Nieśmiertelni. Vincent V. Severski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nieśmiertelni - Vincent V. Severski страница 11

Nieśmiertelni - Vincent V. Severski Czarna Seria

Скачать книгу

polskiego zwrotu „panie generale”.

      – Zaufanie między naszymi wywiadami jest ważne… nawet bardzo ważne – zaczął Gordon. – Ale na końcu zawsze trzeba powiedzieć: sprawdzam. I jak rozumiem i znam cię, po prostu sprawdzasz! Czy tak? – Przerwał i spojrzał na szefa, który chrząknął i wydął usta na znak, że on też sprawdza. – To bardzo profesjonalne, jeśli mogę tak powiedzieć w tym gronie, nikogo nie obrażając. – Gordon trafił jednym strzałem szefa i Konrada, bo wytknął im brak zaufania i małostkowość, co w obliczu takiego problemu jak Iran wydawało się jeszcze bardziej nieprofesjonalne.

      Właściwie Konrad mógł zaczekać z tym pytaniem i nie wplatać w nie jednocześnie „kurwy nędzy” i „Jej Królewskiej Mości”. Żaden wywiad na świecie nie wyciąga przecież trąbki bojowej tylko dlatego, że uzyskał informacje od podwójnego agenta, a analitycy wykryli jakieś braki w profilach betonowo-stalowych. Mimo to dla Konrada było jasne, że Anglik musi jeszcze uzupełnić obraz stanu zagrożenia, by szef mógł łatwiej wyjaśnić sprawę, komu trzeba. W końcu interes Polski jest najważniejszy, czasem ważniejszy niż angielska galanteria – wytłumaczył sobie Konrad.

      – Ależ, George! Przecież mamy do siebie zaufanie… pełne… – wtrącił pryncypialnie, szczerze i naiwnie szef.

      Gordon nie zareagował, tylko od razu przeszedł do rzeczy.

      – Uzyskaliśmy potwierdzoną informację, chociaż sygnały mieliśmy już wcześniej, że firmy przykryciowe MOIS i Pasdaranu od ponad roku intensyfikują wyprowadzanie kapitału z Iranu i… na całym świecie skupują w mniejszych partiach ogromne ilości leków i środków opatrunkowych z typowego pakietu wojennego… w tym środki neutralizacji skutków działania broni biologicznej i chemicznej

      – Jasne! – przerwał mu Konrad. – Przygotowują się na wojnę…

      – Raczej na uderzenie powietrzne… Rodzaj gromadzonych medykamentów świadczy o obawie dużych strat wśród ludności cywilnej. Jednostki Strażników Rewolucji i armii są dobrze zabezpieczone od strony medycznej. Podobnie jak informacje, które uzyskali Travis i Vega w sprawie podziemnego ośrodka wzbogacania uranu, to kolejny dowód… pośredni… na to, gdzie są ulokowane ich najbardziej wrażliwe obiekty.

      – Zakładają, że pewnie dużo wiemy – włączyła się Magda. – Przecież nikt nie będzie atakował Iranu bronią abc… chyba że chodzi o skutki uderzenia na ich ośrodki badawcze i składy… zakłady chemiczne w zachodnim Teheranie.

      – Otóż to! – podsumował George. – Teheran to piętnaście milionów ludzi i uderzenie z powietrza w jakiś skład, powiedzmy, tabunu będzie przedstawione jako użycie broni chemicznej przez napastnika. Cały świat to zobaczy… resztę wiecie… media, opinia publiczna i Rosja po prostu nas rozszarpią.

      Zaległa cisza. Jak w prawdziwej krypcie.

      – I sprawa ostatnia. Najważniejsza – odezwał się Gordon. – Jeżeli te informacje, które przedstawiłem, uzyska Izrael… o ile już ich nie ma, a tak czy inaczej to tylko kwestia czasu… to wiemy, że dokona nalotu na Iran, a Biały Dom już to zaakceptował. Prezydent uzależnił swoją decyzję od twardego dowodu i teraz ten dowód leży na ziemi… trzeba go tylko podnieść i Izraelczycy zrobią to bez wątpienia. Wkrótce. Uderzą też oczywiście na Hezbollah i Hamas, a od strony Syrii nic im chwilowo nie grozi.

      – Przecież Dagan i inni byli szefowie Mosadu są przeciwni akcji zbrojnej wymierzonej w Iran – wtrącił szef.

      – Rząd Jej Królewskiej Mości też uważa, że naloty na Iran niczego nie rozwiążą, jedynie pogorszą sytuację i doprowadzą do nasilenia konfliktu w całym regionie, praktycznie do stanu wojny… wystarczy, że zablokują Ormuz, i mamy gotowy kryzys światowy. Nie poinformowaliśmy jeszcze Amerykanów o naszych, tak to nazwijmy, odkryciach, ale na lutowym posiedzeniu w Brukseli nie będziemy mogli tego dłużej ukrywać. Ważne jest przy tym, żeby wypracować w ramach sojuszu wspólne stanowisko polityczne o powstrzymaniu się od jakiejkolwiek zewnętrznej akcji zbrojnej wobec Iranu, wpłynąć na Izrael i pozwolić służbom specjalnym działać od środka. Wielka Brytania liczy na Polskę – zakończył prosto i czytelnie swoje przesłanie George Gordon i było już jasne, po co przyjechał do Polski, i to na dwa dni przed Bożym Narodzeniem.

      – Jak wywiady dobrze pracują, to wojny są niepotrzebne – dorzucił Konrad, uzupełniając myśl George’a. – Mamy uderzyć od środka? Czy dobrze cię zrozumiałem? – I z niedowierzaniem pokręcił głową.

      – Tak – odparł Gordon.

      – Jak? – zapytał Konrad, ale pomyślał o czymś zupełnie innym. – George, cała wasza polityka wobec Iranu jest do dupy. Dlaczego nie chcecie ich zrozumieć? Sprowadzicie nieszczęście na ten kraj i na nas wszystkich. Nie wolno poniżać dumnego narodu, który ma swoje ambicje.

      – Mamy gotową koncepcję, wyjątkowo niekonwencjonalną. Zaraz po świętach, ale jeszcze przed Nowym Rokiem, nasz premier chciałby zaprosić do swojego domu pod Londynem premiera Polski, pana, panie generale, i ministra spraw zagranicznych na konsultacje i omówienie szczegółów. Ważne, by spotkanie odbyło się bez wiedzy naszych ambasad i z zachowaniem ścisłej tajemnicy. – Zawiesił na moment głos, spojrzał na Konrada i rzucił z delikatnym uśmiechem: – Ciebie chyba nie musimy specjalnie zapraszać? – I znów zwrócił się do szefa: – Chcielibyśmy, by Polska i Wielka Brytania na posiedzeniu Grupy Planowania Nuklearnego wspólnie zaprezentowały program działań wobec Iranu. Mamy zatem czas do początku lutego i stąd ten pośpiech.

      – Za chwilę skontaktuję się z premierem i ministrem spraw zagranicznych. – Szef wydawał się autentycznie poruszony.

      – Przyszedł czas dla wywiadów… może najważniejszy od upadku Związku Sowieckiego – oświadczył spokojnie George Gordon i nie było w tym żadnego patosu, wszyscy czuli tak samo, to było oczywiste. – Jeżeli my nie damy rady, to będzie… wojna.

      W krypcie po raz drugi zaległa martwa cisza. Spośród zebranych Konrad znał George’a najlepiej i wiedział, że Union Jack, JKM i jej marynarka to znaki towarowe, dla których ten gotów był poświęcić życie, i to bez zwłoki, zarówno własne, jak i innych. Konrad też miał swoje polskie znaki towarowe, dla których bez wahania gotów był poświęcić George’a i siebie. To nie była specjalnie skomplikowana i karkołomna szpiegowska etyka, to było oczywiste, ale na co dzień nikt nie zaprzątał sobie tym głowy.

      George jest pod presją, to widać… źle go oceniłem – pomyślał Konrad i głośno dodał:

      – Jesteśmy oficerami wywiadu i to my musimy informować polityków, jak ten świat wygląda, nawet jeśli trzeba im tłumaczyć, aż zrozumieją… choć wszyscy wiemy, że z ich percepcją jest bardzo różnie. Według informacji od naszych z Teheranu Al-Kuds ma w Europie i Ameryce ponad pięć tysięcy uśpionych dywersantów samobójców. Niech tylko połowa ruszy do akcji. Iran to nie będzie ani Afganistan, ani Irak, ani nawet jeden i drugi razem wzięte.

      – O nie! Nie chcemy wojny i musimy jej uniknąć za wszelką cenę. Nie wolno nam powtórzyć błędu irackiego – wtrącił twardo Gordon. – I tym razem nie możemy pozwolić, by nami manipulowano. Nasze informacje nigdy nie są stuprocentowo pewne, ale są prawdziwe, nawet jeśli niepełne, niedokończone. Taki paradoks. Dlatego informację wywiadowczą można poprawiać i uzupełniać w nieskończoność, choćby po to, by stwierdzić, jak dalece jest nieprawdziwa. Paradoks numer dwa. – George wyraźnie się rozluźnił.

      Dopiero

Скачать книгу