Nieśmiertelni. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nieśmiertelni - Vincent V. Severski страница 32
Piętrowy dom został wybrany ze szczególną dbałością. Nie rzucał się w oczy i nie wyróżniał niczym szczególnym wśród setek mu podobnych w tej dzielnicy. Rejon Saadat Abad należy do najbardziej luksusowych w Teheranie. Mieszka tam wielu notabli rządowych, wojskowych, powiązanych z nimi biznesmenów, artystów, naukowców i obcokrajowców. Dlatego policja i służby irańskie szczególnie dbają o spokój mieszkańców i – w odróżnieniu od południowego Teheranu – nie interesują się specjalnie ich życiem domowym. Wszyscy zainteresowani są zachowaniem ciszy, spokoju i bezpieczeństwa. Ale szczególną i największą wartość – ponadwyznaniową, ponadnarodową i ponadpolityczną – ma w Saadat Abad świeże powietrze, bo smog w Teheranie nierzadko przybiera wymiar katastroficzny. Dlatego w tej dzielnicy Strażnicy Rewolucji i milicja religijna Basidż tylko symbolicznie dbają o islamską praworządność, ograniczając się do sporadycznych kontroli na ulicach, w eleganckich restauracjach, kawiarniach i miejscach publicznych, przestrzeganie rewolucyjnej moralności zostawiając sumieniu mieszkańców Saadat Abad.
Mansur był już gotowy do użycia, kiedy Wasilij i Oleg przyjechali z Ałmaty do Teheranu. Trochę ich to dziwiło, że wszystko jest tak perfekcyjnie przygotowane, i nawet zastanawiali się, jak to możliwe, że polski wywiad był w stanie zorganizować i wyposażyć tak zaawansowany safe house. Sprawdzali wszystko dokładnie, ale nie znaleźli nic, co mogło wskazywać na Polskę, żadnego śladu, metki, tabliczki. Wszystko oprócz broni było produkcji irańskiej, chińskiej albo niemieckiej. Lokal miał nawet własne zasilanie z baterii Siemens. Swoje przywieźli tylko komputery, które jedynie pozornie wyglądały jak zwykłe laptopy. Żartowali między sobą, że musi działać jakiś profesjonalny deweloper, który zajmuje się tylko takimi lokalami, i Oleg obstawiał Mosad, a Wasilij MI6.
– Nie mówiłem ci, Oleg, że ojciec nie patrzy przychylnie na te twoje wygłupy na rowerze… – Samad urwał i schylił się, żeby zawiązać buty. – I inne twoje wariactwa.
– A twoje kurewstwo, pijaństwo i ćpanie… a ta zwyrodniała miłość z niewierną Ormianką i innymi teherańskimi dziwkami to musi być miód na serce pana generała – rzucił z ironią Oleg i puścił oko do Wasi. – A kiedy ostatnio byłeś w meczecie, amancie? Bezbożniku…
– Dobra, dobra…
– Idę się ubrać. Za pół godziny jedziemy. Weź prysznic, Samad, to się dobudzisz. – Oleg podszedł do niego i objął go ramieniem. – Nooo? Chodź, jestem dzisiaj taki napalony na jazdę… Nooo… chodź! Wrócisz, zanim ona się obudzi.
Samad westchnął, po czym wziął głęboki oddech.
– Czego się nie robi dla przyjaciół! Ale kąpać się już nie będę. A może zadzwonię do brata po helikopter? Będziesz szybciej na Toczalu – próbował żartować. – Dobrze, dobrze… – Pokiwał głową i sięgnął po kawałek chleba lawasz, którym nabrał sporą porcję zimnego gulaszu ghormeh sabzi.
Oleg niespodziewanie klepnął go mocno w szerokie, muskularne plecy, ale dłoń tylko odbiła się jak od marmurowego posągu, a Samad spokojnie, niewzruszenie, jakby niczego nie zauważył, włożył chleb do ust.
Mogło to się wydawać trochę dziwne, bo Samad nie uprawiał żadnego sportu. Natura sama z siebie w zupełnie niezrozumiały sposób – jak uważał Oleg, zapalony sportowiec – wyjątkowo szczodrze obdarzyła go wzrostem i dodatkowo urodą perskiego księcia.
Samad Harumi w srebrnym jaguarze e-type cabrio wyróżniałby się nawet na bulwarze Beverly czy Rublowce, a co dopiero na Mirdamad!
Spośród pięciu synów generała Ahmada Harumiego Samad był jedynym, który nie służył w formacji Strażników Rewolucji i nie zajmował się eksportem islamskiej rewolucji ani jej obroną. Nie interesowała go robota z Hezbollahem w Libanie ani z Hamasem w Strefie Gazy, w ogóle nie lubił służb specjalnych. Nie lubił też jeździć do Iraku ani Afganistanu, bo nie znosił kurzu, nędzy i smrodu ulicznych ścieków. Lubił Londyn, Paryż i Rzym.
W odróżnieniu od braci nie nosił brody, nie cierpiał broni, strzelania ani przemocy, z wyjątkiem jej erotycznej odmiany. Był za to szczególnie umiłowanym synem generała, bo urodził się dziesiątego dnia świętego miesiąca muharram 1978 roku, w gorący czas islamskiej rewolucji. Więc czy ktoś chciał, czy nie, Samad był jej symbolem i wolno mu było więcej niż innym.
Samad, zwany też czasami Adonisem, wykazywał całkiem duże zdolności w biznesie, chociaż ukończył tylko wydział literatury perskiej na Uniwersytecie Teherańskim. Dlatego ojciec, zaradny kombatant rewolucji, założył dla niego firmę handlową, która miała zajmować się wszystkim, co tylko było potrzebne Iranowi, a czego nie można było kupić oficjalnie, także na potrzeby osobiste wyższych oficerów Strażników Rewolucji.
Setki małych firm pod kontrolą irańskich służb specjalnych zajmowały się sprzedażą surowców – od orzeszków pistacjowych do ropy naftowej – i sprowadzaniem wszystkiego, co było konieczne, by Iran stał się islamskim supermocarstwem, najlepiej atomowym. Jednak żeby zachodnie wywiady zbyt łatwo nie wyśledziły tej operacji, zakupy prowadziła potężna sieć firm, a każda z nich realizowała swój mały wybrany fragment, czasami nie zdając sobie nawet sprawy, w czym uczestniczy.
W takiej właśnie firmie pracowali Oleg, Wasia i Samad. Jej właścicielem był kazachski oligarcha Igor Bitenbekow, choć w rzeczywistości była to spółka Strażników Rewolucji i w przyszłości miała być przykrywką do sprowadzania komponentów dla irańskiego programu rakietowego.
W jaki sposób MI6 załatwiło naturalizację Olega i Wasi jako obywateli Kazachstanu narodowości rosyjskiej, od początku dla nich samych było tajemnicą, ale nie interesowali się tym, żeby zgodnie z drugą świętą zasadą wywiadów wiedzieć jak najmniej. Ta zasada miała niezwykle praktyczne zastosowanie w Iranie, bo z Vevakiem nie było żartów.
Brytyjski wywiad nigdy nie ujawniał swoich agentów nawet najbliżej zaprzyjaźnionym służbom. W tym jednak wypadku Konrad i Sara, nim podjęli decyzję o włączeniu do tej operacji polskich oficerów, poznali wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Zaufanie, jakie Oleg i Wasia pokładali w tej decyzji, było stuprocentowe, a może nawet większe, bo dobrze wiedzieli, że Sara i Konrad, gdyby im przyszło realizować to zadanie, nie byliby mniej pobłażliwi wobec siebie samych. Szpiegostwo to jedyny zawód, w którym czasem trzeba ufać bardziej innym niż sobie.
Tak czy inaczej Oleg i Wasilij w końcu sami podejmowali decyzje i wiedzieli, jakie są zasady i na co się godzą. Teraz mogli się tylko domyślać, że blisko Bitenbekowa i wśród najwyższych oficerów kazachskich służb musi siedzieć angielski kret, który zabezpiecza ich legendę i pilnuje ich losu.
W ten sposób Oleg i Wasia stali się polskimi nielegałami. Oleg po raz drugi.
– A dlaczego generał nie patrzy przychylnie na szaleństwa rowerowe Olega? – zapytał Wasia, chociaż znał odpowiedź, bo Samad po alkoholu mówił wszystko, ale później, co było jego cenną przypadłością, nic nie pamiętał.
– A nie tłumaczyłem?
– Może