Grzeczna dziewczynka. Anna Sakowicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Grzeczna dziewczynka - Anna Sakowicz страница 15

Grzeczna dziewczynka - Anna Sakowicz

Скачать книгу

jak w tej chwili.

      – Przepraszam pana – bąknęła. – Babcia nie najlepiej się czuje, czasami nie panuje nad tym, co mówi.

      – Spokojnie – odparł. – Moja teściowa była podobna – zaśmiał się, próbując ukryć zakłopotanie.

      – To wy sobie siedźcie, a ja idę różaniec mówić. Za pana też się pomodlę, żeby panu ten farfocel odpadł, bo kto to widział chłopa z warkoczykiem jak u małej dziewczynki. Toż we wsi by z pana pośmiewisko mieli.

      Aptekarz parsknął gromkim śmiechem i podziękował seniorce za troskę. Miranda znów go przepraszała, a babkę miała ochotę zamordować gołymi rękami.

      – A ty tak na mnie nie patrz – odezwała się Zuzanna do niej, kiedy już wychodziła z kuchni. – Wiem, co knujesz. – Pogroziła jej palcem i wyszła.

      – Nic z tego nie rozumiem – powiedziała Miranda. – Najmocniej przepraszam za ten cyrk. Babcia jest u mnie od kilku dni, a mam wrażenie, że przez mój dom przechodzi tornado. Nie mam pojęcia, o co jej chodzi.

      – Urocza staruszka – odparł mężczyzna i znów się zaśmiał, a Miranda musiała przyznać, że „uroczy” to jest raczej eufemizm, którego użył w stosunku do jej babki.

      * * *

      Mirandę obudził stukot naczyń wyjmowanych ze zmywarki. Seniorka rządziła w kuchni i czuła się tam jak u siebie w domu. Wkładała talerze do szafek, nie zważając nawet na to, że komuś może przeszkadzać. Dochodziła ósma, więc babka była w swoim żywiole. A te pięć minut w tę czy we w tę nie miało dla niej znaczenia. Umowa z wnuczką tylko trochę robiła na niej wrażenie, choć musiała przyznać, że odkąd przeczytała jej notatki, poczuła się rozczarowana Mirką. Zawsze była grzeczną dziewczynką, a teraz to staropanieństwo rzuciło się jej na głowę, pomyślała.

      – Cześć, babciu! – usłyszała nagle za sobą i aż podskoczyła. Po co ona się tak skrada?!

      – Cześć! Dlaczego wrzeszczysz?

      – Bo przecież słabo słyszysz.

      – Ja? A kto ci takich głupot nagadał?

      Miranda westchnęła, a potem spokojnym głosem zapytała seniorkę, czy pójdzie z nią dzisiaj do teatru albo czy popływają nago w jeziorze po zachodzie słońca.

      – No… – mruknęła babka, nie słysząc oczywiście, co jej wnuczka mamrocze pod nosem.

      Pisarka uśmiechnęła się do siebie i nalała do szklanki wodę z czajnika. Potem wcisnęła do niej cytrynę. Wypiła duszkiem. Ledwo zdążyła odstawić szklankę, rozległ się dzwonek. Natychmiast poszła otworzyć, a Zuzanna oczywiście ruszyła za nią, bo nie wiedziała, że zięć ma dziś przywieźć jej córkę.

      – Jesteśmy – powiedział Wojciech. Postawił w przedpokoju koszyk żony i cmoknął ją w policzek.

      – Pysiu, zostań z córcią, a ja jadę do lekarza.

      – Pysiu, pysiu, pysiu – powtórzyła Gosia, nie bardzo wiedząc, co się dzieje, ale na słowo „lekarz” trochę się ożywiła, więc Miranda jeszcze raz wszystko jej wytłumaczyła i zabrała mamę do kuchni.

      – Jesteś głodna? Zjemy śniadanie?

      – Jeść, jeść, jeść… Bo ja nic dzisiaj nie jadłam – powiedziała, choć córka doskonale wiedziała, że mama musiała dostać śniadanie, bo przecież nie mogła przyjmować leków na czczo. Mimo wszystko zrobiła kanapki dla siebie i dla Gosi. Postawiła talerzyki na stole i usiadła naprzeciwko. Babka ciągle się krzątała, jakby zwlekała z decyzją o zajęciu miejsca obok córki i wnuczki.

      – Jedz kanapkę – poprosiła Miranda i pokroiła matce chleb na mniejsze kawałki.

      – Jak?

      – O, tak… – pokazała, jak wkłada niewielki kawałek do ust.

      Gosia zrobiła dokładnie to samo. Z trudem przegryzała.

      – Co to, to, to? – powtarzała. Pokazała córce wydłubany z chleba słonecznik. Potem znów wsadziła go do ust. Miała problem, by go pogryźć. A za moment wyjęła sztuczną szczękę i ponownie pokazała córce. Miranda się skrzywiła. Tego w chorowaniu mamy nie lubiła najbardziej. Niby już przywykła do takiego widoku… Ale gdy przypominała sobie swoją mamę z dawnych lat, to nie mogła uwierzyć. Kiedyś Gosia była niezwykle elegancką i zadbaną kobietą. Chodziła w szpilkach, miała nienaganny makijaż. Miranda, wtedy jeszcze jako Mireczka, podziwiała mamę za to, że zawsze była tak ładnie umalowana, nawet jak nie szła do pracy. A teraz nie potrafiła się umyć, wyjmowała sztuczną szczękę, puszczała bąki w miejscach publicznych i klęła jak szewc.

      – Daj, to ci wyczyszczę – powiedziała, wyciągając z szuflady jednorazowe rękawiczki. Poszła do łazienki ze szczęką mamy i wymyła ją pastą i szczoteczką do zębów. Miała w szafce przybory toaletowe dla mamy nie tylko na takie okazje. Czasami myła jej włosy, czesała, smarowała kremami i obcinała paznokcie.

      Kiedy kobieta wróciła do kuchni, zauważyła, jak babka ukradkiem całuje córkę w ramię. Potem szybko odchodzi i robi sobie herbatę. Miranda spojrzała na Zuzannę i Gosię. Widziała w nich starość w najgorszym wydaniu. I wcale nie chciało się jej śpiewać, że „wesołe jest życie staruszka”.

      – Kochasz mnie? – spytała matka i uśmiechnęła się do córki.

      – Jasne, kocham cię bardzo mocno. – Miranda podała mamie sztuczną szczękę. Po chwili śniadanie było kontynuowane. Jednak ni stąd, ni zowąd Gosia zaczęła szlochać. Jej twarz zmieniła się w ciągu jednej sekundy. Mimika stała się dziecięca, a chlipanie powodowało, że serce Mirandy krajało się w plasterki. – Nie płacz, mamuś. – Podeszła do niej i mocno ją przytuliła. Pogłaskała po głowie.

      – Pomożesz mi?

      – Pomogę.

      – Bo… to… to… to… – nie umiała się wysłowić. Dłońmi narysowała coś dużego w powietrzu, ale Miranda tego nie zrozumiała. – Zabijesz mnie?

      – Mamuś…

      – Zabij mnie – powtórzyła tak wyraźnie i głośno, że wszystkie kobiety nagle zamarły. Mirka czuła, jak żołądek zamienił się jej w kamień. Uciskał z siłą na trzewia. Nie mogła wziąć głębszego oddechu. Nie umiała też nic powiedzieć. Bo jakie znaleźć słowa? Nie wiedziała, czy to mówiła mama, czy alzheimer, ale brzmiało dobitnie. Nic nie uległo zniekształceniu. Pytanie odbijało się w niej echem.

      Babka odstawiła kubek z herbatą i podeszła do córki. Przyglądała się jej, jakby zastanawiając się nad tym, co powinna zrobić.

      – Siku, siku, siku… – Gosia zapomniała już o tym, co mówiła przed chwilą. Poderwała się z krzesła. – Gdzie?

      Miranda zaprowadziła mamę do łazienki. Musiała dopilnować, by ta ściągnęła bieliznę. Zdarzyło się już dwukrotnie, że o tym zapomniała, siadając na sedes.

      – Nie idź…

Скачать книгу