Niespokojna krew. Роберт Гэлбрейт
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niespokojna krew - Роберт Гэлбрейт страница 49
W końcu prawnicy Rokeby’ego zorganizowali wypłatę alimentów w taki sposób, że Leda nie mogła dłużej przepuszczać pieniędzy. Ponieważ jednak nie była gotowa poddać swoich wydatków kontroli, jakiej wymagało to nowe porozumienie, jedyną zmianą, jaką wprowadziło ono do codziennego życia nastoletniego Strike’a był koniec rarytasów. Od tej pory alimenty trafiały na konto, z którego nikt ich nie pobierał, a rodzina żyła dzięki mniejszemu wsparciu finansowemu ze strony ojca Lucy.
Strike widział się z Rokebym tylko dwa razy i żadnego z tych spotkań nie wspominał dobrze. Gwiazdor rocka nigdy się nie zainteresował, dlaczego nikt nie pobiera z konta pieniędzy Strike’a. Emigrant podatkowy z długim stażem miał na głowie zespół, kilka domów na utrzymaniu, dwie byłe żony i jedną obecną do zadowolenia, a do tego pięcioro prawowitych i dwoje pozamałżeńskich potomków. Poczęty przez przypadek Strike, który po uzyskaniu pozytywnego wyniku testu na ojcostwo stał się przyczyną rozpadu drugiego małżeństwa Rokeby’ego i zazwyczaj przebywał w nieznanym miejscu, plasował się nisko na ojcowskiej liście priorytetów.
Wuj Strike’a dostarczył mu wzorca męskości, gdy jego matka co rusz zmieniała kochanków, a dzieciństwo upływało mu w długim cieniu rzucanym przez biologicznego ojca. Leda zawsze obwiniała Teda, byłego żandarma wojskowego, za nienaturalne zainteresowanie Strike’a armią i procedurami śledczymi. Przemawiając pośród błękitnych kłębów konopnego dymu, podejmowała żarliwe próby powstrzymania syna od zaciągnięcia się do wojska, prawiąc mu kazania o haniebnej przeszłości militarnej Wielkiej Brytanii, o nierozerwalnych więziach łączących imperializm z kapitalizmem oraz bezskutecznie próbując go namówić, by nauczył się grać na gitarze albo przynajmniej zapuścił włosy.
Mimo związanych z tym wszystkim szkód i bólu, Strike wiedział jednak, że osobliwe okoliczności jego narodzin i dorastania zapewniły mu doskonały wstęp do kariery śledczego. Wcześnie się nauczył, jak należy wtapiać się w tło. Od kiedy pojął, że wyróżnianie się z tłumu pociąga za sobą nieprzyjemności, zmieniał akcent zależnie od tego, czy był akurat w Londynie, czy w Kornwalii. Zanim utrata nogi ograniczyła zakres jego ruchu, potrafił, mimo swoich pokaźnych rozmiarów, poruszać się i mówić w sposób, który sprawiał, że wydawał się mniejszy, niż był w rzeczywistości. Poza tym poznał wartość ukrywania osobistych informacji i redagowania historii, które opowiadają o sobie ludzie, by uniknąć wikłania się w wyobrażenia innych osób na temat tego, jacy są. Co najważniejsze, wykształcił w sobie radar wyczulony na zmiany w zachowaniu świadczące o nagłym uświadomieniu sobie przez rozmówców, że mają do czynienia z synem sławnego człowieka. Od dziecka bezbłędnie rozpoznawał manipulatorów, pochlebców, kłamców, cwaniaków i hipokrytów.
Te wątpliwe talenty były najlepszymi darami, jakie dostał od ojca, ponieważ, jeśli pominąć alimenty, nigdy nie otrzymał od niego kartki na urodziny ani prezentu pod choinkę. Trzeba było bomby, która urwała mu nogę w Afganistanie, żeby Rokeby wysłał do niego własnoręcznie napisany liścik. Strike poprosił Charlotte, siedzącą obok jego szpitalnego łóżka w chwili, kiedy go dostał, by wyrzuciła go do kosza.
Odkąd Strike sam stał się obiektem zainteresowania gazet, Rokeby podejmował kolejne nieśmiałe próby nawiązania kontaktu z żyjącym osobno synem, posuwając się do tego, że w ostatnich wywiadach sugerował, jakoby mieli ze sobą dobre relacje. Kilkoro przyjaciół Strike’a przysłało mu linki do niedawnego wywiadu, w którym Rokeby mówił o swojej dumie z syna. Detektyw skasował te wiadomości, zostawiając je bez odpowiedzi.
Ala, przyrodniego brata, którego Rokeby wykorzystywał ostatnio jako emisariusza, Strike darzył szorstką sympatią. Mimo początkowego oporu starszego brata Al wytrwał w upartym zabieganiu o utrzymanie z nim kontaktu. Chyba podziwiał w Strike’u właśnie tę samodzielność i niezależność, które ów, chcąc nie chcąc, musiał w sobie rozwinąć. Teraz jednak Al wykazywał zrażającą determinację, wciąż naciskając na brata, by wziął udział w obchodach rocznicy, która nie znaczyła dla Strike’a nic poza tym, że podobnie jak wiele innych rzeczy przypominała mu, o ile bardziej liczył się dla Rokeby’ego jego zespół niż nieślubny syn. Detektyw wyrzucał sobie czas, który poświęcił w sobotni poranek, by skomponować odpowiedź na ostatniego esemesa Ala w tej sprawie. Ostatecznie zrezygnował z dalszych argumentów i postawił na zwięzłość.
Nie zmieniłem zdania, ale nie mam żadnych pretensji ani żalu. Mam nadzieję, że impreza się uda i wyskoczymy na piwo, jak znów będziesz w mieście.
Załatwiszy denerwujące sprawy osobiste, Strike zrobił sobie kanapkę, włożył na podkoszulkę czystą koszulę, wydobył z akt sprawy Bamborough stronę, na której Bill Talbot napisał wiadomość zaszyfrowaną stenografią Pitmana, i wyruszył samochodem do West Wickham, gdzie był umówiony z Gregorym Talbotem, synem zmarłego Billa.
Jechał w padającym co chwila deszczu i paląc po drodze, znów skupił się na pracy: rozmyślał nie tylko o pytaniach, które zamierzał zadać synowi policjanta, lecz także o różnych związanych z agencją problemach, które pojawiły się, odkąd wrócił z St Mawes. Poprzedniego dnia Barclay zgłosił mu pewne sprawy wymagające jego uwagi. Na początek Szkot, którego Strike był skłonny uznawać za swojego najlepszego śledczego zaraz po Robin, z charakterystyczną dla siebie bezceremonialnością wypowiedział się na temat tancerza z West Endu, na którego mieli szukać brudów.
– Strike, niczego na niego nie znajdziemy. Jeśli posuwa jakąś inną panienkę, to chyba trzyma ją w swojej jebanej szafie. Wiem, że jest z naszą babką dla jej karty kredytowej, ale jest za bystry, żeby spierdolić taki dobry układ.
– Pewnie masz rację – powiedział Strike – ale obiecałem klientowi trzy miesiące, więc działamy dalej. Jak się dogadujesz z Pat? – spytał. Miał nadzieję, że nowa sekretarka jest wrzodem nie tylko na jego tyłku, lecz się rozczarował.
– No, jest spoko. Wiem, że gada jak doker z zapaleniem oskrzeli, ale zna się na tej robocie. A skoro rozmawiamy szczerze o nowych pracownikach, to… – zaczął Barclay, spoglądając na szefa ogromnymi niebieskimi oczami spod gęstych brwi.
– Mów – powiedział Strike. – Morris nie staje na wysokości zadania?
– Tego bym nie powiedział. – Szkot podrapał się po przedwcześnie posiwiałej głowie, po czym dodał: – Robin o niczym ci nie wspominała?
– Są między nimi jakieś spięcia? – spytał Strike ostrzejszym tonem.
– Nie nazwałbym tego spięciami – odrzekł powoli Barclay – ale gość nie lubi przyjmować od niej poleceń. Chętnie daje temu wyraz za jej placami.
– W takim razie trzeba to zmienić. Pogadam z nim.
– Poza tym ma własną wizję sprawy Szemrańca.
– Tak? – powiedział Strike.
– Dalej mu się wydaje, że zbajeruje tę asystentkę. Robin mu powiedziała, że pora odpuścić i przekazać pałeczkę Hutchinsowi. Dowiedziała się…
– Że