Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz страница 21

Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

Piotr, a potem pociągnął niewielki łyk whiskey.

      Znów zamilkli. Przełyk Oryńskiego wracał powoli do swojego normalnego stanu. Przynajmniej na tyle, że sam mógł się napić. Odstawiwszy kieliszek, odsunął go, jakby stanowił atrybut jego słabości.

      Chyłka zrugałaby go, widząc taką ciamajdowatość. Znów upomniał się w duchu, że pora wziąć się w garść. Nie był już tym nowicjuszem, który wszedł do aresztu śledczego i niemal dostał zawału na widok Langera. Był teraz junior associate w kancelarii Żelazny & McVay. To zobowiązywało.

      – Posłuchaj… – zaczął.

      – Nie przyszedłem tu, by słuchać – uciął Piotr.

      To tyle, jeśli chodziło o butność.

      – Tym razem to ja będę mówił, Kordian – dodał Langer. – Ty dokładnie tego wysłuchasz, a potem postąpisz tak, jak życzy sobie tego twój klient. Rozumiesz?

      Jako Kordian Oryński miał ochotę odpowiedzieć coś niewybrednego. Jako pracownik firmy skinął głową.

      Piotr trwał w bezruchu, patrząc na niego.

      – Wiem, kto broni tego Roma – powiedział.

      – Domyślam się.

      – I nie podoba mi się to.

      Aplikant uniósł brwi. Spodziewał się raczej, że Piotr będzie zadowolony. Była to dla niego okazja, by zabawić się kosztem Chyłki. Mógł kierować sprawą zza kulis, nie martwiąc się o to, że prawnicy z kancelarii Żelazny & McVay ujawnią jego udział.

      – Obawiasz się jej? – zapytał Kordian.

      Langer sprawiał wrażenie, jakby to pytanie go ubodło.

      – Nie – powiedział.

      – Nie? Tylko tyle?

      – Czego więcej potrzebujesz?

      – Choćby tego, żebyś…

      – Nie mam zamiaru niczego ci tłumaczyć, Kordian – uciął Piotr. – Po raz kolejny twoja gaża jest opłacana z moich pieniędzy. To obliguje cię do wykonywania moich poleceń.

      – Niezupełnie.

      Langer zamilkł i Oryński zdawał sobie sprawę, że będzie trwać w milczeniu, aż aplikant nie podejmie wątku.

      – To tak nie działa – odezwał się w końcu Kordian. – Sami decydujemy, co jest najlepsze dla klienta.

      – Nie w tym wypadku.

      – Obawiam się, że…

      – Chcę, by znikła – wpadł mu w słowo Piotr.

      Gdyby ktokolwiek inny wyraził takie życzenie, Oryński z pewnością nie poczułby się zaniepokojony. W ustach Langera stanowiło to jednak zapowiedź tragedii. Groźbę, która mogła szybko zostać spełniona.

      Przez moment Kordian miał wrażenie, że rozmówca się roześmieje, poklepie go po plecach i powie, że to przecież wszystko żarty. Że cieszy się z szansy na konfrontację z Chyłką. Że to dla niego sprawa ambicjonalna i mają zrobić wszystko, by ją zmiażdżyć.

      Tymczasem Piotr wbijał w niego martwy wzrok.

      – Dlaczego? – zapytał Oryński.

      Langer westchnął. Nie musiał nic mówić, by chłopak wiedział, że także w tej sprawie nie ma zamiaru się przed nim tłumaczyć. Piotr wypił burbona, ale nie odłożył szklanki. Zaczął obracać ją w ręce, nie odrywając jednak oczu od rozmówcy.

      – To niewykonalne – powiedział Kordian.

      – Mylisz się.

      – Nie możemy ot tak zmienić pełnomocnika drugiej strony.

      – Możemy.

      Oryński błagalnie uniósł wzrok.

      – Nie – powiedział. – Przynajmniej nie legalnie. A wierz mi, że to jedyna możliwość w tak medialnej sprawie.

      – Gorzymowi to nie przeszkadzało.

      Aplikant wzdrygnął się na samą myśl o tym człowieku. Nie spędzał mu wprawdzie snu z powiek, ale w ciągu ostatniego półtora roku kilkakrotnie wracał mimowolnie myślami do tamtych traumatycznych przeżyć.

      – To była inna sprawa – powiedział Kordian.

      – Nie wydaje mi się.

      – W porządku – odparł prawnik. – Mniejsza więc ze sprawą. Wtedy miałeś do czynienia z inną Chyłką.

      – Była w formie – przyznał. – Tym lepiej dla nas.

      – Nie rozumiesz.

      Ta uwaga podziałała na niego jak płachta na byka. Piotr na moment stracił całe swoje opanowanie, a w jego oczach mignęła iskra szaleństwa. Kordian dobrze ją pamiętał. I nie miał zamiaru zapominać o tym, jaki człowiek w istocie siedzi naprzeciw niego.

      – Teraz Joanna nie ma nic do stracenia – dodał Oryński. – Jest gotowa zrobić największy gnój, jeśli tylko wywęszy, że coś jest nie lege artis. Wiesz, dlaczego?

      Langer trwał w bezruchu.

      – Bo nie zależy jej na sprawie. Nie zależy jej na tym Cyganie ani nawet na wygranej. Jedyne, co chce osiągnąć, to poniżenie kancelarii Żelazny & McVay. Chce pokazać, że bez niej jesteśmy gorsi.

      Aplikant nie wiedział, na ile jego argumenty poskutkują. Po chwili milczenia przekonał się jednak, że Piotr przyjął jego tok rozumowania. Biznesmen odłożył szklankę na stół i podniósł się.

      – Załatw więc to tak, by miała coś do stracenia.

      – Słucham?

      – Nie będę się powtarzać, Kordian.

      – Mówiłem ci, że to tak nie działa.

      Nic nie odpowiedział. Obrócił się, a potem ruszył do wyjścia. Uregulował rachunek u kelnera, dając mu pokaźny napiwek. Oryńskiego zaś zostawił z przekonaniem, że ta sprawa będzie brudniejsza, niż aplikant dotychczas sądził.

      11

      Lasek Brzozowy, Ursynów

      Nazwy niektórych ulic na Ursynowie były dla Chyłki frapujące. Na przykład tej, przy której mieszkał Bukano. Lasek Brzozowy brzmiał niewinnie, ale stały tutaj wysokie peerelowskie bloki, których elewacja od wielu lat wołała o pomstę do nieba. Wokół nawet niewprawne oko zauważało ślady świadczące o tym, iż wkroczyło się na teren zwolenników Legii Warszawa. Liczne bohomazy na blokach, murkach, kioskach ruchu i płytach chodnikowych

Скачать книгу