Grzeczna dziewczynka. Anna Sakowicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Grzeczna dziewczynka - Anna Sakowicz страница 17
![Grzeczna dziewczynka - Anna Sakowicz Grzeczna dziewczynka - Anna Sakowicz](/cover_pre827237.jpg)
Co piszesz?
Kryminał w stylu Starsza pani musi zniknąć.
Ha, ha… Rozumiem. Hun? Stęskniłem się za Twoim poczuciem humoru.
Dobra, pogadamy jutro. Do zobaczenia.
Pa! – napisał, ozdabiając koniec emotikonami z uśmiechami. Miranda więc odesłała mu dwie wesołe buźki.
Ucieszyła się, że spotka jutro Lucjana. Spędzą miły wieczór, pogadają o dawnych czasach. Miranda lubiła rozmowy z kolegami i koleżankami po piórze. Dowiadywała się ciekawych rzeczy na temat wydawców, nagród, układów i sponsorowanych rankingów. Nie miała czasu śledzić plotek i afer wybuchających co chwilę na Facebooku, więc zawsze była do tyłu z wiadomościami. A ponadto… to był Lucjan Kulesza… jej platoniczna miłość sprzed lat, westchnęła. Serce może nie pykało na jego widok tak szybko jak dawniej, ale sentyment został.
Jednak jej miły nastrój szybko minął, bo kiedy skończyła rozmawiać z Lucjanem, dotarły do niej krzyki z pokoju babki. Zaczęła nasłuchiwać, bo wydawało się jej, że seniorka z kimś dyskutuje. W pierwszej chwili pomyślała, że staruszka do kogoś dzwoni, choć o tej godzinie według niej nie wypadało nikogo niepokoić. Na pewno już się wykąpała i leżała w łóżku. Miranda zaciekawiła się tym, kto tak babcię denerwuje. Seniorka mówiła podniesionym głosem.
Pisarka po cichu otworzyła drzwi od swojego pokoju.
– Ty skurczybyku jeden! – groziła babcia i wtedy Miranda dłużej się nie zastanawiała. Poszła do niej. Zapukała i weszła do środka. Babka siedziała przed telewizorem i gadała do przemawiającego właśnie premiera. – Nos ci urośnie od tych kłamstw – pomstowała.
– Babciu, a co ty tak się denerwujesz? – Miranda usiadła na krześle i chwilę przysłuchiwała się temu, co mówił szef polskiego rządu.
– Podwyżki obiecywali! – Pogroziła pięścią w kierunku telewizora. – Pińcet dla każdego obiecywali.
– Pięćset to na dziecko – wyjaśniła Miranda. O mało nie parsknęła śmiechem, widząc zdenerwowaną babcię. Na pewno, gdyby mogła, chwyciłaby miotłę i przywaliłaby nią dla sprawiedliwości w zakuty łeb polityka.
– A pies im mordę lizał! Tyle naobiecywali, a ja trzy złote podwyżki od tych skurczybyków dostałam! Złodzieje jedne! Od razu mówiłam, że dostać to można, ale w zęby!
– Babciu, pięćset obiecali i dali, ale na dziecko – powtórzyła Miranda.
– A co ja nie mam dzieci? – spytała zdenerwowana seniorka.
– Nie chcę cię martwić, ale twoja jedyna córka to już emerytka, więc się nie kwalifikuje.
– Gadali, że pińcet dadzą na pierwsze dziecko. O! A tu figa z makiem, kurtka frak! A ja przecież mam to pierwsze i jedyne. Na niepełnosprawnych też mieli dać i Gosia nic nie dostała!
– No tak, bo ona ma emeryturę, a wtedy się nie należy.
– Złodzieje!
– No, ale lepsze trzy złote niż nic. – Wnuczka starała się ją pocieszyć. – Na ciasteczka ci wystarczy.
Babcia spojrzała nagle na Mirandę. Właśnie wpadła na doskonały pomysł.
– O, pójdę jutro, to ciastka kupię – stwierdziła zadowolona. – A ty wiesz, ile mój brat dostał? – Bo oczywiście seniorka zaraz po wypłacie podwyżki obdzwoniła rodzinę i popytała o stan kont.
– Nie mam pojęcia. Cztery złote?
– Nie! – Zaczęła się śmiać. – Złotówkę! – I wpadła w jeszcze większy rechot, bo przecież złotówka to już na ciasteczka nie wystarczy! I od razu podwyżka nabrała innego wymiaru.
* * *
Miranda obudzona jak zwykle stukaniem naczyń wyjmowanych ze zmywarki nie miała ochoty wstawać. Wzięła do ręki telefon i przeglądała wiadomości. Czekała, aż w kuchni zrobi się cicho. Dopiero wtedy poszła do łazienki zmyć z siebie resztki nocy.
– Babciu! – krzyknęła, wchodząc do kuchni. – Co ty robisz?
Na stole obok talerza seniorki siedział Leoś i coś łapczywie zajadał. Miranda szybko doskoczyła do niego i o mało nie zeszła na zawał.
– Głodny był – beztroskim tonem oznajmiła babka. – Tak patrzył na mnie tymi ślipiami, że mu nie mogłam odmówić. Codziennie tak prosi.
– Nie wolno dawać kotu chleba z masłem!
– Dlaczego? Lubi to.
– On wszystko lubi! Będzie chory!
– Nie będzie, jest gruby, więc zdrowy.
– Babciu, zabraniam ci karmienia kota. Rozumiesz?!
Seniorka spojrzała na wnuczkę z politowaniem i pokiwała głową.
– A co ty taka nerwowa? – spytała. – Będziesz chora jak matka, zobaczysz. – Potem zrobiła kółko na czole na znak, że ponownie ma do czynienia z wariatami. W tym momencie Mirandzie opadły ręce, nie miała argumentów, by dyskutować. Poczuła też bolesne ukłucie w sercu.
Odkąd mama zachorowała, Miranda ciągle słyszała gdzieś z tyłu głowy, że alzheimer jest dziedziczny. Bała się, że też zachoruje. Niby można było dla pewności zrobić badania genetyczne, ale na to by się nie zdecydowała. Wiedziała, że wynik pozytywny sparaliżowałby ją na tyle mocno, że nie umiałaby dalej żyć. Musiałaby podjąć taką decyzję jak Pratchett. Samobójstwo według niej było jedynym lekarstwem. Od momentu postawienia diagnozy mamie paraliżował ją strach. Dziękowała Bogu, że nie ma dzieci i nie przekaże tego cholerstwa dalej.
Zaglądała do słownika wyrazów obcych i starała się zapamiętywać nowe słowa. Sponsorem wczorajszego dnia było „alkiermes”. Tym razem wyraz pochodził z cytatu, który pisarka przypadkiem znalazła. Według Fredry można było spłonąć jak alkiermes. Miranda nie pamiętała tylko, która bohaterka Zemsty oblała się tak rumieńcem wstydu. Sprawdziła rano w internecie, jak wyglądała ta dziwnie nazwana roślina. Groniaste kwiatostany nie spodobały się jej, choć musiała przyznać, że ciemnoczerwone owoce wyglądały całkiem ładnie.
– Alkiermes – powtarzała. – Alkiermes… Alkiermes…
W życiu nie zapamięta tego wyrazu! Z niczym się jej nie kojarzył. Miętoliła go więc pod językiem z niechęcią.
– Al-kier-mes… – podzieliła go na sylaby i wtedy stwierdziła, że brzmi jak „ale kiermasz”. Może jednak uda się go wrzucić do swojego słownika?
Miranda otrząsnęła się z natrętnych myśli i zabrała Leosia ze stołu. Postawiła go przy misce i wytłumaczyła, że to jest jego jedzenie, a od chleba to mu dupka urośnie niczym ciasto drożdżowe. Babka zaśmiała