Nieodnaleziona. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nieodnaleziona - Remigiusz Mróz страница 3

Nieodnaleziona - Remigiusz Mróz Damian Werner

Скачать книгу

było lekko poruszone, ale nie na tyle, bym miał trudności z rozpoznaniem, kto na nim jest.

      Miałem wrażenie, jakby powietrze wokół mnie się naelektryzowało, zapowiadając burzę. Ale nie grzmiało gdzieś w oddali – gromy pojawiły się tuż nade mną.

      Ewa.

      Zmieniła się tak, jak ludzie zmieniają się przez dziesięć lat. Zmarszczki mimiczne jej się uwydatniły, nieznacznie przytyła, przefarbowała trochę włosy, być może zrobiła korektę nosa, ale nie miałem wątpliwości, że patrzę na jej zdjęcie.

      – Jak… – urwałem, nie mogąc wydusić nic więcej.

      Blitz, którego nazywaliśmy także Blitzer lub Blitzkrieg, zazwyczaj reagował na wszystko błyskawicznie, jakby przezwisko go do tego obligowało. Tym razem jednak popadł w zupełny marazm, nie potrafiąc mi odpowiedzieć.

      Ja zaś miałem wrażenie, jakby świat stawał się coraz bardziej nierealny. Zupełnie jak dziesięć lat wcześniej na brzegu Młynówki. Próbowałem przełknąć ślinę, ale wydawało mi się, że w gardle mam jedynie suchą watę.

      – Jak to możliwe? – wydusiłem w końcu.

      – Nie wiem.

      – Co to za fanpage?

      Pytanie było chyba symptomatyczne dla naszych czasów. Kiedyś zacząłbym od wypytywania Blitzera, jak trafił na zdjęcie, gdzie zostało zrobione i tak dalej. Teraz nie musiałem tego robić, bo odpowiedź przyjaciela właściwie mogła powiedzieć mi wszystko.

      – Spotted: Wrocław.

      Potrząsnąłem głową i dopiero teraz dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę. Złapałem się za kark i rozejrzałem nerwowo. Czułem się jak zwierzyna w ciemnej, nieprzeniknionej głuszy, ku której nadciąga cały zastęp myśliwych.

      – To naprawdę ona, Werner.

      Zmusiłem się do zdawkowego skinienia głową.

      – I była niecałe sto kilometrów stąd.

      Znów pochyliłem się nad laptopem, biorąc się w garść. Po latach poszukiwań w końcu miałem jakiś trop. Pojawił się cień nadziei na to, że wreszcie uzyskam odpowiedzi na wszystkie pytania, które kołatały mi się w głowie od dekady.

      Co spotkało ją po gwałcie? Dlaczego znikła bez śladu? Co się z nią działo przez ten cały czas? Znała napastników?

      Wszystkie dylematy, niewiadome i nierozstrzygnięte kwestie wróciły jak echo salwy artyleryjskiej, która zrównała z ziemią cały mój świat.

      Spojrzałem na zdjęcie. Przedstawiało Ewę podczas jakiegoś koncertu na świeżym powietrzu. Był późny wieczór, ale scena mieniła się feerią szalonych, w pewien sposób paranoidalnych barw.

      Nie patrzyła w obiektyw, być może nie wiedziała nawet, że ktoś uwiecznił ją na zdjęciu. Była roześmiana, unosiła jedną rękę w kierunku sceny. Obok niej stał mężczyzna w bluzie, trzymał ją za ramię, jakby chciał zwrócić na siebie uwagę lub przyciągnąć ją do siebie. Nie widać było jego twarzy, stał tyłem. Na szarej bluzie z kapturem znajdowało się logo Foo Fighters, bomba ze skrzydłami i napis „There is nothing left to lose”.

      Foo Fighters. Ulubiona kapela Blitza, której słuchał od dziewięćdziesiątego piątego, kiedy inni chcieli zaimponować rówieśnikom znajomością Scyzoryka Liroya, a skrycie zasłuchiwali się w soundtracku do Toy Story.

      – To… – zacząłem niepewnie, wskazując na bluzę. – To ich koncert? Byłeś tam?

      – Byłem.

      – Do kurwy nędzy, Blitz! Widziałeś ją?

      Miałem ochotę złapać go za ramiona i potrząsnąć, ale w porę się powstrzymałem. Serce waliło mi jak młotem, a fala gorąca rozpływała się po moim ciele. Umysł na przemian zdawał się rozumieć, co się dzieje, i tracić kontakt z rzeczywistością.

      – Nie – odparł Blitzer. – Zobaczyłem ją dopiero na tym zdjęciu, pół godziny temu, kiedy…

      – Jak na nie trafiłeś? I kto je zrobił? – wpadłem mu w słowo, uświadamiając sobie, że jeśli nie powściągnę emocji, wystrzelę z siebie całą kanonadę kolejnych pytań. Zamknąłem oczy, wyprostowałem się i przez moment trwałem w bezruchu.

      – Jak dasz mi dojść do słowa, wszystko ci powiem.

      – Mów – rzuciłem.

      – Ten koncert był wczoraj, Foo Fighters grali na Stadionie Miejskim.

      – Wczoraj?!

      – Spokojnie…

      Nabrałem powietrza i przytrzymałem je w płucach.

      – Nie mówiłeś mi, że się wybierasz.

      – Bo nie gadamy o takich rzeczach – odparł i wzruszył ramionami. – Ty masz to w dupie, a ja nie czuję potrzeby, żeby się tym dzielić. Podobnie jak tym, kiedy spotkam dobrą kunę.

      Tylko Blitzer mógł określać kobietę w ten sposób. Normalnie jakoś bym to skwitował, ale teraz nawet nie przeszło mi to przez myśl.

      – A tak było i tym razem – dodał, nie odrywając wzroku od zdjęcia. – Niestety spłoszyłem dziewczę, znikło mi gdzieś w tłumie, więc z samego rana zacząłem jej szukać. I tak trafiłem na to spotted… i na to zdjęcie.

      Teraz obaj wpatrywaliśmy się w nie jak w ołtarz. W przeciwieństwie do mężczyzny w bluzie Ewa miała na sobie T-shirt innego zespołu. Widać było tylko kawałek nazwy, Gutierrez Y Angelo. Nazwa albumu lub singla brzmiała Better days. Nic mi to nie mówiło.

      Milczenie się przeciągało, a ja nie zauważyłem, że jedyny klient w lokalu wypił już mango lassi i rozglądał się zniecierpliwiony.

      – Może… – zacząłem niepewnie. – Może za szybko uznałem, że to ona.

      – Co?

      – To przecież niemożliwe. Po dziesięciu latach miałaby się pojawić tak nagle?

      – A jak inaczej?

      Pytanie było dobre jak każde inne. Może dałem się ponieść nadziei i pochopnie przyjąłem, że to Ewa. A może nie. Może to naprawdę była ona.

      – Chryste… – jęknąłem, a potem potrząsnąłem głową. – Wygląda na szczęśliwą – dodałem.

      – Jest na koncercie Foo Fighters.

      – Ale…

      – Zakładałeś, że przez dziesięć lat ktoś trzyma ją zamkniętą w piwnicy?

      – Nie wiem, co zakładałem.

      Bardziej prawdziwej rzeczy

Скачать книгу