Miłość czyni dobrym. Katarzyna Bonda
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Miłość czyni dobrym - Katarzyna Bonda страница 18
– To zaufana osoba? Nie będzie problemów?
– Mój osobisty szwagier. Postaram się go przekonać. Sprawa wygląda nieco inaczej, niż sądziłem.
– Więc to z magnatem motoryzacyjnym powinien spotkać się Daniel – stwierdził wyraźnie zawiedziony Wolf. – Żałuję, że otrzymałem błędne informacje. Jak to mówią, czas to pieniądz. Przepraszam, muszę uprzedzić żonę, by odwołała spotkanie z księciem von Hochbergiem.
– Księciem?
– Bankier, z którym dziś miał pan się spotkać, jest arystokratą i potężną figurą brytyjskiej finansjery. To bardzo wpływowy człowiek i jak oni wszyscy miewa humory. Każdej minuty obraca kapitałem miliarda funtów, prowadzi interesy na całym świecie. Jego czas jest bezcenny. Nie będzie zadowolony ze zmiany scenariusza w ostatniej chwili. Może zerwać negocjacje, a co gorsza, żądać zadośćuczynienia. Cóż, wezmę to na siebie. Taka moja rola.
Otto przestraszył się, że Wolf za chwilę wyjdzie. Już niemal całkiem zapomniał, że ma do czynienia ze ślepcem. Zdjął zegarek, rzucił go do miski, w której ważył złoto.
– Nie będzie potrzeby podwajania płatności. Podzielimy się prowizją ze szwagrem – zapewnił. – Proszę, niech pan usiądzie. Ma pan moje słowo, że Dieter się zgodzi.
Z łazienki znów pociekło z kranu, a potem rozległ się brzdęk. Otto zamknął oczy i przez chwilę poczuł się jak niewidomy. Bez wibracji, które wyczuwać musiał Wolf, wiedział, że to fajtłapa Dieter strącił mydelniczkę z umywalki.
– Wspaniale. – Wolf odłożył laseczkę, usiadł. Nawet nie zająknął się o hałasach dobiegających z łazienki. – Prosiłbym, by o trudnościach kontrahentowi nie wspominać. Chyba wszystkim nam zależy, żeby do transakcji doszło i każdy miał zysk.
Otto uśmiechnął się chytrze.
– Przejdźmy więc do konkretów. Jak widzą panowie logistykę przedsięwzięcia?
– To proste. – Wolf wzruszył ramionami i odwrócił się do wejścia. – Idą.
– Skąd pan wie?
– Każdy człowiek, przedmiot ma swoją energię. Emanuje nią. Oczy nie są nieomylne. Przeciwnie, widzą tylko maskę. Kiedy Bóg zabiera, daje w zamian coś cenniejszego. Nie jest mi dane wprawdzie patrzeć, ale widzę. Jeśli pan spróbuje wczuć się w ludzką aurę, posiądzie pan tę umiejętność. Dobrze jest umieć zdejmować ludziom maski z twarzy. I panu może się to przydać w interesach.
– Święta prawda – przyznał oszołomiony Otto i zerknął znów na drzwi, za którymi rozlegała się przyciszona rozmowa dwóch mężczyzn w języku rosyjskim, przetykana perlistym śmiechem kobiety. Złotnik zarejestrował, że polski książę włada mową Nikolaya perfekcyjnie.
– Carla? To ty, skarbie? – Wolf podniósł głos. – Pan Klemke jest gotów.
– Skoro tak, zapraszam panów na kolację – rozległ się niski baryton i do kanciapy Ottona wmaszerował pulchny mężczyzna w czarnym golfie i welurowej marynarce koloru wina. Na szyi miał fantazyjnie zakręcony biały szal. Kraciaste spodnie nosił zwężane ku dołowi, wielokrotnie podwinięte, aż odsłaniały szczupłe kostki w białych skarpetach. Ręcznie robione buty, bogato wyszywane i zdobione nitami, sumiasty wąs oraz okulary w rogowej oprawie dopełniały całości. Otto w życiu nie widział większego cudaka.
Zanim Daniel się przedstawił, rozpytał złotnika o zegarek Dietera i kupił go od niego za sto pięćdziesiąt tysięcy marek, płacąc czekiem, który wypisał od ręki. Otto nie zdążył się obejrzeć, a reklamówka z gotówką, którą trzymał pod krzesłem, też zmieniła właściciela. Na brakującą kwotę von Hochberg po prostu machnął ręką. A potem zaprosił wszystkich na kolację do najlepszej restauracji w Mülheim.
Dieter dołączył do ekipy ledwie po kwadransie. Ku zdziwieniu Ottona przybył z kobietą – Gertrud Schmetterling, z którą, jak się okazało, flirtował od jakiegoś czasu. Wyjaśniło się, dlaczego to ona była wcześniej posiadaczką precjozów, które nowy właściciel wycenił na pół miliona. Książę von Hochberg cieszył się niewymownie, że Otto sprzedał mu czasomierz po tak korzystnej cenie. Nawet do głowy mu nie przyszło, by podważać oryginalność zegarka. Schował dokumenty, które Otto wcześniej usiłować odszyfrować. Zaznaczył jedynie, że liczy na dostarczenie mu przy okazji certyfikatu zakupu breitlinga, by w razie kontroli mógł się wylegitymować, od kogo go nabył. Otto był tak oszołomiony czekiem na zawrotną sumę, że zgodził się na wszystkie warunki księcia. A może obietnicę tę złożył, ponieważ był już trochę wcięty i nadzwyczaj wesół jak na swoje usposobienie? Tak czy owak, wszyscy byli zadowoleni i świętowali do rana.
Nikt z zacnych gości nie zwrócił uwagi na braki w uzębieniu Dietera. Nikogo nie zdziwiło, że właściciel holdingu paraduje w zaplamionym swetrze i nosi starszą od siebie torbę. Rachunek za wieczerzę uregulował Otto. Była to równowartość jego kwartalnych dochodów, ale uznał, że inwestycja zwróci mu się z nawiązką.
Za tydzień, o dziesiątej, wszyscy byli umówieni w banku, gdzie Dieter miał otworzyć szereg rachunków, na które Daniel von Hochberg złoży dokument upoważniający Dietera do dysponowania złotem arabskiej księżniczki. Wspaniałomyślnie obiecał prowizję dla obydwóch pośredników i jeszcze ją podwyższył. Ten gest sprawił, że Dieter z Danielem tak się polubili, że aż postanowili założyć wspólną firmę, by wysyłać do Polski auta, które mechanik podrasuje w swoim zakładzie. Nie było tajemnicą, że każdy jeden był trefny.
Wydoimy tego frajera do ostatniego funta – myślał pijany Otto, kiedy kładł się spać, a do jego sypialni wlewało się słońce. Nie zamierzał otwierać dziś swojego kramu. Pierwszy raz w życiu czuł się jak Dieter każdego dnia. Myślał z radością o przyszłości i szeroko się uśmiechał. – Będziemy bogaci. To nasz najlepszy przekręt w życiu.
Gertrud Schmetterling schowała banknot za biustonosz i z godnością opuściła pokój. Korytarz był długi, oświetlony rzęsiście i wyłożony po bokach lustrami. Idąc, czuła, jak jej jazzówki zagłębiają się w puszystą materię dywanu. Powinna pojechać do domu, do Essen. Dać synkowi śniadanie i zająć się nim do popołudnia, bo matka miała dziś nocną zmianę. Ale noc była ciężka, a – jak na razie – wszystko, co zarobiła, to te nędzne trzydzieści marek bezzębnego Nadreńczyka, od którego przed chwilą wyszła. Dobre było jedynie to, że już się uzależnił. Wiedziała, że dziś wieczorem Dieter znów zejdzie do baru. Nie powinien jej od razu znaleźć. Podróż, nowe ciuchy i motel kosztowały ją niemało, a przecież to dopiero początek. Czekała ją podróż do Hamburga, Kronbergu, a jeśli dobrze pójdzie, i do Frankfurtu. Wolf uprzedził ją, że rozliczą się dopiero po transakcji. Dlaczego się na to zgodziła? Fakt, była to miła odmiana od codziennej rutyny w hotelu Handelshof, gdzie z hokera przemieszczała się do numeru 130 i z powrotem, a jeszcze musiała opłacić się barmanom, konsjerżowi i policji. Z tego, co jej zostało, lwią część zabierał Yanek, choć kiedy przychodziło co do czego, i tak zajęty był czymś innym. Płaciła mu tylko ze strachu. Kiedy od czasu do czasu dawał jej gorący towar do upłynnienia, wiedziała, że w ten sposób ją wikła. Nie,