Niewidoczni. Jacek Piekiełko

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niewidoczni - Jacek Piekiełko страница 13

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Niewidoczni - Jacek Piekiełko

Скачать книгу

lat temu.

      – Powiem tak: był pewien gość – oznajmia zatrzymany, odzyskując rezon. – Dawał pieniążki w kopercie, zawsze płacił terminowo i z nadwyżką. Panowie, wiem, do czego zmierzacie. Nie można było porozmawiać po prostu w normalnych okolicznościach? Po co od razu zatrzymanie?

      – Za co płacił?

      – Za prąd.

      – Za co, kurwa? – wtrąca Arek.

      – Umówiliśmy się, że o nic nie będziemy pytać, a on zrobi sobie przyłącze do naszej sieci. Poszliśmy na deal, że sprawdzę rachunki i dokładnie odliczę sobie dodatkowe zużycie, a on zapłaci za to pięćdziesiąt procent. Płacił ponad sto, więc wszystko było w porządku. Myślałem, że to jakiś ogrodnik. Jak sami wiecie, to miejsce przyciąga różnych typów.

      – Zielsko?

      – Dokładnie. Że maryśkę uprawia i na lampy potrzebuje. Tak myślałem. Więc tym bardziej nie interesowało mnie, gdzie to dokładnie idzie. To znaczy kable wszystkie. Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. A im więcej zarabiasz, tak samo.

      – No chyba nie do końca, bo musimy tutaj rozmawiać, w tych – Marek spogląda na gołe, betonowe ściany – niezbyt przytulnych, spartańskich warunkach.

      – Wie pan co? Prawdziwy biznesmen musi być gotowy na poświęcenia.

      – Chyba janusz biznesu – mówi Lubosz. – Taki hojny byłeś, że wpadłeś przez prąd. Ja pierdolę… Święty Mikołaj z Tauronu.

      – Bardzo śmieszne. I tak mi się nie dobierzecie do dupy. Wyślę kartkę z ciepłych krajów. Na gwiazdkę. Z hotelu, all inclusive. Specjalnie do komisarza.

      – Leszku, a po co te nerwy? – pyta Bogucki. – Załatwmy wszystko po dżentelmeńsku. Ty dasz nam informacje, których potrzebujemy, a my tobie w zamian święty spokój. I polecisz sobie zwiedzać piramidki, na wielbłądach pojeździć, rzucić klątwę faraona. Pasi?

      Śledczy wyjmuje wydrukowane fotografie, które kolejno przedstawia Pałąckiemu.

      Pierwsze zdjęcie przedstawia detektywa Krótkowskiego, który zniknął z pola widzenia Lubosza po tym, jak Arek zaczął się mocniej interesować aktami dotyczącymi Mateusza Kmity, a Marcela ustaliła, że prywatny detektyw tak naprawdę nie prowadził śledztwa w sprawie zaginięcia chłopaka w Anglii. Lubosz kupił nawet bilet na lotnisko East Midlands, by wyruszyć za granicę i dowiedzieć się jak najwięcej o Mateuszu Kmicie, odnalezionym niespodziewanie w tym samym samochodzie, co Sylwia. Więcej jednak dowiedział się z raportu detektywa.

      Detektyw Krótkowski na zdjęciu wydaje się jeszcze większy niż w rzeczywistości. Mięsiste wargi, obwisłe policzki i dwa podbródki obsypane kilkudniowym zarostem. Ta siatka rysów twarzy układa się w sposób upodabniający go do buldoga.

      – Widziałeś kiedyś tego człowieka na terenie huty?

      Pałącki przygląda się zadrukowanej kartce z całkowitą obojętnością. Po chwili wydyma usta.

      – Nie przypominam sobie.

      – Leszku, herbatka z Beduinem się oddala.

      – Ja to widzę inaczej – mówi Arek, kończąc papierosa i spoglądając w dokumenty złożone w jednej z teczek, którą wziął od Marka. – Dwa wpisy w BIG. Negatywne. Wpis w KRD, już nie muszę tłumaczyć jakiego rodzaju. Wszczęte postępowanie windykacyjne. Myślę, że najwyższy czas, by uruchomić komornika.

      Na te słowa Pałącki traci rezon. Blednie wyraźnie, zaczyna nerwowo kręcić się na krześle.

      – Leszku, pomożesz nam? – pyta Marek. – Czy jednak wolisz zająć się sprawami egzekucyjnymi?

      – Komisarzu, muszę się przyjrzeć bliżej. – Bierze do ręki i studiuje wydruk przez dobre pół minuty. W końcu wzdycha zrezygnowany. – Nie kojarzę go.

      Marek wyjmuje kolejne zdjęcie.

      Żerkowski, seryjny zabójca nauczycielek. Według ustaleń przebywa w zakładzie karnym w Czarnem. Został skazany trzy lata przed zniknięciem Sylwii, a więc dokładnie sześć lat temu, co wyklucza go z kręgu podejrzanych. Na pewno chciałby zemścić się na Arku, który doprowadził do jego zatrzymania. Zdołał mu to zresztą obwieścić, gdy policjanci prowadzili go do radiowozu. W tym kontekście pokazanie zdjęcia Żerkowskiego jest bezcelowe. Marek chce jednak poznać reakcje Leszka Pałąckiego, by móc łatwiej ocenić, czy mężczyzna mija się z prawdą.

      – Nigdy go nie widziałem.

      – Nie chcesz się lepiej przyjrzeć?

      Pałącki nachyla się nad leżącą na blacie fotografią, przygląda się uważnie, po czym kręci przecząco głową.

      Następnie Marek wyjmuje i kładzie na stół serię zdjęć, tuż obok fotografii detektywa Krótkowskiego oraz Żerkowskiego. Pierwsze przedstawia Opraka, byłego śledczego, który był „kretem” w gangu.

      Lubosz odkrył prawdziwe intencje Opraka. Tajniak zaczął tak naprawdę wieść wygodne życie po drugiej stronie barykady, sprzedając policji fałszywe informacje. Zdekonspirował go. Niejednokrotnie się jednak zastanawiał, czy nie warto było zaczekać. Czy nie pokrzyżował planów operacyjnych, wsypując Opraka? Cóż, takie dostał zadanie od „góry”.

      Tuż obok Marek rzuca zdjęcie kierowcy z wypadku, który prowadził nissana sunny. Jakość jest słaba, stop-klatka wykonana z nagrania telefonem chłopca siedzącego w mercedesie podczas zatoru na drodze, gdy samochód z Sylwią, Mateuszem Kmitą oraz Rafałem Wawraszem wypadł poza jezdnię. Pod zdjęciem kładzie kolejne dwa, tym razem z kamery w szpitalu, dwa ujęcia również niewyraźne, czapka z daszkiem kryje głowę. Dodaje czwartą fotografię, na widok której Arek wyraźnie się ożywia.

      Lubosz chce zadać kilka pytań, powstrzymuje się jednak, by nie psuć pracy śledczego.

      Na stoliku, w utworzonym tak szeregu ląduje następna fotografia – Paweł Opolski, były chłopak Sylwii, ostatnia osoba, która widziała córkę Lubosza tuż przed zniknięciem.

      Na blat trafia też zdjęcie Trewskiego.

      Detektyw Krótkowski.

      Mężczyzna podający się za księdza, kierowca nissana, porywacz Sylwii.

      Żerkowski.

      Oprak.

      Opolski.

      Wszyscy podejrzani, połączeni w niejasny sposób ze zniknięciem Sylwii.

      – Przyjrzyj się dokładnie zdjęciom – nakazuje Bogucki. Zostawia na blacie równo ułożone fotografie oraz otwartą teczkę z dokumentami. – My skoczymy po kawę. A po powrocie oczekujemy konkretnych odpowiedzi. Więc zastanów się dobrze, czy twoją firemkę czeka świetlana przyszłość czy upadek. – Spogląda na Arka. – Kolega wspomniał o najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniu. Komornik może szybko położyć łapę na całych twoich oszczędnościach. A jak nie będziesz płacił, to w areszcie lub więzieniu znajdą dla ciebie odpowiednią fuchę, co nie, Arek?

      Lubosz gasi papierosa

Скачать книгу