Niewierni. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niewierni - Vincent V. Severski страница 3
Od rozstania na lwowskim peronie nie mógł przestać o niej myśleć. Jej obraz w oknie pociągu i smutne, oddalające się spojrzenie utkwiły w jego pamięci z siłą, jakiej dotąd nie znał.
Chwilami wydawało mu się, że popadł w jakiś obłęd, że to wszystko jest bez sensu. Skłamał przecież, że nazywa się Aleksander Kurtz, i opowiedział jej o sobie zmyślone historie. Zuza poznała kogoś innego, więc jak mógł nawet pomyśleć, że będzie chciała się z nim spotykać, jeżeli się zorientuje, że ją okłamał. Była na tyle inteligentną dziennikarką, że prędzej czy później by się domyśliła, że nie jest tym, za kogo pragnął uchodzić.
Jednak ta na pozór tak oczywista myśl nie była w stanie zniszczyć marzenia, by spróbować wytłumaczyć sens swojej misji. Gdyby zrozumiała, że poświęcił się walce o lepsze jutro, mogłaby się do niego przyłączyć. We dwoje, razem, mieliby większą szansę przybliżyć tę wizję.
Dlatego kiedy wrócił z Krymu do Polski, postanowił przygotować się do tej rozmowy. Najpierw musiał ustalić, gdzie mieszka Zuzanna Wilska.
Karol wynajmował na obrzeżach Iwicznej solidny, murowany domek z lat siedemdziesiątych. Przeciętny, niewyróżniający się niczym szczególnym, dobrany jednak bardzo starannie, tak by spełniał wszystkie jego nietypowe potrzeby.
Teren posesji i dom były zabezpieczone minikamerami połączonymi z komputerem ukrytym pod podłogą w kuchni. Tam też miał skrytkę, w której trzymał broń, dokumenty, pieniądze, zestaw notebooków, iPhone’ów, BlackBerrych, zdobytych w różnych zakątkach świata. Dom zabezpieczony był dodatkowo ładunkami wybuchowymi.
W garażu Karol trzymał motor Kawasaki KX 450F, na którym regularnie, co tydzień, ćwiczył jazdę terenową. Opanował ją w stopniu doskonałym i miał prawo wierzyć, że kiedy po niego przyjdą, to nie broń, nie ładunki wybuchowe, ale właśnie ten motor go uratuje.
Spędzał tutaj ledwie kilka miesięcy w roku, lecz uważał ten dom za swoje miejsce na ziemi, bo czuł się Polakiem.
W domu korzystał z internetu tylko w sprawach, które nie były związane z jego działalnością w Bazie. Sprawy organizacyjne załatwiał wyłącznie w sieciach wi-fi w centrach handlowych.
Nieustannie studiował technologie informatyczne, szczególnie te wojownicze, lecz nie tylko po to, by podnieść własne umiejętności, ale również po to, by nawiązywać kontakty z osobami zatrudnionymi w miejscach, które mogą być przydatne dla Bazy.
Dlatego nie miał najmniejszych trudności ze zdobyciem adresu IP Zuzy Wilskiej, choć zajęło mu to trochę czasu. Jej komputer znajdował się w mieszkaniu na trzecim piętrze przy placu Wilsona 2, nad kinem Wisła.
Wcześniej przejrzał w internecie wszystkie informacje na temat Zuzanny Wilskiej. Osoby o tym imieniu i nazwisku pojawiały się wielokrotnie, jednak żadna nie pasowała do jej profilu. Nic też nie wyszło, kiedy połączył jej nazwisko z hasłem „Ukraina”. Wydało mu się dziwne, że dziennikarka specjalizująca się w tym temacie nie ma w internecie żadnych publikacji. Jej nazwisko nie pojawiło się na żadnym blogu, forum ani czacie. Sprawdzał to długo i systematycznie. Zupełnie nic!
Freelancer musi przecież gdzieś istnieć, gdzieś publikować – zastanawiał się aż do chwili, kiedy zrozumiał, że Zuza publikuje pod pseudonimem. Skoro jeździ tak często na Ukrainę, woli pewnie pozostać anonimowa. Ta myśl stała się nagle dla niego tak oczywista, że zaprzestał dalszego śledztwa.
Teraz, gdy znał już jej adres, postanowił sprawdzić, czy rzeczywiście tam mieszka.
Wielokrotnie wyobrażał sobie, że po prostu dzwoni do jej drzwi, wchodzi z wielkim bukietem kwiatów i bez słowa ją całuje. Od tego momentu wszystko zacznie się od nowa. Im dłużej układał sobie w głowie słowa i myśli, tym mocniej dochodził do przekonania, że ktoś taki jak ona musi go zrozumieć i zaakceptować.
A jeżeli tak się nie stanie?! – myślał z niepokojem i zaraz sam sobie odpowiadał: Nie! Nie… Oszalałeś, człowieku! Nie! Na pewno się zgodzi!
Przesłała mu mailem trzydzieści siedem obszernych wiadomości, w których dawała wyraźne sygnały, że tak właśnie może być, że jej uczucie jest silne i trwałe, a wrażliwość na krzywdę świata nie mniejsza niż u niego. Tyle razy już napisał „Kocham Cię!”, lecz nie mógł się zdobyć na uderzenie w klawisz Enter. Teraz trochę żałował.
Od dwóch miesięcy nie miał od niej żadnej wiadomości i poczuł się zagrożony. Musiał się pospieszyć i jak najszybciej zrobić to, co sobie zaplanował.
Wcześniej, zanim ją poznał, miał chwilami wrażenie, że walka w Bazie przemieniła go w bezdusznego, pozbawionego uczuć wojownika. Zuza tchnęła w niego tak wiele optymizmu, nadziei, że znów poczuł się człowiekiem pełnym życia, rewolucjonistą. Jej aura sprawiła, że powrót Mahdiego stawał się realny i bliski.
Teraz najważniejsze było sprawdzić, czy Zuza jest wolna, czy nie ma przy niej kogoś, czy wciąż mieszka sama. Nawet nie dopuszczał do siebie innej myśli. Wydawała mu się tak irracjonalna, nieprawdopodobna, że chwilami się zastanawiał, czy zamiast sprawdzać wszystko i przygotowywać się jak do akcji bojowej, nie powinien wejść po prostu na trzecie piętro i zadzwonić do drzwi.
Jednak instynkt wojownika nie pozwalał mu ryzykować życia. Od niego zależało nie tylko powodzenie rewolucji i bezpieczeństwo wielu braci, lecz także coś znacznie ważniejszego.
Na pewno się do mnie przyłączy! Nie będzie miała wyboru, kiedy zrozumie, o co trzeba walczyć! – powtarzał sobie uporczywie i z głębokim przekonaniem, że tak właśnie będzie.
Postanowił jednak, że zanim się z nią spotka, porozmawia z profesorem Ahmedem. Czuł, że odkąd ją poznał, tak mocno zawładnęły nim emocje, że chwilami traci samokontrolę, błądzi i coraz częściej się myli. Uznał więc, że nie powinien sam podejmować decyzji. Nie mógł przecież sprzeniewierzyć się przysiędze. Są sprawy ważniejsze niż życie, śmierć czy nawet miłość.
Do domu wchodziło się od tyłu. Pod wysokimi drzewami stały zaparkowane samochody lokatorów. Była jedenasta rano i Karol miał nadzieję, że Zuzy nie ma w domu. Dla pewności jednak nacisnął na domofonie numer jej mieszkania. Tak jak się spodziewał, odpowiedziało mu milczenie.
O tej porze, w dzień powszedni, prawie każdy ma coś do załatwienia w mieście albo jest w pracy. W domach są tylko emeryci, renciści, bezrobotni, matki z dziećmi, więc wcisnął dowolny numer. Odezwała się starsza kobieta i na hasło „listonosz” otworzyła drzwi klatki numer 2.
Przypiął sobie podrobiony identyfikator z logo PGNiG ze swoim zdjęciem. Wziął duży zeszyt i detektor gazu, który kupił w internecie, i zadzwonił do drzwi piętro niżej.
Dopiero po trzecim dzwonku otworzył mu nieogolony mężczyzna po czterdziestce, w majtkach i brudnym podkoszulku.
– Dzień dobry panu. Jestem z gazowni. Prowadzimy kontrolę instalacji – zaczął Karol pewnym siebie głosem. – Można?
– Wchodź pan! – wyrzucił z siebie mężczyzna wraz z alkoholowym odorem.
Karol przeszedł bokiem, bo jedynie tyle mu zostawił miejsca. Już z przedpokoju było