Wszyscy jesteśmy kosmitami. Krzysztof Kochański

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wszyscy jesteśmy kosmitami - Krzysztof Kochański страница 3

Wszyscy jesteśmy kosmitami - Krzysztof Kochański StoLem

Скачать книгу

rybę w sieci. Tam czekali już wojskowi mechanicy ze specjalistycznym sprzętem. Przy pomocy dźwigu wyłowiono wrak z wody i ustawiono go na samochodowej platformie. Przed nią i za nią uformowała się kolumna aut.

      Kamery telewizyjne towarzyszyły konwojowi przez cały czas, aż do bramy bazy wojskowej. Tam bezpośrednia transmisja telewizyjna została niestety przerwana. W bazie miano dokonać próby dostania się do wnętrza statku, lecz ze względów bezpieczeństwa operacja miała być tajna.

      Wydano jeszcze oświadczenie, że wyniki badań zostaną podane do wiadomości publicznej najpóźniej jutro.

      – Jak to jutro?! – oburzyłem się. Siedziałem przed telewizorem wraz z rodzicami. – Mam czekać tak długo?

      – To nie jest takie proste – wyjaśnił tata. – Nie mogą ot tak sobie rozciąć statku palnikami. Słyszałeś, co powiedział ten armator…

      – Admirał – poprawiła go mama.

      – Właśnie! – zgodził się tata. – Niektóre urządzenia statku nadal działają. A jeśli tak jest, oznacza to, że ewentualni pasażerowie mogli przeżyć. Dlatego należy postępować ostrożnie. Obce istoty raczej nie oddychają takim samym powietrzem jak my. Jeżeli niechcący wypuścimy z ich statku atmosferę, mogą się udusić.

      – Inna sprawa, że jeśli ci kosmici naprawdę tam są i wciąż żyją, powinniśmy się pośpieszyć – dodała mama.

      ***

      Następnego dnia rano wciąż nic nie było wiadomo. Rodzice poszli do pracy, ja do szkoły.

      Na drugiej lekcji do klasy zajrzała sekretarka i powiedziała, że wzywa mnie dyrektor. Jeszcze kilka dni temu podobna wiadomość wywołałaby u mnie uzasadniony niepokój. Do gabinetu dyra uczniowie raczej nie są wzywani po to, żeby głaskać ich po głowie. Teraz jednak czułem się pewniej. Przypuszczałem, że znów chodzi o wywiad lub o coś w tym rodzaju.

      Kiedy wszedłem, dyrektor siedział przy stole konferencyjnym w towarzystwie Profesora Rozczochranego.

      – Właśnie otrzymaliśmy wiadomość z ministerstwa – oznajmił dyro bez zbędnych wstępów. – W statku znaleziono trzy istoty pochodzące z innej planety. Prawdopodobnie inteligentne. Przynajmniej jedna z nich żyje.

      – O rety! – Tyle tylko zdołałem wykrztusić, bo z wrażenia zaparło mi dech. Szybko ochłonąłem, ale milczałem, zastanawiając się, dlaczego dyrektor osobiście przekazuje mi tę informację. Owszem, w ostatnich dniach stałem się popularny, ale bez przesady…

      – Co do pozostałych dwóch kosmitów, niewiele wiadomo – odezwał się Profesor Rozczochrany, najwyraźniej mylnie odbierając moje milczenie. – Jest szansa, że i oni przeżyją, ale na razie są nieprzytomni. Eksperci wciąż rozgryzają, jak im pomóc. To istoty znacznie różniące się od nas, więc trzeba uważać, żeby nie zaszkodzić im jeszcze bardziej.

      – Ale zostawmy na razie tamtych dwóch – wszedł mu w słowo dyrektor. – Wezwaliśmy cię w sprawie tego pierwszego. – Tu dyro spojrzał na Profesora Rozczochranego, jakby chciał podeprzeć się jego autorytetem: – Tego, który na pewno przeżył i ponoć jest w całkiem dobrym stanie.

      – Fizycznym – podpowiedział Profesor.

      – Tak właśnie, fizycznym – przytaknął dyrektor. – Nie odniósł żadnych obrażeń, ale w ministerstwie obawiają się o jego, że tak powiem, kondycję psychiczną. Nie można nawiązać z nim kontaktu. Prawdopodobnie po przeżyciach związanych z katastrofą jest w szoku… Krótko mówiąc, na najwyższym szczeblu władzy uznano, że jesteś osobą, dzięki której może uda się ten problem rozwiązać.

      Nie wierzyłem własnym uszom. Dyro też chyba nie dowierzał sam sobie, bo zrobił się czerwony, jakby nagle podniósł ciężką sztangę.

      – Ja? – wykrztusiłem po przedłużającym się milczeniu.

      – Z początku też sądziłem, że to pomyłka – przytaknął dyrektor, co w pierwszej chwili wziąłem za drwinę, ale on z kamienną twarzą mówił dalej: – Zaraz jednak wyjaś-niono mi, że kosmita, który przeżył, jest młodociany. To dziecko tamtych dwojga nieprzytomnych. Przypuszcza się, że osobnik jest mniej więcej w twoim wieku. Najwięksi eksperci z dziedziny psychologii zgodnie uznali, że kontakt z rówieśnikiem jest dla niego ze wszech miar wskazany.

      – Nawet jeśli ten rówieśnik kosmitą nie jest – dodał Profesor Rozczochrany.

      Obaj spoglądali na mnie wyczekująco.

      – Z rówieśnikiem, czyli ze mną? – upewniłem się. – Ja mam skontaktować się z kosmitą?

      – Tak, uczniu – potwierdził Profesor Rozczochrany. – Widzisz, oni… znaczy się – ci kosmici… wyglądają zupełnie inaczej niż my. Nie chciano nam powiedzieć jak, wspomniano jedynie, że prezentują się… no… niezbyt przyjemnie. Naukowcy przypuszczają, że to czysto estetyczne wrażenie działa również w drugą stronę, co oznacza, że dla kosmitów z kolei nasz wygląd może okazać się mało przyjazny… to znaczy…

      – Być może wyglądamy dla nich jak potwory z najgorszych koszmarów! – wypalił bez ogródek dyrektor. – Na widok takiego monstrum, jak nie przymierzając Profesor Rozczochrany, mogą dostać zawału serca.

      – Albo jak pan dyrektor – dodał odważnie Profesor.

      – Właśnie. – Dyrektor wcale się nie obraził. – Nie znam szczegółów, ale podobno kiedy któryś z ratowników odważył się temu młodocianemu kosmicie pokazać bez hełmu i skafandra, omal nie doszło do tragedii.

      – Ale przecież ja wyglądam podobnie jak dorośli – ośmieliłem się zauważyć. – Jestem tylko mniejszy.

      – Podobnie, ale jednak niepodobnie – zaplątał się nieco w wyjaśnieniach dyro. – A zresztą, co ja ci będę tłumaczył. Nie jestem psychologiem, nie znam się. Oni tak twierdzą i tyle. Dlatego poprosili o ciebie. Przypuszczalnie po tych wszystkich artykułach w gazetach mają cię za geniusza.

      – Nie jestem geniuszem – zaprzeczyłem smętnie. – Tak naprawdę dobrze gram tylko w nogę. Jestem też najlepszy w klasie w konkurencji stania na głowie bez trzymanki, ale to tylko zabawa… – Popatrzyłem na Profesora Rozczochranego. – W zeszłym tygodniu sam pan powiedział, że jeśli nie wezmę się do nauki, nic ze mnie nie będzie.

      – W ministerstwie tego nie wiedzą – skwitował Profesor i rozejrzał się, jakby w obawie, że ktoś nas podsłuchuje.

      – Poza tym ogólnie wiadomo, że pan Profesor ma skłonności do przesady – wtrącił dyrektor.

      – Właśnie. Mam takie skłonności – zgodził się Profesor Rozczochrany. – Przed chwilą przejrzeliśmy z dyrektorem e-dziennik. Okazuje się, że średnia twoich ocen jest powyżej średniej szkoły. Ciut, ciut, ale powyżej. Zatem nie jest tak źle, uczniu.

      – A przede wszystkim wybór twojej osoby jest wielkim wyróżnieniem dla naszej szkoły – zaznaczył dyrektor. – Także dla miasta. Dla całego kraju.

      Myślałem, że jeszcze doda, że dla całej planety, ale na tym skończył.

      – To

Скачать книгу