Kłopoty w raju. Slavoj Žižek
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kłopoty w raju - Slavoj Žižek страница 11
Nie jest też jego celem jednorazowy zysk, lecz jedynie nieustanny proces zdobywania zysku. To dążenie do absolutnego bogacenia się, ta namiętna pogoń za wartością wymienną stanowi wspólną cechę kapitalisty i ciułacza skarbu, ale ciułacz jest zwariowanym kapitalistą, gdy tymczasem kapitalista jest rozsądnym ciułaczem skarbu. Ciułacz skarbu dąży do nieustannego pomnażania wartości, ratując pieniądz od cyrkulacji, rozumniejszy zaś od niego kapitalista osiąga ten cel, wrzucając wciąż na nowo pieniądz do cyrkulacji42.
To szaleństwo ciułacza nie jest jednak czymś, co po prostu znika wraz z powstaniem „normalnego” kapitalizmu – nie jest jego patologicznym wypaczeniem. To raczej nieodłączna część tego systemu: ciułacz triumfuje, gdy pojawia się kryzys gospodarczy. W trakcie kryzysu to nie pieniądze – jak można by się spodziewać – tracą na wartości, tak że musimy uciekać się do „prawdziwej” wartości towarów; to raczej same towary (ucieleśnienie „rzeczywistej wartości użytkowej”) stają się bezużyteczne, ponieważ nie ma nikogo, kto mógłby je kupić. W czasie kryzysu
pieniądz nagle, bezpośrednio porzuca swą jedynie idealną postać pieniądza rachunkowego, aby przedzierzgnąć się w brzęczącą monetę. Nie może być wówczas zastąpiony przez pospolite towary. Wartość użytkowa towaru staje się bezużyteczna, a wartość jego niknie wobec jego własnej formy wartości. Wczoraj jeszcze burżua, upojony świetnym stanem swych interesów i mieniąc się wyższym nad przesądy, głosił, że pieniądz to czcze złudzenie. Tylko towar jest pieniądzem. Lecz teraz oto na rynku światowym rozlega się okrzyk: tylko pieniądz jest towarem! […] W czasie kryzysu przeciwieństwo między towarem a jego postacią wartości, pieniądzem, urasta do sprzeczności absolutnej43.
Czy nie dowodzi to tego, że w takiej sytuacji fetyszyzm wcale nie znika, lecz zostaje w pełni potwierdzony w swoim szaleństwie? W czasie kryzysu niewypowiedziane przekonania – dotąd wypierane i praktykowane bez nazywania ich wprost – uzyskują bezpośrednie potwierdzenie. To samo dotyczy współczesnego kryzysu gospodarczego. Pierwszą reakcją na niego było zwrócenie się do jakiejś zdroworozsądkowej zasady: „Długi trzeba spłacać!”, „Nie możesz wydawać więcej, niż produkujesz!” lub coś podobnego – a to jest oczywiście najgorsza rzecz, jaką można zrobić, ponieważ w ten sposób zjeżdżamy po równi pochyłej.
Przede wszystkim te zdroworozsądkowe zasady są po prostu nieprawdziwe – Stany Zjednoczone przez dziesięciolecia radziły sobie całkiem dobrze, mimo że wydawały znacznie więcej, niż produkowały. Kiedy zejdziemy na jeszcze bardziej podstawowy poziom, dojrzymy paradoks długu. Problem z hasłem „Nie możesz wydać więcej, niż produkujesz!” polega na tym, że patrząc ogólnie, jest to tautologiczny frazes – jest to fakt, a nie norma (oczywiście, że ludzkość nie może konsumować więcej, niż produkuje, tak jak nie możesz zjeść więcej, niż masz na talerzu), kiedy jednak przejdziemy do konkretów, sprawy stają się o wiele bardziej problematyczne i niejednoznaczne. Na materialnym poziomie społecznej całości długi są w pewien sposób nieistotne, a nawet nieistniejące, ponieważ ludzkość jako całość konsumuje to, co wytwarza – z definicji nie może konsumować więcej. O długu moglibyśmy mówić racjonalnie tylko w odniesieniu do zasobów naturalnych (niszczenie materialnych warunków przetrwania ludzkości), kiedy jesteśmy zadłużeni wobec przyszłych pokoleń, które, mówiąc precyzyjnie, jeszcze nie istnieją i które – fakt niepozbawiony ironii – zaistnieją tylko za naszą sprawą, są więc naszymi dłużnikami. Zatem również tutaj termin „dług” nie przyjmuje dosłownego znaczenia, nie można go „ufinansowić”, czyli przeliczyć na pieniądze. Dług, o którym możemy mówić, powstaje, gdy w globalnym społeczeństwie jakaś grupa (naród lub cokolwiek innego) zużywa więcej, niż produkuje, co oznacza, że inna grupa musi konsumować mniej, niż produkuje – ale w tej sytuacji relacje wcale nie są tak proste i oczywiste, jak mogą się wydawać. Byłyby jasne, gdyby w sytuacji zadłużenia pieniądz był neutralnym instrumentem mierzącym, o ile więcej jedna grupa zużyła w stosunku do tego, co wyprodukowała, i czyim kosztem – ale w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Według danych publicznych blisko dziewięćdziesiąt procent krążących w gospodarce pieniędzy to „wirtualne” pieniądze kredytowe, więc gdy „prawdziwi” producenci znajdą się w długach wobec instytucji finansowych, istnieją uzasadnione powody, by wątpić w status ich długu: jaka część zadłużenia jest wynikiem spekulacji odbywających się w sferze pozbawionej związku z rzeczywistością lokalnej jednostki produkcyjnej?
Tak więc kiedy kraj znajduje się pod presją międzynarodowych instytucji finansowych, czy to Międzynarodowego Funduszu Walutowego, czy to banków prywatnych, należy zawsze pamiętać, że ta presja (która przekłada się na konkretne żądania: ograniczanie wydatków publicznych za pomocą rozbiórki elementów państwa opiekuńczego, prywatyzacji, otwierania rynku czy deregulacji banków) nie jest wyrazem neutralnej i obiektywnej logiki, lecz podwójnie stronniczej („interesownej”) wiedzy. Jest to wiedza, która na poziomie formalnym ucieleśnia szereg neoliberalnych założeń, natomiast na poziomie treści uprzywilejowuje interesy wybranych państw lub instytucji (banków i tym podobnych).
Kiedy rumuński pisarz komunistyczny Panait Istrati odwiedził Związek Radziecki pod koniec lat dwudziestych XX wieku, w czasie pierwszych czystek i procesów pokazowych, sowiecki apologeta próbujący uzasadnić przed nim akty przemocy wobec wrogów Związku Radzieckiego przywołał przysłowie: „Nie można zrobić omletu bez rozbijania jajek”, na co Istrati odpowiedział: „W porządku, widzę rozbite jajka, a gdzie jest wasz omlet?”. To samo powinniśmy powiedzieć o polityce zaciskania pasa narzuconej przez MFW. Grecy mają pełne prawo zapytać: „OK, rozbijamy nasze jajka dla całej Europy, ale gdzie jest omlet, który nam obiecujecie?”.
Jeśli ideałem spekulacji finansowych jest zrobienie omletu bez rozbijania jajek, to w czasach krachu finansowego otrzymujemy same rozbite jajka, jak miało to miejsce na Cyprze. Przypomnijcie sobie klasyczną kreskówkową scenę z kotem, który przechodzi nad przepaścią, ignorując fakt, że nie ma już gruntu pod stopami – spada dopiero wtedy, gdy patrzy w dół i zauważa, że wisi nad urwiskiem. Czy nie tak czują się zwykli ludzie na Cyprze? Są świadomi, że Cypr nigdy nie będzie taki sam, że grozi im katastrofalny spadek standardów życiowych, ale skutki nie są jeszcze w pełni odczuwalne, więc przez krótki czas mogą sobie pozwolić na normalne codzienne życie, jak kot, który spokojnie przechodzi nad przepaścią. I nie powinniśmy ich potępiać. Tego rodzaju opóźnienie momentu czołowego zderzenia jest jedną ze strategii przetrwania: prawdziwe skutki pojawią się po cichu, gdy minie panika. Dlatego właśnie teraz, gdy kryzys cypryjski w dużej mierze zniknął z mediów, należy o nim myśleć i pisać.
Wracając do żartu o Rabinowiczu, łatwo wyobrazić sobie podobną rozmowę między administratorem finansowym Unii Europejskiej a cypryjskim Rabinowiczem narzekającym: „Są dwa powody, dla których wpadamy w panikę. Po pierwsze, boimy się, że UE po prostu porzuci Cypr i pozwoli upaść naszej gospodarce”. Administrator UE przerywa mu: „Ależ możecie nam zaufać, nie porzucimy was, będziemy ściśle kontrolować i doradzać wam, co robić!”. „Cóż”, odpowiada spokojnie Rabinowicz „to nasz drugi powód ”. To właśnie ten impas leży u podstaw smutnej sytuacji Cypru: kraj nie może utrzymać dobrobytu bez Europy, a równocześnie nie może tego zrobić z Europą. Oba rozwiązania są gorsze, jak by ujął to Stalin. Przypomnijmy sobie okrutny żart z Być albo nie być Lubitscha: Erhardt, oficer nazistowski zapytany o niemieckie obozy koncentracyjne w okupowanej Polsce, odpowiada: „My koncentrujemy, Polacy obozują”. Czy to samo nie dotyczy obecnego kryzysu finansowego w Europie? Silna Europa Północna koncentruje się wokół Niemiec, podczas gdy osłabione Południe obozuje. Na horyzoncie widać kontury podzielonej Europy: jej południowa część będzie coraz silniej redukowana do strefy taniej siły roboczej, pozbawionej zabezpieczającej siatki państwa opiekuńczego, stanie