Feel Again. Mona Kasten

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Feel Again - Mona Kasten страница 2

Feel Again - Mona Kasten

Скачать книгу

ale jakoś dzisiaj średnio mnie to kręci i przydałby mi się porządny zastrzyk energii.

      – Ha, ha, ha, Sawyer, bardzo śmieszne – odezwała się Monica, zamilkła jednak, ledwie posłałam jej mordercze spojrzenie.

      Jeżeli coś opanowałam do perfekcji, to właśnie spojrzenie, którym raczyłam wszystkich tych, o których wiedziałam, że za moimi plecami dużo i chętnie rozprawiają na mój temat. I te wszystkie laski, które odebrały mi nielicznych kolesi, którymi kiedykolwiek byłam choćby odrobinę zainteresowana.

      Naprawdę musiałam się napić. I zapewne nie skończę na jednym drinku. Na szczęście nerdzik też wstał. Wzięłam go za rękę, nie zaszczycając Moniki i pozostałych nawet spojrzeniem. Miał lodowate palce, ale nie chciałam ryzykować, że podczas drogi przez parkiet mi ucieknie. Przy barze oparłam się o kontuar i uśmiechnęłam do Chase’a. Był barmanem, a nasze ostatnie spotkanie skończyło się nago w jego mieszkaniu.

      – Dawno cię nie widziałem, skarbie – rzucił na powitanie i uśmiechnął się krzywo. – Czego się napijesz?

      Oparł się na rękach i pochylił nade mną. Dokładnie w moim typie: mroczna aura, tatuaże, niesforne ciemne włosy i kanciaste rysy z kilkudniowym zarostem. Pamiętam doskonale, jak przyjemnie drapał wnętrze moich ud. Szkoda, że od tego czasu znalazł sobie dziewczynę.

      – Bourbon. A dla mojego przyjaciela… – Spojrzałam na nerdzika.

      – Piwo poproszę – rzucił szybko, nie patrząc żadnemu z nas w oczy. Czerwone plamy wypełzły mu aż na szyję i znikły za ciasno zapiętym kołnierzykiem koszuli.

      – Piwo – powtórzyłam.

      Chase przez chwilę wodził między nami wzrokiem. Pytająco uniósł brew. Miał taką minę, jakby chciał coś powiedzieć, ale tylko skinął głową.

      – Na koszt firmy – rzucił i chwilę później postawił napoje na kontuarze.

      – Super, dzięki.

      Sięgnęłam po szklankę i spojrzałam z ukosa na nerdzika.

      – Słuchaj, mam fatalną pamięć do imion – wyznałam. – Więc jak się nazywasz?

      Po raz pierwszy tego wieczora na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu.

      – Grant. Isaac Grant.

      Jezu, ten koleś autentycznie przedstawił się nazwiskiem. Jakby przyszedł na rozmowę o pracę. Albo jakby był Jamesem Bondem.

      – Dixon. Sawyer Dixon. – Poszłam w jego ślady i uniosłam szklankę. – Za wspaniały wieczór, Grancie, Isaacu Grancie.

      Pokręcił głową i stuknął się ze mną szklanką.

      – No więc powiedz, Grancie, Isaacu Grancie, co ty właściwie robisz? – Z tej odległości prawie nie było widać naszego stolika, tylko co jakiś czas w świetle stroboskopów dostrzegałam rudą czuprynę Dawn.

      – Chyba to samo, co ty.

      Upiłam łyk bourbona.

      – Dobrze znasz Dawn?

      Wzruszył ramionami, jakby nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć.

      – Cóż, chyba nie za dobrze znasz się na luźnej gadce, co? – zapytałam.

      I znowu cień uśmiechu. Szkoda, właściwie mógłby być całkiem fajny, gdyby nie ten kij, który tkwił mu w tyłku.

      – A ty jesteś bardzo bezpośrednia – powiedział tak cicho, że jego słowa niemal nikły w niskim pomruku basów.

      – Można to postrzegać jako błogosławieństwo albo jako przekleństwo, to wszystko kwestia perspektywy, Grancie, Isaacu Grancie.

      Westchnął głośno.

      – Już zawsze będziesz mnie tak nazywać?

      Odwróciłam się w jego stronę i oparłam się o kontuar.

      – A czego się spodziewasz, jeżeli tak się przedstawiasz? Właściwie jestem rozczarowana, że nie wypaliłeś od razu środkowego imienia.

      Dostrzegłam błysk rozbawienia w jego oczach. W półmroku nie sposób było ustalić ich koloru. Pochylił się i stwierdziłam, że pachniał dokładnie tak samo, jak wyglądał: schludnie, akuratnie, świeżo. Zapewne używał drogiej wody po goleniu.

      Zaskoczyło mnie, że mi się to spodobało.

      – Powiesz mi? – wyszeptałam.

      Otworzył szeroko oczy. Doszłam do wniosku, że bawi mnie wyprowadzanie go z równowagi.

      – Pod warunkiem, że obiecasz, że nie będziesz się śmiała – odparł.

      Skrzyżowałam palce.

      – Nigdy w życiu.

      Isaac głęboko zaczerpnął tchu.

      – Teodor.

      Z uznaniem pokiwałam głową.

      – Isaac Teodor Grant. Podoba mi się. Brzmi dumnie.

      Sceptycznie uniósł brew.

      – Naprawdę tak uważasz?

      Skinęłam głową i upiłam kolejny łyk bourbona.

      Roześmiał się bez tchu.

      – Dziadek się ucieszy, kiedy mu to powiem – powiedział. – Dostałem imię po nim.

      Fajnie było obserwować, jak Isaac się rozluźnia. Poznałam go, kiedy Dawn załamała się po nieudanej prezentacji, zażyła wtedy środki uspokajające, które jej dałam. Wydawało mi się wtedy, że biedny nerdzik lada chwila zacznie rzygać ze zdenerwowania.

      – A ty? Jak masz na drugie? – zapytał po dłuższej chwili.

      Wzruszyłam ramionami. Odruchowo zacisnęłam dłoń na medalionie, który ukryłam pod koszulką. Przywarłam do niego dłonią i chwilę trwało, zanim byłam w stanie na nowo podjąć rozmowę.

      W końcu się odezwałam, zdecydowanie za późno, ze zdecydowanie zbyt szerokim uśmiechem:

      – Isaacu Teodorze! Nie mieści mi się w głowie, że już przy pierwszym spotkaniu zadajesz dziewczynie takie pytanie. Bardzo cię proszę!

      Isaac powędrował wzrokiem do dłoni na mojej piersi. Zmarszczył czoło.

      – Zabrałam cię stamtąd w określonym celu – powiedziałam szybko, żeby zmienić temat.

      – Mianowicie?

      Jakim cudem koleś z flaszką piwa w dłoni wysławia się tak wyszukanie?

      – Na tej imprezie tylko ty i ja zachowaliśmy zdrowy rozsądek, bo miłość nas nie otępiła. A to oznacza, że musimy być silni

Скачать книгу