Nieśmiertelni. Vincent V. Severski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nieśmiertelni - Vincent V. Severski страница 35

Nieśmiertelni - Vincent V. Severski Czarna Seria

Скачать книгу

informacja, że doktorant Nils Petersson przed śmiercią był torturowany. Mogłoby to wywołać szczególne emocje, a może nawet panikę, i śledztwo byłoby obciążone dodatkowym naciskiem mediów, czego Gunnar szczególnie nie znosił.

      Minister sprawiedliwości Lennart Carlsson i szef Säpo Johan Wallin oddali sprawę w ręce Gunnara, przekonani, że tylko on potrafi ją szybko i skutecznie rozwikłać. Determinacja premiera, by odnaleźć zabójców młodego Gurdlanda, wyrażona słowami, jakich z jego ust nikt dotąd nie słyszał, nie pozostawiała złudzeń, że może to być ich ostatnie zadanie. Stary Jon Gurdland był legendą i żywym pomnikiem partii, która resztkami sił trzymała się u władzy i nie mogła sobie pozwolić na stwarzanie opozycji okazji do krytyki rządu za brak skutecznego nadzoru nad policją i tajnymi służbami. I właśnie dlatego potrzebny był do tej sprawy ktoś, kto ma wiedzę, determinację, a nade wszystko talent.

      Niebo nad Sztokholmem, wolne od jakichkolwiek zjawisk atmosferycznych, odkryło swoją naturalną styczniową barwę. Srebrna tarcza księżyca na niebieskim tle wyglądała jak po renowacji i widać było dokładnie większe kratery i morza. Selander wpatrywał się w ten hipnotyzujący, melancholijny obraz, lecz co chwila mimowolnie przerzucał wzrok na dzieci bawiące się w parku Kronoberg. I w końcu odniósł wrażenie, jakby to on sam siedział na sankach, jak przed czterdziestu laty w rodzinnym miasteczku Combrag w Värmlandzie. Wtedy po raz pierwszy w życiu przeciwstawił się dyktaturze rodziców, którzy go zmuszali, by w końcu zabrał sanki do domu i poszedł spać. Od tego czasu twardo stawiał opór tym wszystkim, którzy chcieli siłą narzucić swoją wolę innym. Dlatego wstąpił do policji i poświęcił tej walce ponad osiem tysięcy stron raportów kryminalnych, które leżały teraz w archiwum w sąsiednim budynku.

      Wstał i zaczął się przechadzać po pokoju. Wepchnął koszulę do spodni i przeczesał palcami włosy, żeby szybciej wyschły. Cztery razy w tygodniu chodził na policyjny basen, by rozruszać kręgosłup, który bolał go nieustannie, uniemożliwiając mu swobodę ruchów.

      Zrobił jeszcze kilka rund od ściany do ściany i zatrzymał się na środku pokoju przed trzymetrowym stołem konferencyjnym, na którym z pedantyczną precyzją ułożone było siedem stosów dokumentów. Po przeciwnej stronie wisiała ogromna tablica pokryta plątaniną różnokolorowych strzałek, kółek, prostokątów i innych figur geometrycznych, a między to wszystko wciśnięte były odręczne zapiski wykonane rozmaitymi charakterami pisma oraz barwne i czarno-białe zdjęcia.

      – Siedem wątków i dwieście osób w puli – wyszeptał po raz piąty tego dnia frazę, którą powtarzał nieustannie, odkąd rozpoczął porządkowanie dokumentów.

      Jak gra w szachy bez figur – pomyślał, usiadł w fotelu naprzeciwko tablicy i założył ręce za głowę.

      Przyglądał się poszczególnym fragmentom, zapisom i rysunkom, przesuwając wzrok z lewej strony na prawą, z dołu do góry. Miał wrażenie, jakby siedział przed stellą Majów i miał ustalić datę końca świata, ale im dłużej wpatrywał się w ten obraz, tym bardziej stawał się on nieczytelny.

      – Mam pomysł, Gunnar – usłyszał za sobą głos Harriet, która stanęła właśnie w drzwiach. – Żaden psycholog, logik, cybernetyk, kabalista czy jasnowidz. Potrzebny nam ktoś inny.

      Selander obrócił się na fotelu.

      – A kto? – zapytał z ciekawością i niedowierzaniem.

      – Na Uniwersytecie w Uppsali, na wydziale literatury francuskiej, wykłada jeden młodziak… Mats Svan…

      – Harriet… – próbował jej przerwać.

      – To specjalista od twórczości Marcela Prousta. Czytałeś coś?

      – Nie, ale to nazwisko nie jest mi obce.

      – Ktoś, kto całe życie analizuje W poszukiwaniu straconego czasu, musi mieć predyspozycje do rozwiązania naszej sprawy. – Uśmiechnęła się i przysiadła na skraju stołu, ostrożnie przesunąwszy dokumenty.

      Spojrzał na nią z lekkim wyrazem beznadziejności, ale mimo wszystko również się uśmiechnął, bo propozycja była nie tylko zabawna, ale też nieco ironiczna.

      W poszukiwaniu straconego czasu – pomyślał z wyraźnym sarkazmem. Idealna ilustracja stanu śledztwa, a jeszcze bardziej mojego ducha. Fuck!

      – Gunnar! Jeśli ktoś taki jak Mats Svan potrafi zrozumieć kogoś takiego jak Marcel Proust, to musi umieć też odczytać i zrozumieć myśli i czyny setek powieściowych bohaterów, których zrodziła nieco chora wyobraźnia pisarza. No? Co ty na to? – Harriet nie dawała za wygraną.

      – Prawdziwy akt odkrycia nie polega na odnajdywaniu nowych lądów, lecz na patrzeniu na stare w nowy sposób – odezwała się Linda, która już od dobrych paru sekund przysłuchiwała się rozmowie.

      – Nooo… Pięknie! – skomentowała Harriet. – Proust?

      – A mój ojciec był wykładowcą literatury niemieckiej na Uniwersytecie w Uppsali – odparła. – Ale miał fisia na punkcie francuskiej i nieustannie cytował Stendhala, Dumasa i Camusa. Musieliśmy z bratem uczyć się na pamięć złotych myśli. Koszmar! Nie mówiąc o męczeniu gości kwestionariuszem Prousta, chociaż dobrze wiedział, że to nie on go wymyślił, tylko Antoinette Faure… jego przyjaciółka, ale kiedy padało słowo „Proust”, nikt nie śmiał odmówić odpowiedzi. Zwyczajny koszmar dzieciństwa.

      Linda weszła do gabinetu i usiadła na krzesełku pod oknem.

      – Zapowiada się piękny dzień – rzuciła, patrząc na księżyc.

      – Analityków literackich do kwestionariusza Prousta zatrudnimy, gdy zabraknie normalnych… naszych policyjnych – podsumował Gunnar i jasne było, że na tym zakończył się udział francuskiego pisarza w sprawie poczwórnego zabójstwa.

      Wszyscy troje zamilkli i każdy spoglądał w innym kierunku, tak jakby się umówili, żeby ich pola widzenia nie zachodziły na siebie i każdy mógł penetrować inne rejony rzeczywistości.

      Linda, Harriet i Gunnar pracowali w zespole nad sprawą KTH i nieustannie nurtowały ich te same pytania: Kto? Dlaczego? I chociaż to były dwa proste pytania, to odpowiedzi na nie było tysiące, czyli jakby nie było żadnej.

      Tego sobotniego poranka czekali jeszcze na małego i dużego Tora, dwóch najlepszych gończych w policji, i mieli rozpocząć pracę nad raportem dla premiera.

      – Wtedy, w nocy, na wydziale… – zaczął Gunnar ściszonym głosem – czułem już, że to nie będzie łatwa sprawa, ale nigdy nie przypuszczałem, że otworzymy prawdziwą puszkę Pandory. Oj, nie! – Przerwał i po chwili dodał: – Podsumujmy wszystko, co mamy. Raport musimy oddać Wallinowi w poniedziałek rano, a potem niech już sobie z nim idzie do Rosenbadu.

      – We wtorek znowu lecę do Polski i nie będzie mnie kilka dni – włączyła się Linda i widząc pytające spojrzenia Harriet i Gunnara, pokręciła głową i dodała: – Niestety… top secret and no comments.

      Gunnar wstał, zbliżył się do tablicy i w tym samym momencie do pokoju wszedł mały Tor, a kilka kroków za nim duży Tor. Przywitali się milczącym skinieniem głów i zajęli swoje stałe miejsca.

      Określenia, jakie do nich przylgnęły, w pełni oddawały ich wygląd

Скачать книгу