Krzyżacy. Henryk Sienkiewicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Krzyżacy - Henryk Sienkiewicz страница 58
Jagienka westchnęła cicho:
– Wiem. Wiedziałam tego samego dnia – i myślałam… że wstąpi choć dobre słowo rzec, a nie wstąpił.
– Jakże mu było wstępować! – rzekł Maćko – toć opat chybaby go rozerwał na dwoje, a i ojciec twój nierad by go też widział.
Ona zaś potrząsnęła głową i odrzekła:
– Ej! Nie dałaby ja mu krzywdy uczynić nikomu.
Na to Maćko, choć serce miał hartowne1146, wzruszył się jednak, przyciągnął do się dziewczynę i rzekł:
– Bóg z tobą, dziewucho! Tobie smutek, ale i mnie smutek, bo to ci jeno1147 rzekę, że ni opat, ni ociec rodzony nie miłują cię barziej1148 ode mnie. Niechbym był lepiej sczezł1149 od tej rany, z której mnie wygoiłaś, byle on ciebie brał, nie inną.
A na Jagienkę przyszła taka chwila żalu i tęsknoty, w której człowiek nie potrafi niczego w sobie zataić – i rzekła:
– Nie obaczę już ja go nigdy, a jeśli obaczę, to z Jurandówną – wolałabym zasię wpierw oczy wypłakać.
I podniósłszy końce fartucha, przesłoniła nim oczy, które zaszły jej łzami.
A Maćko:
– Daj spokój! Pojechał ci, bo pojechał, ale za łaską boską z Jurandówną nie wróci.
– Co nie ma wrócić! – ozwała się spod fartucha Jagienka.
– Bo mu Jurand nie chce dziewki dać.
Na to Jagienka odsłoniła nagle twarz i zwróciwszy się do Maćka, spytała żywo:
– Mówił mi! – ale prawda-li to?
– Prawda, jako Bóg na niebie.
– A czemu?
– Kto jego wie. Ślubowanie jakieś czy co, a na ślubowanie nie ma rady!
Udał mu się Zbyszko, ile że1150 mu obiecował do pomsty pomagać, ale i to nie pomogło. Na nic było i księżny Anny1151 swatanie. Ni prośby, ni namowy, ni rozkazania nie chciał Jurand słuchać. Powiadał, że nie może. No, i widać przyczyna takowa jest, że nie może, a to człek twardy, który tego, co rzekł, nie zmieni. Ty, dziewczyno, nie trać otuchy i pokrzep się. Po sprawiedliwości musiał chłop jechać, boć te pawie grzebienie w kościele zaprzysiągł. Dziewka też go nałęczką przykryła na znak, że go chce za męża brać, bez1152 co mu głowy nie ucięli – za to jej powinien1153 – nie ma co gadać. Nie będzie, da Bóg, ona jego, ale on jest wedle prawa jej. Zych na niego krzyw1154, opat pewnikiem pomstuje, a że skóra cierpnie, mnie też gniewno, a wszelako pomiarkowawszy, co on miał robić? Skoro tamtej powinien, to i trza mu było jechać. Przecie jest ślachcic. Ale ci to jeno1155 powiadam, że jeśli go tam gdzie Niemce godnie1156 nie pokołaczą, to jak pojechał, tak i wróci – i wróci nie tylko do mnie starego, nie tylko do Bogdańca, ale do ciebie, bo cię strasznie rad1157 widział.
– Gdzie on mnie ta rad widział! – rzekła Jagienka.
Ale jednocześnie przysunęła się do Maćka i trąciwszy go łokciem, zapytała:
– Skąd wiecie? – co? Pewnie nieprawda?…
– Skąd wiem? – odrzekł Maćko. – Bo widziałem, jak mu ciężko było odjeżdżać. I jeszcze było tak, że jak już stanęło na tym, że ma jechać, tak pytam ja go: „A nie żal ci też Jagienki?” – A on prawi: „Niechże jej Bóg da zdrowie i wszystko najlepsze”. I tak ci zaraz wziął wzdychać, jakby miał kowalski miech w brzuchu…
– Pewnie nieprawda!… – powtórzyła ciszej Jagienka – ale powiadajcie jeszcze…
– Jak mi Bóg miły, prawda!… Już mu tamta nie będzie tak po tobie smakować, bo to i sama wiesz, że jędrniejszej a zaś urodziwszej dziewki na całym świecie nie znaleźć. Czuł on do ciebie wolę Bożą1158 – nie bój się – może i więcej niż ty do niego.
– Bogać tam1159! – zawołała Jagienka.
I pomiarkowawszy, co w prędkości1160 wyrzekła, zakryła rumianą jak jabłko twarz rękawem, a Maćko uśmiechnął się, pociągnął ręką po wąsach i rzekł:
– Hej, żeby ja był młody! Ale ty się pokrzep, bo już widzę, jako będzie: Pojedzie, ostrogi1161 na dworze mazowieckim zyszcze1162, gdyż tam granica blisko i o Krzyżaka nietrudno… Jużci wiem, że i między Niemcami bywają tędzy rycerze, a żelazo od jego skóry nie odskoczy, ale tak myślę, że byle który rady mu nie da, bo to jucha do bitki okrutnie sprawna. Patrzże, jako Cztana z Rogowa i Wilka z Brzozowej w mig potarmosił, choć to przecie, mówią, chłopy na schwał i mocarne jak niedźwiedzie. Przywiezie on swoje czuby, jeno Jurandówny nie przywiezie, bo i ja gadałem z Jurandem i wiem, jako jest. No, a potem co? Potem tu wróci, bo gdzieżby miał wracać.
– Kiedy tam wróci?
– Ba! jeśli nie wytrzymasz, to ci nie będzie krzywdy. Ale tymczasem powtórz opatowi i Zychowi to, co ci mówię. Niechby ta w gniewie na Zbyszka choć trochę pofolgowali1163.
– Jakoże mam mówić? Tatuś więcej frasobliwi1164 niż gniewni, ale przy opacie i wspomnieć o Zbyszku nieprzezpiecznie1165. Dał ci on i mnie, i tatusiowi za tego pachołka, którego Zbyszkowi posłałam.
– Za jakiego pachołka?
– Wiecie. Był tu u nas Czech, co go tatuś pojmali pod Bolesławcem, dobry pachołek i wierny. Wołali na niego Hlawa. Tatuś mi go dali do posług, bo się powiadał tamtejszym włodyką1166, a ja dałam ci mu zbroiczkę godną i posłałam go Zbyszkowi, aby mu służył i strzegł go w przygodzie1167, a broń Boże czego, żeby dał znać… Dałam ci mu i trzosik na drogę, a on zaprzysiągł mi na zbawienie duszy, że do śmierci będzie Zbyszkowi wiernie służył.
– Mojaż ty dziewczyno! Bóg ci zapłać! a Zych się nie przeciwił?
– Co się miał przeciwić! Zrazu całkiem tatuś nie pozwalali, dopiero jak wzięłam go pod nogi podejmować, tak i stanęło na moim. Z tatusiem nijakiego kłopotu nie masz, ale jak opat zwiedział się o tym od swoich skomorochów1168, w mig pełniuśką izbę naklął i taki był sądny dzień, że tatuś do stodół uciekli. Dopiero wieczorem ulitował się opat moich łez i jeszcze mi paciorki podarował… Ale ja rada byłam pocierpieć, byle Zbyszko poczet miał większy.
– Jak mi Bóg miły, tak nie wiem, czy więcej jego miłuję, czy ciebie, ale on i tak poczet wziął zacny – i pieniędzy też mu dałem, choć nie chciał… No, Mazury przecie nie za morzem…
Dalszą rozmowę przerwało im ujadanie psów, okrzyki i odgłosy trąb mosiężnych przed domem. Usłyszawszy to, Jagienka rzekła:
– Tatuś i opat wrócili z łowów. Pójdziemy na przyłap1169, bo lepiej, żeby was opat pierwej z daleka uwidział1170,