Grzeczna dziewczynka. Anna Sakowicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Grzeczna dziewczynka - Anna Sakowicz страница 18

Grzeczna dziewczynka - Anna Sakowicz

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Jak to? – spytała. – A on z żoną będzie?

      – Nie, jest wdowcem.

      – W żałobie?

      – Nie, jego żona zmarła jedenaście lat temu.

      – To nieprzyzwoite, by tu nocował. Co ludzie powiedzą, że ty jakiegoś alfonsa do domu sprowadzasz!

      – Nie obchodzą mnie ludzie.

      – A powinni! To grzech!

      – Ponadto nie jest żadnym alfonsem. Jak ty w ogóle mówisz?

      – Każdy facet to alfons!

      – Każdy? – zaśmiała się. – A aptekarz też?

      – No… z małymi wyjątkami. Choć z tym farfoclem na łbie wygląda jak alfons!

      – Babciu, przestań! Jesteśmy dorośli, Lucjan będzie tu tylko nocował – dodała. – W dużym pokoju!

      – A kim on jest? – spytała, jakby zapominając już o tym, co na początku mówiła wnuczka.

      – Pisarzem – odpowiedziała. – To bardzo sławny pisarz.

      – Bardzo?

      – Bardzo, bardzo.

      – Czyli to się opłaca, żeby on tu nocował?

      Mirandzie minęły wszelkie chęci dyskutowania. Bo co miała powiedzieć seniorce? Nie miała pojęcia, dlaczego ona wszystko sprowadzała do potencjalnych zysków i strat? Młoda kobieta przyjrzała się rysom twarzy Zuzanny. Obniżone kąciki ust i zmarszczki dodające babce srogiego wyglądu pozbawiły ją złudzeń, że można się cieszyć życiem w każdym wieku.

      – Aha! – ożywiła się nagle seniorka. – Jak będziesz wracać, to masło kup, bo się kończy.

      – Jak to się kończy?

      – Normalnie. Zaraz braknie.

      – Ale ja kupiłam ostatnio dwie kostki!

      Miranda otworzyła lodówkę. Nie dowierzała, że w ciągu tak krótkiego czasu można by zjeść prawie pół kilo masła. Sprawdziła na półce, czy jest jeszcze jedna kostka, ale faktycznie nie pozostał po niej ślad.

      – Nie ma?

      – No przecież mówię! A masło musi być! Zapewnia zdrowie!

      – Dobra, kupię, a teraz idę pracować – powiedziała z rezygnacją pisarka. Wzięła na ręce Leosia i powolnym krokiem poszła do swojego pokoju. Dokładnie zamknęła za sobą drzwi i zajęła wygodną pozycję z laptopem na kolanach. Zanim jednak otworzyła plik z notatkami do książki, weszła na swoją stronę na Facebooku. Odpowiedziała na komentarze czytelników. Odczytała też wiadomości. Znów napisał do niej jeden z jej stałych czytelników. Zbyszek był jej fanem od roku. Od czasu do czasu dzielił się z nią wrażeniami po przeczytanej książce. Miranda bardzo sobie to ceniła, bo z reguły jej książki trafiały w ręce kobiet. Wiedziała też doskonale, że miłość „fanowska” leżała blisko nienawiści. Wystarczyła jedna drobna aferka albo jakieś niedomówienie.

      Przeczytała wiadomość. Uśmiechnęła się do monitora.

      Cieszę się, że Ci się książka podobała. Dla mnie to wiatr w żagle – napisała.

      Masz niezwykły talent. Nie dość, że jesteś piękna, to jeszcze mądra i utalentowana.

      Ha, ha, to chyba trochę na wyrost.

      Który z przymiotników, Twoim zdaniem, jest na wyrost?

      Wszystkie.

      I właśnie to w Tobie cenię – skromność.

      Musisz się zdecydować: uroda, mądrość, talent czy skromność.

      Biorę w pakiecie.

      Miranda znów uniosła kąciki ust. Lubiła Zbyszka. Poznała go też osobiście, bo dwukrotnie był na jej spotkaniach autorskich. Co prawda nie miała okazji z nim dłużej porozmawiać w realnym życiu, ale miała wrażenie, że taka komunikacja w wirtualnym świecie też daje obraz człowieka i można mu zaufać. Przynajmniej na tyle, na ile jest to konieczne.

      Muszę uciekać do pracy, bo potem idę na spotkanie autorskie.

      A gdzie masz?

      Mój przyjaciel ma. Lucjan Kulesza.

      O! Świetny pisarz! Chciałbym go kiedyś poznać osobiście. Długo się znacie?

      Długo, choć ostatnio mieliśmy małą przerwę, ale chyba to nadrobimy.

      Spotykaliście się?

      Mirandzie nagle ktoś rozpalił ognisko w głowie i wysyłał sygnały dymne, że coś chyba jest nie tak. Przez chwilę poczuła się też jak Pomysłowy Dobromir, postać z kreskówki popularnej w latach siedemdziesiątych. Nie wiedziała też, co podskakująca piłeczka na czaszce i ogień wewnątrz oznaczają. Skończyła więc szybko rozmowę i wróciła do pracy nad książką. Tu czuła się bezpiecznie.

      * * *

      Zuzanna stała w oknie i obserwowała podjazd. Jej wnuczka grzebała w samochodzie. Ciągle coś wyjmowała z bagażnika, potem zanosiła do garażu i znów gmerała na tylnym siedzeniu. Szykowała się do wyjazdu na spotkanie jak sójka za morze. Pomachała jej, ale Miranda nie zauważyła. W końcu seniorka usłyszała dźwięk silnika.

      – Nareszcie – westchnęła, obserwując, jak auto powoli zmierzało w kierunku bramy wjazdowej. Miranda wycofała w lewo i po chwili zniknęła z zasięgu wzroku Zuzanny. – No! – dodała i szybko poszła do pokoju wnuczki. Leoś od razu znalazł się przy jej nogach. Karmienie chlebem z masłem oprócz dodatkowego sadełka przyniosło jeszcze jedną korzyść, zawarli z Leosiem pakt o przyjaźni. Oboje więc weszli do świątyni pisarki. Babka natychmiast oceniła krytycznie, że wewnątrz panował bałagan. Chętnie by tu posprzątała po swojemu, ale tym razem nie dotykała niczego. Nie chciała, by Miranda wiedziała, że naruszyła jej przestrzeń.

      Podeszła do biurka, na którym leżał zamknięty laptop, ale nie otworzyła go, bo bała się, że zepsuje. A tego jej wnuczka mogłaby jej nie darować. Rozejrzała się wokół i wreszcie jej spojrzenie zatrzymało się na tablicy korkowej zawieszonej po prawej stronie biurka.

      – No proszę – szepnęła. – Czarno na białym…

      Zuzanna zaczęła odczytywać informacje zapisane na żółtych karteczkach gęsto pokrywających tablicę.

      – Trucizna, owoce konwalii, a może woda z wazonu? Czerwone kulki? – czytała, nie bardzo rozumiejąc, co miała na myśli Miranda. – Ciało w łóżku… – szepnęła i poczuła, jak serce zaczyna jej bić szybciej. Musiała usiąść i głęboko oddychać, by się uspokoić. – Zepchnięcie ze schodów albo mokra podłoga… Boże… Mirka, co

Скачать книгу