Grzeczna dziewczynka. Anna Sakowicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Grzeczna dziewczynka - Anna Sakowicz страница 11
Kiedy kobiety doszły do furtki domu pisarki, Jadwiga pożegnała się i pokuśtykała w kierunku swojej posesji. W tym czasie ulicą przejechało kilka samochodów ku uciesze babci, że jednak jakieś ludziska tu mieszkają.
– Babciu, jeżeli chcesz gdzieś wyjść, musisz mi o tym powiedzieć – wyjaśniła Miranda.
– Ta… – mruknęła seniorka i przyjrzała się wnuczce. Złapała ją za rękę i spoglądała w oczy, jakby czegoś tam chciała się dopatrzyć. Miranda czuła jej kościste palce na skórze i z trudnością panowała nad tym, by się nie wyrwać. – Ale ty masz zmarszczki – szepnęła z przerażeniem w głosie. – Masz skórę wokół oczu zmiętą, jakby ją psu z gardła kto wyjął.
– Dzięki. Jesteś bardzo miła – zakpiła Miranda. Poczuła jednak, że smutek nieprzyjemnie ściska ją za serce. Wiedziała, dlaczego nie pałała miłością do babki. Zawsze była zimna i oschła, a jak komuś coś powiedziała, to aż w pięty poszło. Wiedziała też, że walka z grawitacją toczyła się od lat, a na razie wynik dwa zero dla ciążenia powszechnego nie napawał optymizmem. Nikt więc nie musiał jej o tym przypominać!
– Zobacz na mnie. – Seniorka puściła dłoń Mirandy i przejechała palcami po swojej twarzy. – Ja mam dziewięćdziesiąt lat prawie, a skóra jak u niemowlaka. Wszyscy mi mówią, że młodo wyglądam.
– No – syknęła wnuczka. – Tylko pozazdrościć.
Spojrzała na twarz babki. Oczywiście zobaczyła pomarszczoną skórę, więc od razu próbowała ją zestawić z pupą niemowlaka. Uśmiechnęła się pod nosem i dodała w myślach, że niemowlak musiałby się z tydzień moczyć w wodzie, by się tak pomarszczyć, żeby dorównać babce. Nie powiedziała tego jednak głośno. Oznajmiła tylko, że idzie pracować.
– Jutro rano pójdę do sklepu, to sobie spacer zrobię, bo jak za długo siedzę, to potem wstać nie mogę – dodała jeszcze babka. – Czy mogę kupić do ogrodu kilka roślinek? – spytała miłym tonem. – To będzie takie moje podziękowanie za gościnę, co?
Miranda nie miała sumienia nie pozwolić babce na ingerowanie we florę ogrodu. Chce pewnie dobrze, więc niech kupi. Co prawda nad ogrodem czuwał pan Ludwik, który dokładnie zaprojektował, co ma gdzie rosnąć, ale jedna czy dwie rośliny nie powinny zepsuć jego kompozycji. Ponadto, jeżeli babka chciała podziękować, to znaczy, że szykowała się do wyjazdu. Kobieta aż zatarła dłonie na samą myśl o odzyskaniu świętego spokoju.
– Babciu – odezwała się. – Spacer to dobry pomysł. Nie musisz iść do sklepu. Lepiej po prostu, ot tak, pochodzić. Jeżeli pójdziesz w drugą stronę, to dojdziesz do…
– A co ja ulicznica jestem? – Seniorka weszła w słowo wnuczce i nie pozwoliła skończyć zdania. – Co to za łażenie bez celu? Tak nieładnie!
– No tak… – mruknęła rozbawiona Miranda. – Łażą tylko ulicznice…
* * *
Kiedy Miranda pochylała się nad laptopem, w domu panowała idealna cisza. Seniorka od kilku godzin spała, więc można było o niej zapomnieć. Nawet Leoś od czasu do czasu pochrapywał na łóżku. Tylko pisarka wciąż zajęta swoją pracą przebierała palcami po klawiaturze. Kończyła redakcję tekstu. I kiedy doszła do ostatniego zdania, odetchnęła. Udało się jej wykonać pracę na czas. A jutro będzie mogła przejrzeć plik z pomysłami na następne książki. Na odpoczynek i przerwę w pisaniu nie było czasu. Musiała wywiązać się z umowy zawartej z wydawcą.
– A może by tak… – szepnęła do siebie. – Napisać komedię kryminalną?
Zamyśliła się. Od kiedy mieszkała z nią babcia, przychodziły jej do głowy różne pomysły, a echem we wspomnieniu odbijał się film Starsza pani musi zniknąć. Chwyciła więc szybko kartkę i długopis, po czym zaczęła notować. Większość sprawców morderstw to byli członkowie rodzin, tak przynajmniej podawała policja. Mogłaby więc zamordować w książce upierdliwą staruszkę i upozorować naturalną śmierć… Albo niech to będzie zbrodnia w afekcie!
W końcu od myślenia zaburczało jej w brzuchu. Rzuciła okiem na zegarek. Dochodziła trzecia. Teraz na pewno nie zaśnie, bo podekscytowała się nowym pomysłem. Może więc pozwolić sobie na małą przekąskę.
Po cichu wyszła na korytarz. Drewniana podłoga skrzypiała pod jej stopami. Od razu pożałowała, że nie zdecydowała się kiedyś na terakotę. Mogłaby się teraz skradać niczym kot. Nie chciała obudzić babki. Zapaliła więc latarkę w telefonie i boso przeszła do kuchni. Leoś ani drgnął, jednak kobieta wiedziała, że kiedy otworzy lodówkę, z pewnością kot pojawi się przy jej nogach. Jakby drzwi do lodówki otwierały portal do kociego raju.
– Też byś coś zjadł? – szepnęła Miranda do kocura, który już pomiaukiwał u jej stóp. Wzięła więc butelkę mleka bez laktozy i wlała mu do miseczki. Być może nie było to szczytem kulinarnych zapotrzebowań Leosia, ale zadowolił się tym, co dostał.
Miranda wyjęła z lodówki jogurt owocowy. Przelała go do miseczki i dodała do niego chrupiącą pszenicę z amarantusem. Gdy mieszała swoją ulubioną przekąskę, wydało się jej, że coś słyszy. Odwróciła się za siebie, ale nikogo nie zobaczyła. Dla pewności poświeciła jeszcze latarką. Musiało się jej wydawać, pomyślała. Potem nabrała łyżkę pszenicy i wsadziła ją do ust. Chrupnęło jej między zębami.
– Pyszne – szepnęła do siebie i odsunęła się od kuchennego blatu. A wtedy nagle wrzasnęła. – Łaaaa! – Podskoczyła i upuściła z rąk miseczkę. Huknęło. Kot prychnął i uciekł z kuchni.
– Co się tak drze jak Piekarski na mękach?! – wrzasnęła babka.
Miranda nie wiedziała, kiedy staruszka pojawiła się za nią. Serce waliło jej jak oszalałe i nie mogła złapać tchu.
– Boże… – wydyszała. – Ale mnie wystraszyłaś…
– Cym? – spytała babka, a dopiero wtedy Miranda zauważyła, że seniorka sepleni. Przyjrzała się jej. Nie miała sztucznej szczęki. Wyglądała upiornie w ciemnym pomieszczeniu. A jej długa jasna koszula sprawiała wrażenie ducha. Pisarka otrząsnęła się, bo przeszły ją dreszcze, ale w myślach natychmiast zakotłowało się od scen do najnowszej książki. Dopiero po chwili wyjaśniła babce, co robiła w kuchni, i zabrała się do sprzątania bałaganu. Po tym odechciało się jej jeść. Wróciła do pokoju ciągle podekscytowana. Teraz to na pewno nie zaśnie, stwierdziła. Wzięła na kolana swoją tablicę korkową i zaczęła przyczepiać do niej szpilkami karteczki z postaciami i wątkami do komedii kryminalnej. Musiała mieć zarys powieści, zanim opowie o niej redaktor prowadzącej. Bała się, że do rana wszystko zapomni, więc skrupulatnie nanosiła na „sklerotki” pomysły poszczególnych scen.
* * *
Miranda położyła klucze do domu na stole i wytłumaczyła babce, jak powinna się zachowywać pod jej nieobecność. Prosiła, by nie robiła nic, co mogłoby mieć negatywny wpływ na jej zdrowie. Za to seniorka kiwała głową i powtarzała, że jeszcze niedawno jej wnuczka robiła w pieluchę, a teraz ją poucza.
– Nie będzie mnie aż sześć godzin – dodała. – Na pewno dasz sobie radę? A może jednak ze mną pojedziesz, co? Razem zaopiekujemy