Feel Again. Mona Kasten
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Feel Again - Mona Kasten страница 4
A potem oderwałam się od niego i odrobinę odchyliłam.
Odcień, który teraz przybrały jego policzki, podobał mi się o wiele bardziej niż ich barwa niecałą minutę temu, kiedy się wstydził.
Przyglądał mi się spod na wpół opuszczonych powiek. Oczy mu nagle pociemniały. A potem gwałtownie przyciągnął mnie do siebie i przywarł do mnie ustami.
Wow.
Przesunął dłoń na moje plecy, drugą objął za szyję. Pogłębił pocałunek, chciwie penetrował językiem moje usta. Emanowała od niego potężna energia, zalewała mnie i na chwilę autentycznie zabrakło mi tchu. Ugięły się pode mną kolana.
Ugięły się pode mną moje pieprzone kolana.
Coś takiego jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło.
Kurczowo wbiłam palce w materiał jego dżinsowej koszuli i jeszcze bardziej przyciągnęłam go do siebie. Między nas nie dałoby się nawet szpilki włożyć. Ssałam jego język i czułam, jak jego klatka piersiowa wibruje pod moimi dłońmi. Fala gorąca narastała we mnie, zalewała podbrzusze, kiedy Isaac chwycił moją dolną wargę zębami i ugryzł lekko.
A niech to. Kto by pomyślał, że koleś potrafi tak całować?
Tym razem to on się wycofał. Oparł swoje czoło o moje i dyszał ciężko.
Ja też byłam bez tchu.
– Gdzie się nauczyłeś tak całować, Isaacu Teodorze? – wymamrotałam, cały czas z dłońmi na jego klatce piersiowej.
Już otwierał usta, żeby mi odpowiedzieć.
– Co wy wyprawiacie, do jasnej cholery? – rozległo się nagle za moimi plecami. Odwróciłam się gwałtownie.
Dawn stała niecały metr od nas i przyglądała nam się z niedowierzaniem.
W pierwszej chwili nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Co my właściwie wyprawialiśmy? A potem powiedziałam pierwsze, co przyszło mi na myśl:
– Pomagam Isaacowi poprawić jego notowania.
Poczułam, jak za moimi plecami wyprostował się gwałtownie.
Dawn była rozczochrana, energicznie odgarnęła z czoła spoconą grzywkę. Podejrzliwie wodziła między nami wzrokiem.
– Wracacie do stolika?
Skinęłam głową i pozwoliłam, żeby wzięła mnie pod rękę. Kiedy kilka metrów dalej odwróciłam się do Isaaca, wbił wzrok w podłogę.
Dziewczyny po drugiej stronie kontuaru przestały się śmiać.
Poniedziałkowy ranek zaczął się jak zawsze od tego, że przed pierwszymi zajęciami poszłam po duże smoothie i z napojem w ręku powoli przemierzałam teren kampusu. Woodshill jest wspaniałe. Chociaż mieszkałam tu już od dwóch lat, za każdym razem podziwiałam budynki z czerwonej cegły, sklepione łuki i pomniki bogatych sponsorów tak, jakbym widziała je po raz pierwszy. Bo też zawsze odkrywam coś nowego.
Wzór na murku obok gmachu wydziału astronomii. Odstawiłam kubek na ławkę, wyjęłam lustrzankę z torby i kucnęłam. Przez obiektyw wpatrywałam się we wzór w kamieniu. To zapewne sprawa deszczu, a potem wilgoć rozpanoszyła się na tyle, że zafarbowała kamień, i teraz wydawało się, że w stronę słońca unosi się twarz.
Światło było idealne. Cały czas z okiem przyklejonym do obiektywu cofnęłam się o krok i ustawiłam wartość przesłony. Robiłam to ręcznie.
Wcisnęłam przycisk migawki. Jak zawsze charakterystyczny trzask przyprawił mnie o dreszcz podniecenia i okryłam się gęsią skórką. Fotografia to dla mnie wszystko. Jest najważniejsza na świecie; nic nie uszczęśliwia mnie tak bardzo, jak ten moment, gdy wiem, że zrobiłam idealne zdjęcie.
Po dłuższej chwili spakowałam aparat, wzięłam kubek z napojem i poszłam na zajęcia z wizualizacji społeczeństw i ideologii. To jeden z nielicznych obowiązkowych przedmiotów na moim wydziale, który mi się podobał i z którego niekończące się teoretyczne wykłady nie doprowadzały mnie do szaleństwa z nudów. Za pomocą fotografii mieliśmy ukazywać poszczególne aspekty życia społecznego, zajmując przy tym określone stanowisko. W tym semestrze naszym zadaniem było zobrazowanie krytycznego zrozumienia rzeczywistości społecznej. Niestety, oprócz fotografii warunkiem zaliczenia była także analiza pisemna. Wolałabym tego nie robić, ale dla tych zajęć byłam gotowa nawet zabrać się za pisanie.
– Cześć – mruknęłam w odpowiedzi na nieliczne pomruki.
Zajęłam, jak zawsze, miejsce w pierwszym rzędzie, usiadłam na krześle i wyjęłam laptopa z torby. Swego czasu wydałam na niego wszystkie oszczędności. Poza aparatem fotograficznym, który Dawn czule ochrzciła Frankiem, to najdroższa rzecz, jaką posiadałam.
Rzadko wydawałam dużo pieniędzy. Ponieważ odżywiałam się głównie w stołówce uniwersyteckiej, nie musiałam płacić dużo za jedzenie, a ciuchy i tak zazwyczaj kupowałam używane, później sama je przerabiałam, żeby były w moim stylu. Koszulkę z logo zespołu Van Halen, którą dzisiaj miałam na sobie, wynalazłam za trzy dolary w second handzie w Portland. Była na mnie za duża, ale z prawej strony zawiązałam ją w supeł, żeby było widać, że mam pod nią jeansowe szorty.
– Wszyscy już są? W takim razie zaczynamy – zaczęła wykładowczyni, Robin Howard. W sali zapanowała cisza. Profesor Howard zaczęła prezentację, którą wyświetlała z rzutnika na ekranie, i zasypała nas terminami. Bardzo ją lubiłam, także dlatego, że była młoda, farbowała włosy na niebiesko i w przeciwieństwie do wielu innych wykładowców, jeszcze ani razu nie spojrzała na mnie wzrokiem, który zdawał się mówić: A czego ona niby tu szuka? Mimo tego tylko połowicznie koncentrowałam się na jej wykładach. Nie znosiłam teorii.
Zamiast tego otworzyłam Photoshopa i skupiłam się na moim nowym projekcie artystycznym – serii fotografii pod roboczym tytułem Dzień po. Przez ostatnie pięć miesięcy robiłam zdjęcia po każdej przygodzie na jedną noc. Oczywiście nie fotografowałam kolesi, z którymi spałam. To byłoby mało gustowne i nie w moim stylu. Zamiast tego zdjęcia koncentrują się na sztukach odzieży, które poniewierały się na podłodze. Starałam się zainscenizować je w specyficzny sposób. Chciałam uwiecznić promienie słońca, które rano przenikają przez zasłony, i godzinami kucałam na podłodze, żeby w odpowiedniej chwili nacisnąć przycisk migawki. Zdjęcia były eleganckie, seksowne i estetyczne i każdy, kto je widział, mógł je interpretować po swojemu. Właśnie to najbardziej przemawia do mnie w sztuce. Nie ma jednej poprawnej odpowiedzi i żadnej złej, nic nie jest czarno-białe. Wszystko jest w porządku, wszystko można wytłumaczyć.
Otworzyłam najnowszy katalog i przyglądałam się fotografiom. Jeszcze ich nie opracowałam, ale już teraz widziałam, że wyjdą świetne. Całe pomieszczenie spowijało czerwone światło, a obiektyw koncentrował się, co szczególnie mi się spodobało, nie na ubraniu, tylko na zegarku. Przybliżyłam zdjęcie, żeby lepiej widzieć cyferblat, i wtedy ktoś za moimi plecami głośno zaczerpnął tchu.
Odwróciłam