Zaręczyny w Madrycie. Эбби Грин

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zaręczyny w Madrycie - Эбби Грин страница 5

Zaręczyny w Madrycie - Эбби Грин Światowe życie

Скачать книгу

nocy kochali się dwa razy.

      Widział, jak jej blade policzki zalewa rumieniec. Czuł, jak krew krąży mu szybciej w żyłach, ale szybko zrzucił to na karb gniewu, a nie pożądania.

      Patrzył na drobną dłoń spoczywającą na jej wciąż płaskim brzuchu. Wciąż jeszcze nie mógł uwierzyć, że Skye jest w ciąży. Z jego dzieckiem.

      Jako chłopak porzucony tuż po porodzie, który niemal do pełnoletności wałęsał się po domach opieki i rodzinach zastępczych, miał fatalne nastawienie do więzi między rodzicami a dzieckiem. Ale myśl, że zrobiła badanie bez niego, sprawiła mu niespodziewaną przykrość. Tworzyła niepokojący konflikt wewnętrzny.

      Jakby ominęło go coś ważnego.

      Zawsze sobie obiecywał, że jeśli będzie miał dzieci, zrobi dla nich wszystko. I nigdy ich nie porzuci. Stworzy im lepsze życie niż to, jakie jemu zgotował los. Ale z pewnością nie myślał, że wszystko stanie się tak szybko.

      Nawet z Leonorą planował dzieci dopiero za kilka lat.

      Wciąż dręczył go obraz tego, co zaszło podczas przyjęcia. Jak szybko i gwałtownie popadł w niełaskę.

      Może jak Ikar leciałeś za blisko słońca? – pytał go wtedy drwiący wewnętrzny głos. Goniłeś za ułudą? Za akceptacją świata, do którego nie należałeś, a którą chciał zdobyć za wszelką cenę?

      Szukał później Leonory, ale przepadła jak kamień w wodę. Wiedział zresztą, że nie ma po co jej szukać, bo wprost rzuciła mu w twarz, że to koniec ich związku. W jej świecie nie wybacza się takich publicznych upokorzeń.

      Przyszedł więc tutaj, by razem ze Skye pomyśleć, co dalej.

      Miała skruszony wyraz twarzy. Znów jak wtedy w Dublinie uderzyło go jej całkowicie naturalne piękno. Piegi na nosie i policzkach.

      Czysta niewinność, pomyślał.

      – Nie chciałam tak postąpić, ale wierz mi, że nie miałam wyjścia. Nie chciałam też zrobić przykrości twojej narzeczonej – zaczęła niepewnym głosem.

      Nawet przez chwilę nie wierzył w tę fałszywą szczerość.

      – Nie jest już moją narzeczoną. Zaręczyny zerwane – rzucił podniesionym głosem.

      – Jeśli cię kocha, może się jeszcze jakoś ułoży… – Twarz Skye pobladła jeszcze bardziej.

      Zaśmiał się kpiąco i przerwał jej podniesioną dłonią.

      – Miłość!? Nie ma czegoś takiego. Nie mieliśmy się pobrać z miłości.

      – Więc dlaczego? – spytała zmieszana jego słowami.

      – Bo tak kazał rozsądek. Pomogłaby mi dostać się tam, gdzie chciałem. Ja pomógłbym jej w czym innym.

      – Jakie to zimne… wyprane z uczuć – zauważyła.

      – Raczej pragmatyczne. Małżeństwa oparte na tak mglistych rzeczach jak miłość rzadko kiedy trwają.

      – Byliście już razem, gdy się spotkaliśmy – spytała z wahaniem w głosie.

      – Nie. To stało się tuż po tym.

      Ciążyła mu ta rozmowa. Tym bardziej, że pamiętał, jak bardzo pragnął znów się z nią spotkać i kochać, choć był też bardzo ostrożny. Nie szukał wielkich namiętności, lecz akceptacji i szacunku. Potrzebował kobiety, która mu w tym pomoże. Kobiety ze świata jego ojca, do którego nie miał dostępu.

      Leonora już dawno zwróciła jego uwagę. Widział ją parę razy na różnych przyjęciach. Intrygował go jej nieco wycofany sposób bycia. Zawsze była jakby z boku. Może ta postawa współbrzmiała z czymś, co sam przeżywał. Poczuciem ostracyzmu mimo zawrotnego sukcesu, jaki osiągnął w świecie biznesu.

      Ale musiał przyznać, że spotkanie ze Skye, przyśpieszyło decyzję, by zaprosić na randkę Leonorę. Jakby się przestraszył tej dublińskiej nocy, gdy poczuł w sobie nienasyconą emocjonalną tęsknotę. Głód, którego nie znał. Pragnął zapomnieć, że działał wtedy zupełnie inaczej niż zwykle. Wybuchłe wtedy między nimi dzikie i gwałtowne pożądanie kładł na karb zwykłego przypadku.

      Teraz jednak odczuwał to samo. Silniejszy od niego pociąg do tej kobiety. Chciał znów jej dotknąć.

      Przypadki nie zdarzają się dwa razy.

      – Och… – Westchnienie Skye wyrwało go z zamyślenia.

      – Co och? – wyrzucił z siebie z rosnącą irytacją.

      Popatrzyła na niego z wahaniem.

      – Jestem zupełnie inna niż ona. Pasujecie do siebie. Rozumiem, dlaczego wybrałeś ją na żonę.

      Miał wrażenie, że czyta w jego myślach. Miała rację. Nie mogła się bardziej różnić od wysokiej i smukłej Leonory. A jednak to jej drobne krągłe ciało budziło jego libido o niebo szybciej niż chłodna wytworność arystokratki.

      Skye nie przypominała żadnej z kobiet, jakie znał. Ale tylko z nią odczuwał więź na najbardziej pierwotnym zmysłowym poziomie.

      – Może Leonorze wyjdzie to na dobre… Każdy zasługuje, by być kochanym – powiedziała.

      Poczuł w sobie ulgę, ale zdławił to uczucie.

      – Nie bądź tak śmiesznie sentymentalna. Rozwaliłaś prywatne przyjęcie. – Spojrzał na nią gniewnym wzrokiem.

      – Przyszłam tylko po to, by ci powiedzieć, że jestem w ciąży. Teraz muszę już iść. – Zrobiła krok w kierunku wyjścia.

      Potrząsnął przecząco głową, ale wyraz jej twarzy mówił, że jest śmiertelnie poważna.

      Przytrzymał ją za ramię.

      – Nie. Nie możesz odpalać bomby na moich zaręczynach, a później znikać, jakby nic się zdarzyło. Nigdzie nie idziesz. Usiądź – zakomenderował władczym głosem.

      Wiedziała, że Lazaro nie odpuści. W duchu przyznawała, że musiał przeżyć potężny szok. Ale podobny tamtej nocy przeżyła i ona. Miała trzy miesiące, by się oswoić z ciążą.

      – Musiałaś wiedzieć, kim jestem? – spytał.

      Stał naprzeciw niej jak tytan. Grecki bóg, którzy rządzi losami innych.

      – Słucham…? – Spojrzała na niego z niedowierzaniem.

      – Wiedziałaś i świadomie mnie wybrałaś – nie ustępował.

      Oburzona zerwała się na równie nogi.

      – Bzdura. Przyszedłeś do mojej restauracji. Usiadłeś przy stoliku, który obsługiwałam – niemal warknęła z gniewnym głosem. – Nie dałeś mi wizytówki i zaprosiłeś do hotelu, zanim powiedziałeś, jak się nazywasz.

Скачать книгу