Wszyscy jesteśmy kosmitami. Krzysztof Kochański
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wszyscy jesteśmy kosmitami - Krzysztof Kochański страница 4
Szybko dowiedziałem się, że nie jestem jedynym uczniem wytypowanym do kontaktu.
– To jest twoja partnerka. Będziecie reprezentować naszą cywilizację we dwoje – powiedziała ruda jak zardzewiały płot pani psycholog, przedstawiając mi dziewczę mniej więcej w moim wieku. – O! to laureatka wielu olimpiad przedmiotowych, głównie matematycznych.
– O!? – spytałem zdziwiony.
– Tak właśnie – odparła Ruda. – Z tą chwilą zapomnijcie, jak nazywacie się naprawdę. Teraz ty jesteś U!, a twoja koleżanka ma na imię O!. Takie okrzyki, najkrótsze jak to możliwe. Chodzi o to, że pierwszy kontakt z dzieckiem kosmitów rozpoczniemy od gestu przyjaźni, czyli od przedstawienia się. Gdybyście podali swoje prawdziwe imiona, dla tej obcej istoty byłyby to tylko jakieś trzeszczenia, pochrząkiwania czy jęki. Nie zrozumiałaby, o co chodzi.
– Imiona-okrzyki. Bardzo sprytne – powiedziała O!.
– Mam nadzieję, że takie podejście przyniesie efekt – odparła Ruda. – Dlatego proponuję, żebyście odtąd przez cały czas, dla wprawy, zwracali się do siebie tylko w ten sposób.
Powiedziała nam też, że naukowcy do tej pory nie rozszyfrowali, jakiej płci jest ocalały z katastrofy kosmita (może więc kosmitka?). Na początku wysnuto hipotezę, że przybysze są bezpłciowi, może rozmnażają się przez podział? Szybko jednak odkryto pewne różnice w budowie ciała dwóch dorosłych osobników, którzy wciąż jeszcze się nie ocknęli.
– To właśnie wtedy zorientowano się, że mniejszy kosmita może być ich dzieckiem – dokończyła. – Jest nieco bardziej podobny do jednego z rodziców, nadal jednak dociekamy, czy ten rodzic to odpowiednik naszej kobiety, czy też może mężczyzny. Jak widzicie, waszej dwójki nie dobrano przypadkowo. Musieli być dziewczyna i chłopak. Któremuś z was będzie do niego bliżej.
– Kiedy zobaczymy kosmitę? – zapytałem podekscytowany.
– Właśnie! – Moja partnerka okazała się równie niecierpliwa, co bardzo mi się spodobało. Trochę się obawiałem, że jako szkolna prymuska, bo byłem przekonany, że nią jest, okaże się sztywniarą.
– Jeszcze dzisiaj – odparła Ruda. – Jeśli mamy uratować jego rodziców, musimy szybko zebrać jak największą ilość informacji.
***
Hangar był ogromny jak boisko do gry w nogę. Pośrodku stało coś w rodzaju szklarni, której część zajmował przywieziony na platformie statek kosmiczny. Wrak wyglądał tak samo jak wtedy, w telewizji, czyli przypominał pozbawiony okien ogromny autobus, tyle że teraz rozcięto jedną ze ścian.
– Kosmita jest wewnątrz statku – powiedziała Ruda. – Nie chce z niego wyjść, chociaż ma do dyspozycji całą szklarnię wypełnioną mieszaniną gazów, którą bezpiecznie może oddychać. Przez kamery widzimy, że czasem próbuje wyjrzeć na zewnątrz, ale zaraz się cofa. Boi się.
– Nic dziwnego – skomentowała O!. – Też bym się bała, gdyby otaczały mnie same okna jakiejś dziwnej szklarni.
– To nie tak – wyjaśniła Ruda. – Szyby są przejrzyste tylko z naszej strony. Od wewnątrz wyglądają jak zwykłe ściany. Ale tę przednią możemy rozjaśnić i wtedy będziecie widzieli się wzajemnie. Tak zaraz zrobimy… Pierwszy kontakt! – krzyknęła w stronę krzątających się wokół naukowców i techników. – Proszę się przygotować!
Większość personelu pozostawała ukryta przed wzrokiem kosmity za przepierzaniami albo znajdowała się w osobnych pomieszczeniach, odgrodzonych szybą; reszta pośpiesznie zniknęła z pola widzenia. Ruda również do nich dołączyła i zostaliśmy przed ścianą tylko we dwoje. O! i ja.
– Co teraz? – zapytała O!.
– Nie mam pojęcia – odparłem, rozglądając się bezradnie. – Co mamy robić?! – zawołałem w stronę naukowców.
– Nie wiemy! – odkrzyknęła Ruda. – Zdajemy się na waszą dziecięcą intuicję. Po to tu jesteście!
– Kosmita usłyszy nas przez tę szybę? – zdziwiłem się.
– Wewnątrz szklarni są głośniki, które wzmocnią wasz głos.
I wtedy rozjaśniła się ściana. Niby nic się nie zmieniło, ale wiedzieliśmy, że obca istota może nas teraz zobaczyć. Jeśli oczywiście znajduje się wystarczająco blisko rozcięcia w ścianie swojego statku.
– Myślisz, że nas obserwuje? – szepnąłem do O!.
– Nie wiem – odparła, również szeptem. – To ty jesteś słynnym odkrywcą.
– Ale ty jesteś prymuską.
Oboje wpatrywaliśmy się w statek obcych, w tę wyrwę, którą w kadłubie wycięli technicy. Ale za nią była tylko ciemność.
– Może śpi? – wyraziłem przypuszczenie. – Kosmici chyba też sypiają?
– Halo! – zawołała znienacka O! na cały głos. Ku memu zdumieniu zaczęła podskakiwać i wymachiwać rękami. – Jest tam kto?
– Co robisz?!
– Nie widzisz? Zdaję się na własną intuicję – odparła O!, nie przerywając podskoków.
Wtedy ja również zdałem się na własną intuicję.
Stanąłem na głowie, w czym jestem naprawdę dobry, i pokazałem język. Pozostając w tej niewygodnej pozycji, przypomniałem sobie, co mówił o kosmitach dyro: „Być może wyglądamy dla nich jak potwory z najgorszych koszmarów”. Na wszelki wypadek schowałem więc język.
W końcu oboje zmęczyliśmy się i usiedliśmy na podłodze. Zerknąłem na skulonych za przepierzeniami naukowców. Obserwowali nas z powagą podobną do tej, z jaką nasza nauczycielka chemii przeprowadza doświadczenia z groźnymi dla życia kwasami.
– Po co to robiliśmy? – zapytałem O!.
– Ja chciałam zwrócić na siebie uwagę kosmity – odparła. – A ty?
– Ja celowo robiłem z siebie idiotę – wyjaśniłem. – Pomyś-lałem sobie, że nikt nie boi się idiotów, może kosmici też nie?
O! zaczęła się śmiać. Ja razem z nią. Wtedy ogarnęła nas niepohamowana wesołość. Wprost tarzaliśmy się ze śmiechu. Tak czasem bywa. Zaczynasz się śmiać i nie możesz przestać. Gorzej – im bardziej chcesz przestać, tym bardziej się śmiejesz. A gdy ktoś obok ciebie robi to samo, to ogarnia was już zupełna głupawka.
Obserwujący nas naukowcy – sami spece od obcych cywilizacji – wciąż mieli skupione miny chemiczki z mojej szkoły. Niektórzy notowali coś pośpiesznie.
– Myślisz, że nasze wygłupy się nagrały? –