nauczkę dla innych. Karą za próbę opuszczenia komunistycznego raju była śmierć.

      Rebecca i Bernd zamierzali zbiec przez Bernauer Strasse.

      Jednym z ironiczno-ponurych aspektów istnienia muru było to, że na niektórych ulicach budynki stały w Berlinie Wschodnim, lecz chodniki należały do zachodniej części miasta. W niedzielę trzynastego sierpnia 1961 roku mieszkańcy wschodniej strony Bernauer Strasse otworzyli drzwi i zobaczyli, że zasieki z drutu kolczastego uniemożliwiają im wydostanie się na zewnątrz. Wielu wyskoczyło z okien na piętrze prosto ku wolności; niektórzy odnieśli obrażenia, inni spadli na koc trzymany przez zachodnioniemieckich strażaków. Teraz wszystkie budynki opustoszały: mieszkańców wysiedlono, drzwi i okna były zabite deskami.

      Rebecca i Bernd mieli inny plan.

      Ubrali się i zeszli na dół, by zjeść śniadanie z rodziną. Wiedzieli, że prawdopodobnie przez długi czas nie spożyją wspólnie posiłku. Podobnie napięta sytuacja zdarzyła się trzynastego sierpnia ubiegłego roku. Wtedy rodzina była pełna smutku i niepokoju. Rebecca zamierzała odejść, ale nie za cenę ryzykowania życia. Tym razem wśród domowników panował strach.

      Usiłowała podnieść ich na duchu.

      – Może pewnego dnia wszyscy dołączycie do nas po drugiej stronie granicy.

      – Wiesz, że tego nie zrobimy – odparła Carla. – Ty musisz iść, bo nie ma tu dla ciebie życia. Ale my zostajemy.

      – A co z pracą taty?

      – Na razie robię swoje – odparł Werner. Nie mógł już chodzić do fabryki, gdyż znajdowała się w Berlinie Zachodnim. Usiłował kierować nią na odległość, lecz było to prawie niewykonalne. Nie istniały połączenia telefoniczne między rozdzielonymi częściami miasta, musiał więc załatwiać wszystko pocztą, a korespondencja zawsze mogła się opóźnić za sprawą cenzury.

      Rebecca odczuwała niewymowny ból. Rodzina była dla niej najważniejsza na świecie, lecz ona została zmuszona do jej opuszczenia.

      – No cóż, żaden mur nie stoi wiecznie – stwierdziła. – Pewnego dnia Berlin się zjednoczy i znów będziemy mogli być razem.

      Rozległ się dzwonek u drzwi i Lili zerwała się z krzesła.

      – Mam nadzieję, że to listonosz z rachunkami z fabryki – rzekł Werner.

      – Przejdę na drugą stronę muru, kiedy tylko będę mógł – oznajmił Walli. – Nie zamierzam spędzić życia na Wschodzie, słuchając starych komuchów, którzy będą mi rozkazywali, jaką muzykę mam grać.

      – Będziesz mógł o

Скачать книгу