Krawędź wieczności. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krawędź wieczności - Ken Follett страница 73

Krawędź wieczności - Ken Follett

Скачать книгу

zdanie. Bez wątpienia właśnie to było powodem, dla którego młodej kobiecie powierzono tak ważne stanowisko.

      Dimka czytał tekst ze zdumieniem. Wynikało z niego, że w sporze z Filipowem rację miał on, Dimka, lecz kubańskiej rewolucji wróżył fatalnie.

      – Sytuacja jest gorsza, niż obawiał się towarzysz Chruszczow! – oznajmił. – Grupy sabotażowe CIA przedostają się na Kubę, by niszczyć cukrownie i elektrownie. To wojna podjazdowa! Co więcej, Amerykanie knują spisek na życie Fidela Castro!

      – Czy te informacje są wiarygodne? – powątpiewał adwersarz, rozpaczliwie usiłując ratować sytuację.

      Dimka spojrzał na niego.

      – Jaka jest twoja opinia o KGB, towarzyszu?

      Uciszył tym Filipowa.

      Następnie wstał.

      – Wybaczcie, że przedwcześnie zamykam posiedzenie, ale moim zdaniem pierwszy sekretarz musi natychmiast zobaczyć ten dokument – oświadczył, po czym wyszedł z budynku.

      Do białej willi Chruszczowa prowadziła ścieżka wśród sosnowego zagajnika. W środku wisiały białe zasłony, a meble zrobione były z drewna pobejcowanego tak, że przypominało deski wyrzucone falami na morski brzeg. Dimka zastanawiał się, kto wybrał tak nowoczesny styl, bo na pewno nie prosty wieśniak Chruszczow, który – jeśli w ogóle dostrzegał sprzęty – wolałby zamszowe obicia i dywany w kwieciste wzory.

      Dimka zastał przywódcę na górnym tarasie z widokiem na zatokę. Chruszczow dzierżył w dłoniach mocną lornetkę wyprodukowaną przez KOMZ.

      Asystent nie czuł zdenerwowania; wiedział, że zaskarbił sobie sympatię Chruszczowa. Przywódca cenił to, że Dimka stawia się innym asystentom.

      – Pomyślałem, że zechcecie od razu przeczytać ten raport – odezwał się Dimka. – Operacja Mangusta…

      – Przed chwilą czytałem – wpadł mu w słowo Chruszczow i podał lornetkę. – Spójrz tam – polecił, wskazując dłonią w kierunku wybrzeży Turcji.

      Dimka uniósł instrument.

      – Amerykańskie pociski atomowe – dodał pierwszy sekretarz partii. – Wycelowane prosto w moją daczę!

      Jego asystent nie dostrzegł pocisków ani Turcji odległej o dwieście pięćdziesiąt kilometrów. Rozumiał jednak, że charakterystyczny teatralny gest Chruszczowa był uzasadniony. Amerykanie rozmieścili na terytorium Turcji pociski Jupiter, które choć przestarzałe, wcale nie były nieszkodliwe. Dimka uzyskał tę informację od wujka Wołodii, który służył w wywiadzie Armii Czerwonej.

      Teraz nie bardzo wiedział, jak ma się zachować. Udać, że widzi pociski przez lornetkę? Przecież Chruszczow wie, że to niemożliwe.

      Pryncypał rozwiązał za niego problem, niemal wyrywając mu szkła.

      – I wiesz, co zrobię?

      – Proszę powiedzieć.

      – Dam Kennedy’emu posmakować, jak to jest. Postawię pociski atomowe na Kubie, wycelowane w jego daczę!

      Dimce odjęło mowę. Tego się nie spodziewał i wątpił, by to był dobry pomysł. Podzielał zdanie szefa, że trzeba zwiększyć pomoc wojskową dla Kuby, i walczył o to z Ministerstwem Obrony, lecz Chruszczow chciał posunąć się za daleko.

      – Pociski atomowe? – powtórzył, by dać sobie czas do namysłu.

      – Właśnie tak! – Chruszczow wskazał palcem raport KGB o operacji Mangusta, który Dimka wciąż trzymał w dłoniach. – A to przekona Prezydium KPZR, by dać mi poparcie. Zatrute cygara. Ha!

      – Nasza oficjalna linia była taka, że nie rozmieścimy broni nuklearnej na Kubie – zauważył Dimka w sposób, w jaki podaje się przyczynkową informację niestanowiącą argumentu w sporze. – Kilka razy zapewnialiśmy o tym Amerykanów, i to publicznie.

      Chruszczow wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu.

      – A więc Kennedy zdziwi się jeszcze bardziej!

      Kiedy ogarniał go podobny nastrój, Dimka wpadał w popłoch. Pierwszy sekretarz nie był głupcem, lecz miał zacięcie hazardzisty. Jeśli wymyślony przez niego plan spali na panewce, doprowadzi to do upokorzenia dyplomatycznego, które może spowodować upadek jego przywództwa w ZSRR. Tym samym dalsza kariera Dimki stanęłaby pod znakiem zapytania. Co gorsza, Amerykanie mogliby zostać sprowokowani do przeprowadzenia inwazji na Kubę, choć w zamyśle miało być odwrotnie. Na wyspie przebywała ukochana siostra Dimki. Istniała nawet możliwość, że w toku wydarzeń zapłonie iskra wojny jądrowej, ta zaś położy kres kapitalizmowi, komunizmowi, a być może także istnieniu całej rasy ludzkiej.

      Z drugiej strony Dimka nie mógł pohamować dreszczu emocji. Cóż to byłby za przeolbrzymi cios w zadufanych, pewnych siebie braci Kennedych, w Stany Zjednoczone, tego globalnego łotra, oraz w cały blok mocarstw kapitalistyczno-imperialistycznych. Gdyby zagrywka się powiodła, przyniosłaby wielki triumf Związkowi Socjalistycznych Republik Radzieckich i Chruszczowowi.

      Jak postąpić? Dimka zaczął myśleć praktycznie, w jaki sposób ograniczyć apokaliptyczne zagrożenia związane z planem pierwszego sekretarza.

      – Moglibyśmy zacząć od podpisania traktatu pokojowego z Kubą. Amerykanom trudno byłoby zaprzeczyć, że planowali napaść na ubogi kraj Trzeciego Świata. – Chruszczow spojrzał na Dimkę bez entuzjazmu, lecz milczał, więc ten mówił: – Potem przyspieszylibyśmy dostawę broni konwencjonalnej na Kubę. Kennedy’emu niezręcznie byłoby protestować, bo dlaczego jakiś kraj nie miałby kupować uzbrojenia dla swojej armii? Na koniec moglibyśmy wysłać pociski…

      – Nie – przerwał mu Chruszczow. Dimka przypomniał sobie, że jego pryncypał nigdy nie był zwolennikiem stopniowania działań. – Zrobimy inaczej. Wyślemy pociski po cichu, zapakujemy je do skrzyń z napisami rury melioracyjne albo coś w tym rodzaju. Nawet kapitanowie statków nie będą wiedzieli, co jest w środku. Przerzucimy na Kubę specjalistów, którzy zmontują wyrzutnie. Amerykańcy się nie połapią, co kombinujemy.

      Dimce zakręciło się w głowie od lęku i ekscytacji. Tak wielkie przedsięwzięcie będzie niesłychanie trudno zachować w sekrecie, nawet w Związku Radzieckim. Tysiące ludzi weźmie udział w pakowaniu sprzętu, wysyłaniu go koleją do portów, rozpakowywaniu na Kubie i rozmieszczaniu. Czy to w ogóle możliwe, by zapewnić sobie milczenie ich wszystkich?

      Mimo to nie protestował.

      – A potem, kiedy rakiety będą gotowe do odpalenia – ciągnął Chruszczow – wydamy oświadczenie. Sprawa zostanie zamknięta, Amerykanie nic nie będą mogli na to poradzić.

      Chruszczow uwielbiał takie monumentalne gesty. Dimka uświadomił sobie, że za nic nie zdoła mu tego wyperswadować.

      – Zastanawiam się tylko, jak prezydent Kennedy zareaguje na taki komunikat – rzekł ostrożnie.

      Chruszczow prychnął pogardliwie.

      – To chłoptaś,

Скачать книгу