E.E.. Olga Tokarczuk

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу E.E. - Olga Tokarczuk страница 10

E.E. - Olga Tokarczuk

Скачать книгу

niezwykłego.

      – Jesteś tu? – zapytała szeptem i zaraz zawstydziła się swojego pytania.

      Nic się nie stało, nic nie poruszyło.

      – Wiem, że tu jesteś – powiedziała już śmielej i głośniej, stawiając wszystko na jedną kartę. – Moglibyśmy się tu spotykać, ale musiałbyś mi powiedzieć, jak to robić. Jeżeli nie mogę, to nie muszę cię słyszeć, ale chciałabym jakiegoś znaku, że ty mnie słyszysz, że rozumiesz, co przeżywam… Jest mi tak ciężko bez ciebie, Gustawie…

      Zamilkła, bo wydawało jej się, że usłyszała szelest. Nic. Gładziła krawędź starego biurka i łzy łaskotały jej pomarszczone policzki. Przywołała teraz obraz umierającego męża, jego twarz zniszczoną bólem. Nikt nie potrafił mu pomóc. A on tak długo wzbraniał się przed morfiną. Kiedy skapitulował, wiedział już, że niedługo umrze. Śmierć przyszła nie wiadomo kiedy, po kryjomu. Dopiero rano zauważyli, że nie oddycha. Na to wspomnienie pani Schatzmann zagryzła wargi. Gustawa już nie było. Ta myśl przytłaczała jak zbyt ciężka pierzyna, która nie pozwala oddychać. Pani Schatzmann znowu przypomniała sobie Ernę Eltzner leżącą na sofie i mówiącą głosem Gustawa: „Nie wiem, co się ze mną stało ani gdzie jestem”.

      – Nie musisz dawać mi znaku – powiedziała nagle. – I tak wiem, że jesteś wciąż ze mną. Jesteś ze mną, choć umarłeś. Po prostu to wiem.

      Pani Schatzmann gładziła chłodny blat biurka. Czuła się tak, jakby podjęła ważną decyzję. Teraz wszystko wydawało się inne niż pół godziny temu. Cicho zamknęła drzwi i podreptała do kuchni, bo właśnie zaczęło świtać.

      Kiedy przyszła Ivana, czeska służąca, pani Schatzmann była już ubrana i parzyła w kuchni kawę. Ivana była zdziwiona.

      – Znowu nie mogę spać – powiedziała pani Schatzmann.

      Wzięła tacę ze śniadaniem i poszła do pokoju syna. Artur stał przed lustrem i zapinał ostatni guzik białej koszuli.

      – Czemu tak wcześnie, mamo?

      – Chciałam z tobą porozmawiać, zanim wyjdziesz.

      – Stało się coś? – zapytał z niepokojem Artur.

      Pani Schatzmann uspokoiła go i nalała mu kawy. Patrzyła, jak pije ją małymi, spiesznymi łyczkami. Musiała być pewna, że nie odejdzie, gdy ona zacznie opowiadać.

      – Znasz Ernę Eltzner? – zapytała.

      – Musiałem kiedyś ją widzieć…

      – Taka niepozorna, drobna…

      – Mamo, o co ci chodzi?

      Pani Schatzmann wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać. Opisała dokładnie dziwne zachowanie Erny podczas obiadu, jakby próbowała syna, przyszłego lekarza, zainteresować tymi objawami. Potem przeszła do seansu, podkreślając, że to był tylko eksperyment pod okiem doktora Löwe.

      – A więc i doktor tam był – powiedział Artur.

      – Erna mówi niewiele, a czasem, gdy się odezwie, zdarza się jej powiedzieć coś zupełnie nie na temat. Jej matka twierdzi, że Erna słyszy też głosy, które chcą przez nią mówić. Teresa Frommer spostrzegła w oczach Erny niespotykaną głębię, właściwą tylko mediom, a przecież Teresa się na tym zna. Sprawdziła też ponoć fenomenalną wrażliwość Erny na dotyk. Ale najważniejsze jest to, co zdarzyło się tam… na tym seansie – zakończyła pani Schatzmann pierwszą część swojej opowieści.

      Syn nie od razu zrozumiał, co chciała przez to powiedzieć. Dopiero gdy zobaczył toczące się po jej policzkach łzy, domyślił się, że musiało to mieć związek z ojcem, ponieważ łzy jego matki zawsze wiązały się z ojcem.

      Pani Schatzmann wytarła nos i opowiedziała spokojnie i rzeczowo o przebiegu seansu. To była jedyna szansa, że Artur jej uwierzy, że podzieli jej smutek czy radość – sama już nie wiedziała co – że wysłucha jej do końca, nie zmieni tematu. Zaczęła od tego, że Erna niewiarygodnie szybko wpadła w trans, moment po tym, jak zebrani utworzyli krąg. Stało się to tak nagle, że doktor Löwe chciał nawet wszystko przerwać. Potem Erna osunęła się na krzesło i trzeba ją było przenieść na kanapkę. Pani Schatzmann poczuła się rozczarowana, bo na stoliku była przygotowana filiżanka i planszeta z literami. Myślała, że Erna usnęła. Ale ona położyła się na tej sofie i nagle, ni stąd, ni zowąd, wcale nie pytana zaczęła mówić. Wtedy jej matka dramatycznym szeptem powiedziała, że słyszy swoją babkę, że ją poznaje. Erna rzeczywiście mówiła z trochę dziwacznym, śląskim akcentem. A ponieważ babka pani Eltzner była spokrewniona z rodziną Gustawa, pani Schatzmann poczuła się ośmielona i poprosiła Ernę, żeby przemówił jej mąż. Zapytała, czy ma z nim kontakt, gdzie on jest i… jak się czuje.

      – Zapytałam, jak się czuje. Boże, jak się czuje – powtórzyła pani Schatzmann nerwowo, nie patrząc na Artura.

      – Wtedy Erna powiedziała: „Media vita in morte sumus”, i po jej twarzy przeszedł taki straszny skurcz. I zbladła, a potem powiedziała tylko jedno słowo: „Wiewiórko”. – Pani Schatzmann przełknęła ślinę, z trudem powstrzymując łzy. Artur zmieszał się. – Tak właśnie powiedziała: „Wiewiórko” – powtórzyła pani Schatzmann.

      Kiedy to usłyszała, siedząc przy stoliku do kart w dusznym mroku salonu Eltznerów, zrobiło jej się słabo. Nie mogła uwierzyć w istnienie tu, w tym cudzym domu słowa „Wiewiórko”. A jednak Erna wymówiła je po raz drugi.

      Zebrani poruszyli się skonsternowani, ale kiedy zobaczyli twarz pani Schatzmann, zrozumieli, że to słowo było przeznaczone tylko dla niej. Potem blada Erna z zamkniętymi oczami usiadła i powiedziała ochrypłym głosem kilka zdań. Robiła przy tym takie gesty jak Gustaw. Poznał to doktor Löwe i pani Eltzner.

      – Wiewiórko – powiedział Gustaw-Erna – nic mnie nie boli. Nie wiem, gdzie jestem. Wszystko jest podzielone. Nie wiem, gdzie jest moja fajka.

      Tyle mniej więcej powiedział i zaraz zniknął z bladej twarzy Erny. Potem nastąpiły potoki słów, ale pani Schatzmann już nic nie rozumiała. Odwróciła się do Teresy Frommer, która na twarzy miała wypisany strach. Padały jakieś obce, niezrozumiałe słowa. Widać było, że to wyczerpuje Ernę. Pani Eltzner chciała, żeby przerwano seans. Frommer porozumiał się wzrokiem ze swoją siostrą. Przerwano krąg i doktor Löwe podszedł do dziewczyny, aby zbadać jej puls. Frommer zatrzymał go, mówiąc, że nie wolno dotykać medium. Erna powiedziała jeszcze coś o córkach, „ujrzysz me córki”, coś w tym rodzaju, a potem resztki słów ją zakrztusiły. To był koniec.

      – Arturze, ona miała z nim kontakt! Skąd mogła wiedzieć, że Gustaw nazywał mnie kiedyś Wiewiórką? On nie umarł!

      – On umarł, mamo.

      – Więc co to było? – krzyknęła pani Schatzmann.

      Artur wstał i założywszy ręce do tyłu, zaczął przemierzać pokój.

      – Mamo, nie wierzę w duchy, wybacz mi – powiedział. – To, co dzieje się na takich seansach, nie ma związku z duchami. Ludzie uruchamiają swoją pamięć, doświadczenia, działa sugestia i autosugestia, a może nawet jakiś rodzaj hipnozy.

Скачать книгу