Feel Again. Mona Kasten
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Feel Again - Mona Kasten страница 8
– Bardzo dobrze. Prześlij mi je do jutra wieczorem i wybierz trzy, które podobają ci się najbardziej. Obejrzę je, a później prześlę do drukarni.
Skinęłam głową i drżącymi z podniecenia palcami zapisałam notatkę w telefonie. Kilka minut później wykładowczyni ogłosiła krótką przerwę. Od razu wyszłam z sali. Gdy wstawałam, szmery za moimi plecami przybrały na sile i bardzo wyraźnie usłyszałam słowo „szmata”. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz i nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie znajdę się na świeżym powietrzu, jak najdalej od fali niechęci.
Tak samo jak matka.
A przecież chciałam tylko spokoju. Nigdy mnie nie obchodziło, co inni sobie o mnie pomyślą. I na pewno teraz nie zacznę dostosowywać się do ich oczekiwań.
Przez chwilę kręciłam się po kampusie, w końcu zatrzymałam się przy stoisku z lemoniadą. Od razu rozpoznałam stojącego przede mną chłopaka. Nawet gdyby nie zdradziły go śmieszne szelki i okulary, poznałabym go po nerwowych ruchach. I nieśmiałym spojrzeniu.
Najwyraźniej nie mógł znaleźć portfela. Dziewczyna za ladą nerwowo przestępowała już z nogi na nogę, a biedak jak wariat szukał zguby w kieszeniach materiałowych spodni. Dziewczyna posłała mi przepraszające spojrzenie.
– Co dla ciebie?
– Grejpfrut.
Skinęła głową i odwróciła się, żeby nalać mi lemoniady.
Isaac chyba w ogóle mnie nie zauważył. Miotał się coraz bardziej nerwowo, na szyi wystąpiły mu czerwone plamy.
– Przed chwilą jeszcze go miałem, naprawdę – wymamrotał.
Dziewczyna za ladą postawiła mój kubek obok jego.
– Wyluzuj. Najwyżej do końca dnia będziesz u mnie zmywał.
Mrugnęła do niego znacząco i Isaac, o ile to w ogóle możliwe, poczerwieniał jeszcze bardziej. Otworzył szeroko usta, jakby chciał coś powiedzieć. Jednak nie padło ani jedno słowo. Na jego twarzy malował się grymas przerażenia i wtedy znalazł portfel w tylnej kieszeni spodni. Wyjął go, a sekundę później monety potoczyły się na chodnik.
Upuścił go. A portfel był otwarty.
– Cholera – syknął, pochylił się i zaczął zbierać drobne.
Nie mogłam dłużej bezczynnie obserwować tej katastrofy. Wyjęłam banknot z kieszeni i zapłaciłam za oba napoje. Następnie wzięłam kubki z kontuaru i dotknęłam stopą uda Isaaca. Podniósł wzrok. Robiłam, co w mojej mocy, żeby się nie roześmiać na widok rozpaczy na jego twarzy.
– Och, hm, cześć – wymamrotał i podrapał się w tył głowy.
– Idziemy – powiedziałam i wskazałam głową budynek uniwersytetu.
Szybko pozbierał ostatnie monety z ziemi. Wyprostował się, czerwony jak burak. Podałam mu kubek z lemoniadą. W milczeniu ruszyliśmy przez teren kampusu.
– Dzięki – mruknął po dłuższej chwili.
– Wyglądałeś, jakbyś lada chwila miał dostać zawału – odparłam i upiłam łyk lemoniady. Miała nutę goryczy, dokładnie tak, jak lubię. – Musiałam wkroczyć do akcji.
Zacisnął usta i wbił wzrok w kubek.
Trąciłam go łokciem w bok, aż w końcu na mnie spojrzał.
– To był żart, Grancie, Isaacu Grancie.
Jednak z jego twarzy nie znikał wyraz goryczy i, co dziwne, nagle zapragnęłam coś z tym zrobić. Nie znałam go zbyt dobrze, podczas imprezy Dawn był bardzo wycofany, ale chyba jeszcze nigdy nie widziałam kogoś tak nieśmiałego i zamkniętego w sobie. I tak małomównego. Zastanawiałam się gorączkowo, co powiedzieć, żeby skierować jego myśli na inne tory.
– Co właściwie studiujesz? – zapytałam w końcu. Wydawał się zdumiony i chyba wdzięczny, o ile właściwie zinterpretowałam wyraz jego twarzy.
Nie odpowiedział od razu.
– Wszystko po trochu. Właśnie zacząłem drugi rok i sam jeszcze nie wiem, na czym się skupić.
– Ile masz lat? – wypytywałam dalej.
– Dwadzieścia jeden. Zacząłem studia później niż większość, bo po szkole średniej przez pewien czas pracowałem u rodziców.
– A czym się zajmują?
Stopniowo rumieniec znikał z jego twarzy i choć nadal wydawał się spięty i tak kurczowo zaciskał dłoń na kubku z lemoniadą, że aż się obawiałam, że lada chwila napój rozleje się na ziemię – chyba jednak trochę się uspokoił. Cieszyłam się, że go spotkałam. Przechadzka z Isaakiem to idealna okazja, żeby nie myśleć, co za chwilę czeka mnie na zajęciach.
– Mamy farmę.
Zatrzymałam się w pół kroku i spojrzałam na niego. Patrzyłam na jego czyste, starannie ułożone włosy, na okulary w grubych oprawkach, szare szelki i czyste brązowe półbuty. W życiu nie widziałam kogoś, kto w mniejszym stopniu przypominałby farmera niż Isaac.
– Jaja sobie ze mnie robisz.
W jego oczach pojawił się błysk.
– Skądże.
Przyglądałam mu się z niedowierzaniem.
– Ale… Jesteś taki czysty.
Przez kolejne sekundy przyglądał mi się w milczeniu, a potem odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się. Zdążyliśmy już wejść do budynku i jego śmiech niósł się echem po korytarzach. Zauważyłam, że kiedy się śmieje, wcale nie jest sztywny. Nagle stał się całkowitym przeciwieństwem nieszczęśnika, który czerwony jak burak nerwowo zbierał drobne z chodnika.
Rozkoszowałabym się tą chwilą jeszcze bardziej, gdyby nie to, że Isaac śmiał się ze mnie. Wsunęłam palec pod jego prawą szelkę i pociągnęłam mocno, a potem puściłam, aż z głośnym trzaskiem uderzyła go w klatkę piersiową.
Isaac sapnął głośno i dotknął bolącego miejsca.
– Ała.
– Należało ci się.
Uśmiechnął się.
– Pewnie będę miał siniaka, ale było warto. Żałuj, że nie widziałaś swojej miny.
Żachnęłam się.
– Wcale nie jesteś taki miły, jak mi się wydawało. I nie uwierzę w ani jedno twoje słowo, dopóki nie zobaczę dowodów rzeczowych.
Isaac zerknął na zegarek.
– Następnym razem. Muszę wracać na zajęcia. – Spojrzał w kierunku sali