Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz страница 20

Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

świetnie.

      – Wino białe, ma się rozumieć?

      – Ma się rozumieć.

      – Czy Chablis Louis Jadot będzie odpowiednie?

      – W sam raz – odparł Oryński, starając się nie zdradzić emocji w głosie. Nazwa zapadła mu w pamięć, bo kiedy przeglądał menu, zobaczył, że lampka tego trunku kosztuje pięćdziesiąt sześć złotych.

      Było to jednak nic w porównaniu z irlandzką wołowiną, za którą trzeba by zapłacić sto siedemdziesiąt pięć złotych.

      – Podać butelkę?

      Kordian odchrząknął.

      – Nie, nie, wystarczy kieliszek.

      – Wybornie.

      Kelner zamknął menu i zabrał je ze sobą. Młody prawnik miał nadzieję, że zaproszenie od Salusa wiązało się z pokryciem rachunku. Wprawdzie jako junior associate zarabiał całkiem przyzwoicie, ale z pewnością nie tyle, by wydawać pięć dych na kieliszek wina, które z całą pewnością będzie kwaśne.

      Po chwili przekonał się, że był w błędzie. Chablis okazało się całkiem niezłe. Łosoś wyglądał natomiast, jakby pochodził z krainy liliputów. Dopiero po chwili Kordian uzmysłowił sobie, że danie to jest przystawką. Trudno, zje coś więcej, kiedy zjawi się rozmówca.

      Oryński zastanawiał się, kim jest człowiek, z którym ma się spotkać. Z pewnością to nikt wysoko postawiony – tacy rozmawiali wyłącznie z Lwem Bucheltem. Z drugiej strony, może w Salusie także uznano, że stary adwokat niebawem przejdzie na emeryturę i warto nawiązać dobre relacje z młodym pokoleniem?

      Po sprawie z Chyłką i Szlezyngierem Kordian miał świetną opinię w środowisku biznesowym. Pokazał się jako prawnik, który przedłożył dobro klienta nad względy moralności. Stanął w obronie wiążącej ich umowy i pokazał, że business is business. Nie ma w nim miejsca na ludzkie odruchy.

      Spuścił wzrok na talerz z niewielkim kawałkiem ryby. Prawda była taka, że przez pierwsze tygodnie czuł się podle. Nie dość, że nie stanął murem za Chyłką, to jeszcze znalazł się po tej stronie barykady, po której nigdy nie chciał być. Tej niewłaściwej. Tej, gdzie liczyły się kasa, reputacja i klienci.

      Napił się wina i oblizał usta. Można było narzekać na rozmiar dania, ale smak zwalał z nóg. Z wołowiną pewnie byłoby podobnie. Joanna czułaby się tutaj jak w raju.

      Westchnął, podnosząc wzrok. Zobaczył mężczyznę w garniturze, który właśnie wchodził do restauracji. Kelner natychmiast do niego podszedł i zasłonił Oryńskiemu nowo przybyłego.

      Kordian wygładził krawat i poprawił poły marynarki. To mógł być początek pięknej, długoletniej znajomości. Jednej z tych, które ustawiają człowieka na całe życie. Salus najwyraźniej planował pozostać z Żelaznym & McVayem na dłużej, a on będzie tym, który przypieczętuje tę sprawę.

      Kelner odwrócił się i ruszył w kierunku Kordiana. Aplikant podniósł się, ale kiedy jego wzrok padł na mężczyznę, zamarł.

      Przez moment nie rozumiał, co się dzieje. Potem mimowolnie opadł z powrotem na krzesło. Czuł, jak krew odpływa mu z twarzy.

      Pracownik Downtown podprowadził gościa do stolika, przyjął zamówienie, a potem się oddalił. Udawał, że nie odnotował napiętej atmosfery i reakcji młodego prawnika.

      Oryński nie mógł się poruszyć. Patrzył na przedstawiciela Salusa, ale nie rozumiał.

      – Minęło trochę czasu – odezwał się Piotr Langer.

      Kordian obserwował, jak przybysz siada po drugiej stronie stolika, ale mógłby przysiąc, że to się nie dzieje naprawdę. Mężczyzna naprzeciw musiał wychynąć z jakiegoś koszmaru, z pewnością nie…

      – Dziwi cię moja obecność – dodał z lekkim uśmiechem Piotr.

      Aplikant miał problem z przełknięciem śliny. Wbijał nierozumiejący wzrok w Langera. Ten zaś podniósł jego kieliszek, powąchał, skrzywił się i odstawił go z powrotem.

      – Chablis Louis Jadot – powiedział. – Szczyny.

      Był oszczędny w słowach, jak podczas ich wcześniejszych spotkań. Wtedy jednak wisiało nad nim widmo mordercy. Teraz był po prostu biznesmenem. Człowiekiem sukcesu w drogim garniturze, który wyglądał jak pieprzony Jamie Dornan. I to bynajmniej nie w serialu „Upadek”.

      – Jak… jakim cudem…

      Piotr rozpiął marynarkę.

      – Poczekam, aż ochłoniesz – oznajmił spokojnie. – Potem ci wszystko wytłumaczę.

      – Ale…

      – Uspokój się, Kordian. Jesteśmy w gronie starych znajomych.

      Gdyby to zależało od Oryńskiego, ci „starzy znajomi” do końca życia nie kontaktowaliby się ze sobą. Po prawdzie jednak trudno było na to liczyć. W Warszawie mieszkały dwa miliony ludzi, ale grono tych, którzy znajdowali się na gospodarczo-prawniczych szczytach, nie było wielkie.

      Kordian wziął się w garść. Powinien być na to gotowy. Może nie dzisiaj, nie tutaj, nie w takiej sytuacji, ale nie powinien spodziewać się, że zdoła unikać Piotra do końca życia. W końcu musieli na siebie trafić.

      – Reprezentujesz Salusa? – zapytał niepewnie. – Jesteś członkiem zarządu?

      – Nie.

      – Rady nadzorczej?

      – Nie.

      Lapidarne odpowiedzi sprawiły, że Oryński poczuł znajomy chłód. Chyłka powiedziała mu kiedyś, że gdy Langer patrzył jej w oczy i odzywał się swoim szorstkim głosem, miała wrażenie, jakby ktoś drapał postrzępionymi paznokciami po jej duszy. Dopóty, dopóki Piotr nie patrzył mu w oczy, Kordian mógł uznawać to za przesadę. Kiedy jednak ten jego wzrok wwiercał się prosto w niego, doskonale rozumiał, co miała na myśli dawna patronka.

      – Jestem wspólnikiem – wyjaśnił Langer.

      Pojawiła się iskierka nadziei. Może to spotkanie było farsą? Wspólnik nie mógł reprezentować spółki akcyjnej. Obecność Piotra mogła być jedynie wynikiem chęci podjęcia gry. Zobaczył nazwisko Kordiana na jakimś dokumencie, zadzwonił do Borsuka, umówił spotkanie i tyle.

      – Więc nie masz umocowania – odezwał się prawnik.

      – Mylisz się.

      – Nie sądzę. W artykule dwieście piątym Kodeksu spółek handlowych jest wyraźnie zaznaczone, że…

      – Jestem wspólnikiem i prokurentem – odparł Langer.

      Cisza przeciągnęła

Скачать книгу