Miłość czyni dobrym. Katarzyna Bonda

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Miłość czyni dobrym - Katarzyna Bonda страница 24

Miłość czyni dobrym - Katarzyna Bonda Wiara, Nadzieja, Miłość

Скачать книгу

miejsca, spokojnie pogryzał cebulę. Poza jego rodziną nikt nie znał tego numeru, a Daniel nie miał ochoty na rozmowy z ojcem ani tym bardziej z Emilką. Temat był zawsze jeden: pieniądze. Daniel już kilka dni temu obiecywał żonie, że nada coś przez Western Union. I chciał to zrobić, szczerze przysięgał oraz wierzył, że to uczyni, ale nie miał nawet na bilet autobusowy. Nie czuł się więc winny kłamstwa.

      – Tak, słucham – dobiegł go zniecierpliwiony głos Carli.

      Jak zwykle mówiła po francusku, by zniechęcić interesantów lub wierzycieli, których Wolfowi doprawdy nie brakowało. To, że ślepiec pośredniczył w różnych transakcjach i był w tym skuteczny, nie znaczyło, że przelewał należności od razu. Najczęściej wcale ich nie przelewał. Tę lekcję Daniel odrobił szybko i zapamiętał dokładnie. Im dłużej zwlekasz, mamisz i opowiadasz o kryzysie, tym człowiek czuje się bardziej upokorzony, a jeśli ma w sobie choć gram godności – odpuszcza. Często jest na tyle zmęczony spławianiem, że pokrzyczy, pogrozi, a wreszcie machnie ręką i jedyną karą za ten grzech będzie brak ukłonu na ulicy oraz niemiłe plotki. Ale czy to jest powód do smutku, skoro pieniądze są wciąż w kieszeni? Tylko ci, którzy nie telefonują, nie gadają, ale twardo, bez ostrzeżenia, egzekwują swoje należności, tak naprawdę mają szansę na sukces. O tak, Daniel wiele uczył się od Wolfa.

      – Twoja żona.

      Do kuchni wkroczyła Carla. W pierwszej chwili Polak zaniemówił, bo w jedwabnym szlafroczku i z włosami upiętymi na czubku głowy wydała mu się nagle ładna mimo końskiej twarzy. A ponieważ kimono było tak kuse, że odsłaniało nogi aż po uda, Daniel nie mógł się skupić na niczym innym niż jej pomalowane na czerwony kolor paznokcie u stóp. Carla też oniemiała na chwilę, widząc Daniela w samym ręczniku. Zdążył podsunąć go na tyle wysoko, by zasłonić oponę piwną na brzuchu. Wypiął do przodu umięśniony tors, naprężył muskuły i wyciągnął przed siebie chude nogi. Na migi pokazywał, żeby poinformowała rozmówczynię, że go nie ma, ale nie dała się przekonać. Położyła słuchawkę na stole obok patelni i kręcąc przesadnie biodrami, wyszła z kuchni, ale zaraz wróciła. Oparta o framugę wpatrywała się w niego, co jakiś czas pocierając folię na przedramieniu i czekając, aż skończy, jakby miała dla niego jakiś komunikat. Daniel domyślił się, że zrobiła sobie wreszcie ten tatuaż, o który tak długo błagała Wolfa niczym mała dziewczynka tatusia. Słyszał ich dyskusje na ten temat każdego wieczoru i uważał ten pomysł za arcygłupi, acz pasujący do Carli. Tylko ktoś tak niepewny siebie jak ona chciałby tatuować sobie na przedramieniu napis głoszący, że jest wiedźmą, choć tekst brzmiał oczywiście bardziej górnolotnie i nie po niemiecku. Zauważył jej brudne paznokcie w odcieniu brunatnego fioletu, jakby grzebała w ziemi albo moczyła palce w farbie.

      – Cześć, Foczko – zagruchał do słuchawki. – Nie, nie wstałem dopiero co. Jestem trochę przeziębiony. Gardło mnie boli. Strasznie tutaj wietrznie, a biegam ze spotkania na spotkanie.

      Carla wzniosła oczy do góry, wykrzywiając twarz w grymasie pogardy.

      – Wiem, że jest po trzynastej – plątał się Daniel, starając się nie zwracać uwagi na żonę Wolfa, choć było to trudne, bo kimono nieustannie się rozchylało, a Carla nie no­siła bielizny. – W Niemczech jest taki sam czas, moje głupiutkie kochanie, dzwonisz przecież na stacjonarny. Jestem już po obiedzie. Wy też? To pięknie. Dostaliście pieniądze? Wysłałem wczoraj po południu. Powinny dojść najpóźniej pojutrze. Wiesz, to trwa tak długo, bo te skurwysyny zarabiają na ich przetrzymywaniu. Niech tata podejdzie do banku, sprawdzi, czy nic nie przyszło, i dogada się z urzędnikiem albo coś mu obieca. Gdyby długo się nie pojawiały, będę interweniował, ale nie prędzej niż za tydzień. Niestety, takie są procedury. Wiem, Foczko, że brakuje wam na jedzenie. Zdaję sobie sprawę, że masz dość pożyczania od mojej matki, ale ona cię kocha, z pewnością nie będzie chciała zwrotu, a jak przyjdzie to, co wam wysłałem, bo sama rozumiesz, że nie chcę podawać przez telefon kwoty – odchrząknął znacząco – wtedy oddasz rodzicom z nawiązką. No, nie wstydź się, jesteśmy rodziną, musimy się wspierać. Też cię kocham. Wiem, oboje musimy wytrzymać. Ucałuj Krystianka. Puść mu taśmę, którą nagrałem przed wyjazdem. To nie jest bez sensu. Dzięki temu on zawsze będzie pamiętał mój głos. Ja tutaj walczę o naszą przyszłość, Foczko. Jeszcze tylko dopnę ten biznes i wracam, obiecuję. A przy okazji, czy Fred złożył dokumenty do urzędów, jak go prosiłem? Dlaczego nie? Co się stało? Przypilnuj tego, bardzo cię proszę. I niech koniecznie wyśle mi statut spółki. Będę potrzebował tych dokumentów dla jednego kontrahenta. Nic nie szkodzi, że nie ma numeru identyfikacji podatkowej. Za granicą ten numer nie jest honorowany. To sprawa między mną a polskim fiskusem, załatwię to, jak wrócę. Tak, wszystko idzie dobrze, a nawet świetnie, zgodnie z moim planem, byle tylko nie zapeszyć. Trzymaj kciuki i nie smuć się. Niedługo przytulę. Pozdrowię pana Wolfa i jego żonę. Bardzo mili, tak. Dobrzy ludzie. – Chwycił gazetę i zaczął ją z impetem miąć. – Też słyszę te trzaski. Obawiam się, że zaraz nam przerwie. Myśl o mnie! Ja o tobie myślę każdego dnia przed zaśnięciem i po przebudzeniu. Czy masz na sobie tę szałową niebieską bluzeczkę? Och, już ty wiesz, jak bardzo ją lubię – wymruczał i rozłączył się w pół słowa, a potem z uśmiechem oddał słuchawkę Carli, która wpatrywała się w niego rozjuszona.

      – Bydlę – syknęła pod nosem.

      Daniel udał, że nie słyszy obelgi. Wstał, pozwalając, by ręcznik zsunął mu się z pośladków. Poprawił go nonszalanc­ko i całkowicie spokojny zaczął napełniać czajnik wodą, bo nagle nabrał ochoty na kolejną kawę.

      – Nie ma nic w lodówce – rzekł koszmarnym fran­cuskim.

      – Może więc ruszysz dupę i pójdziesz do sklepu?

      – Ja? – szczerze się zdziwił.

      – Nie masz pieniędzy, nie jesz. Tak w każdym razie mnie uczono. I nie musisz się wysilać. Mów po polsku. Wszystko rozumiem.

      – Coś taka nabzdyczona? Spotkanie z wewnętrznym dzieckiem nie poszło?

      Carla zmrużyła oczy, wykrzywiła usta z obrzydzeniem. Podeszła do Daniela, wycelowała w jego nagą pierś wskazujący palec i wyrecytowała:

      – Nie lubię cię. Nie obchodzi mnie, nad czym pracujecie z Wolfem, ale nie chcę cię tutaj. Wypierdalaj. Najlepiej dziś i na amen.

      Daniel pozostał spokojny.

      – Chodzi ci o to, że Wolf wyjechał, a chcecie mieć z mistrzem wolną chatę? – uśmiechnął się kpiąco. – Nie ma sprawy. Trzeba było mówić.

      Uderzyła go w twarz. Dotknął policzka w tym miejscu, lecz nadal się uśmiechał. Jak ta kobieta go bawiła! Napawał się jej wściekłością.

      – Jesteś pijawką, oszustem, nieudacznikiem. Nigdy do niczego nie dojdziesz. Nie wiem, co Wolf w tobie widzi, ale ja nie dam się nabrać.

      – I cała sesja restartingu poszła w pizdu – rzucił i sięgnął po rzeczy, w których występował na kolacji z Ottonem i Dieterem.

      – Zostaw to, skurwysynu! – Carla wyrwała mu z ręki pstrokate ubrania. – To nie twoje.

      Ręcznik opasający biodra Daniela spadł, odsłaniając go w całej krasie, wraz z nabrzmiałym brzuszyskiem, pod którym chowało się zawstydzone przyrodzenie.

      Carla odsunęła się gwałtownie, jakby odkryła robactwo w szufladzie

Скачать книгу