Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz страница 19

Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Joanna obrzuciła go litościwym spojrzeniem.

      – Zejdź mi z drogi, Kormaczysko – odparła, mijając go na schodach.

      Ruszył za nią.

      – Dokąd się wybierasz? – zapytał.

      – Do roboty. Czego nie można powiedzieć o tobie, bo ty właściwie nigdy nie pracujesz.

      – Toż to zniesławienie.

      – Zniesławienie poniża w opinii publicznej.

      – W takim razie pomówienie.

      – Nie, Kormaczysko, to po prostu ogólnie znany fakt – powiedziała, przyspieszając. Chudzielec dotrzymywał jej kroku. Obróciła się i spojrzała na niego z powątpiewaniem. – A ty dokąd?

      – Ja? Idę z tobą na parking. Do samochodu nie wsiadam, bo czuć od ciebie gorzałą.

      Chyłka pociągnęła nosem.

      – A od ciebie kilkoma godzinami spędzonymi przy RuneScape.

      – Już w to nie gram.

      Joanna uśmiechnęła się pod nosem, otwierając drzwi do garażu. Przemknęło jej przez myśl, że może sprzedać miejsce parkingowe. Zarobi na tym może dziesięć tysięcy, jeśli dobrze pójdzie. Wystarczy na spłatę części zadłużenia.

      – Chciałem pogadać – odezwał się Kormak, gdy szli w kierunku auta.

      – Nie chcę słuchać o tym, dlaczego Droga jest lepsza od Końca dzieciństwa Clarke’a. Wystarczyło mi tych kilka okazji, kiedy na ten temat mędziłeś.

      – Nie o tym – odparł pod nosem. – Chodzi o twojego klienta.

      – Och, naprawdę?

      – Wiem, że rozmawiałaś z Borsukiem.

      – Z Borsukiem?

      – Zordon tak go nazywa.

      – Inwencji nie można mu odmówić – odparła, mając nadzieję, że na tym zakończy się temat jej byłego aplikanta. – A klient jak klient. Nie widzę powodu, żeby o nim dyskutować.

      – Jest winny.

      Chyłka otworzyła drzwi bmw i obróciła się do szczypiora.

      – A ty awansowałeś na sędziego, że wydajesz takie opinie?

      – To czysta statystyka. Analitycy FBI dowiedli, że siedemdziesiąt jeden procent zamordowanych kobiet było żonami sprawców.

      Joanna oparła się jedną ręką o drzwi samochodu, a drugą o biodro.

      – Posłuchaj, Kormaczysko – zaczęła. – Załóżmy, że kiedyś będziesz miał żonę.

      – Mhm.

      – Załóżmy też, że nigdy nie podniesiesz na nią ręki, ale obok ciebie będzie mieszkał facet, który swoją tłucze codziennie.

      – Wiem, do czego…

      – Statystycznie rzecz biorąc, będziecie bić swoje żony co drugi dzień – dokończyła.

      – Mimo wszystko, Bukano to zrobił.

      – Skąd ta pewność?

      – Powiedzmy, że z tego samego źródła, któremu zawsze ufałaś.

      Przytrzymała przez chwilę jego wzrok, a potem wsiadła do samochodu. Zapuściła silnik i otworzyła okno.

      – Mam swoją robotę, wy swoją – powiedziała. – Nie wchodźcie mi w paradę.

      Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, wdusiła pedał gazu. Iks piątka zamruczała przyjemnie, a Joanna szybko sięgnęła po pilota od bramy. Wyjechała na ulicę, krzywiąc się przed promieniami słońca. Sięgnęła po duże przeciwsłoneczne okulary od Raybana. Założyła je i skwitowała w duchu, że czas na konfrontację z zabójcą.

      10

      Restauracja Downtown, InterContinental

      Kordian był zaskoczony, kiedy patron poinformował go, że to właśnie z nim chce się widzieć przedstawiciel Salusa. Młody prawnik spodziewał się z tego tytułu pewnych problemów, ale co by nie mówić o Buchelcie, trudno było mu zarzucić zawiść. Oznajmił aplikantowi beznamiętnym głosem, że jest proszony na obiad do InterContinentalu, a potem podał mu godzinę.

      Oryński siedział teraz przy stoliku niedaleko okna, czekając na człowieka, z którym miał się spotkać. Z restauracji rozpościerał się widok na centrum Warszawy, z górującym nad placem Defilad Pałacem Kultury. Wszystko było tu ekskluzywne, a ludzie spotykający się w takich miejscach musieli czuć się jak panowie świata. Spoglądali z góry na tłumy zmierzające do Złotych Tarasów, obserwowali turystów wylewających się z autobusów na parkingu pod Pałacem, w końcu odprowadzali wzrokiem wyładowane po brzegi autobusy MZA. W dodatku wystrój wnętrz stwarzał poczucie niekwestionowanego luksusu.

      Można było zapomnieć, że Warszawa w niejednym rankingu ekonomicznym zajmuje miejsce niższe od miast Ameryki Południowej. Niemal w każdym prześcigają ją natomiast słowacka Bratysława, czeska Praga, brudne greckie Ateny czy Sankt Petersburg. W Mercerze była nawet za Ameryką Środkową, ale sytuację ratował pewien ranking ONZ. W nim polska stolica ulokowała się dość wysoko, bo na piętnastym miejscu na świecie. Pech chciał, że zestawienie dotyczyło miast, w których najłatwiej stracić życie.

      Mimo to Oryński czuł się, jakby stał na szczycie świata. Odsunął myśli o rankingach i skupił się na menu wydrukowanym na porządnym kredowym papierze. Nie zauważył przez to, że ukradkiem podszedł do niego kelner.

      – Dzień dobry panu – powiedział mężczyzna starszy o dobre dziesięć lat.

      – Dzień dobry – odparł Kordian, rozglądając się.

      Kelner również powiódł wzrokiem wokół i dopiero po chwili zreflektował się, czego szuka klient.

      – Pański towarzysz prosił przekazać, że niestety spóźni się z powodów od niego niezależnych.

      – Rozumiem.

      – Dodał również, by zamówił pan coś dla siebie.

      – Mhm.

      – Jeśli mogę polecić… – zaczął mężczyzna i pochylił się nad menu. – Stali klienci wyjątkowo cenią sobie naszą wołowinę amerykańską U.S. Longhorn. Równie dużym zainteresowaniem cieszy się francuska Charoluxe.

      – Ach, tak?

      – Do tego polecam czerwone wino Próximo Marques De Riscal, hiszpańskie, czteroletnie. Nie będzie pan żałował.

      – Rozumiem,

Скачать книгу