Nieodnaleziona. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nieodnaleziona - Remigiusz Mróz страница 7

Nieodnaleziona - Remigiusz Mróz Damian Werner

Скачать книгу

konto Phila Braddy’ego.

      4

      Przed południem w Opolu niełatwo było znaleźć otwartą knajpę, w której można dobrze zjeść. SpiceX należała jednak do wyjątków. Szef otwierał rankiem, działaliśmy do dwunastej, potem na chwilę zamykał i popołudniem znów ruszaliśmy na pełnych obrotach.

      W krajach śródziemnomorskich czy w samych Indiach być może taki model się sprawdzał. U nas musiał prędzej czy później doprowadzić od bankructwa, ale nie zamierzałem dzielić się tym przemyśleniem z właścicielem.

      Blitzer zjawił się przed jedenastą, znów niosąc laptopa. Wyglądał niewiele lepiej ode mnie, najwyraźniej też mało spał. Musiał przysnąć dopiero rankiem, bo kiedy rozmawiałem z nim przez Skype’a po wizycie na komendzie, odniosłem wrażenie, jakbym go obudził. Streściłem mu wtedy wszystko, co powinien wiedzieć.

      Czułem się dziwnie, dzieląc się z kimś tym, co działo się w moim życiu. I przez to uświadomiłem sobie, że przez dekadę było ono zamknięte dla świata zewnętrznego. Nawet kiedy odwiedzałem rodziców w ich niewielkim mieszkaniu przy Grottgera, rozmawialiśmy właściwie o wszystkim innym, tylko nie o tym, co się u mnie działo.

      Blitz usiadł przy tym samym stoliku co ostatnio, a potem przywołał mnie ruchem ręki.

      – To mi się nadal w głowie nie mieści – powiedział. – Posty po prostu przepadły.

      – Pisałeś do admina?

      – Zaraz po naszej rozmowie.

      Tym razem musiałem się zdać na niego. Najchętniej wziąłbym urlop na żądanie, nie tylko dlatego, że potwornie mnie suszyło, ale wiedziałem, że będę mieć potem problemy u szefa. A nie mogłem sobie pozwolić, by teraz znikło moje jedyne źródło utrzymania. Przypuszczałem, że będę potrzebował pieniędzy.

      – Odpowiedzieli, że żadnych wpisów nie usuwali – dodał Blitzkrieg. – I niby w internecie nic nie ginie, ale nie znalazłem po nich żadnego śladu.

      – Tak jak po Braddym.

      – No – potwierdził zamyślony Blitz, obracając kartę dań na stole.

      Po chwili zamarł, a potem powoli przeniósł na mnie wzrok. Nie musiał nic mówić, żebyśmy obaj doszli do wniosku, jak mętna może okazać się cała sprawa.

      Co jakiś czas w mediach pojawiały się doniesienia o policjantach, których grzechy wychodziły na jaw dopiero po latach. Niedawno kilku zostało oskarżonych za uchybienia w sprawie zabójstwa młodej dziewczyny sprzed kilkunastu lat. Postawiono im zarzuty niedopełnienia i przekroczenia uprawnień, a w dodatku utrudniania śledztwa.

      Przez lata celowo mylili tropy i ukrywali prawdę. Brali udział w kilkuosobowej konspiracji, wzajemnie kryjąc siebie i sprawców. Czy tak było także w przypadku Ewy? Czy może zaczynałem tworzyć teorie spiskowe?

      Ale nawet jeśli założyłbym, że policja maczała w tym palce, to w jaki sposób usunięto z Facebooka wszystkie ślady? I to tak szybko?

      I skąd Braddy miał moje zdjęcie?

      Pytania się mnożyły, ale byłem przekonany, że odnajdę odpowiedzi. Musiałem tylko trafić na coś konkretnego. Coś, dzięki czemu wejdę na dobry tor.

      – Mówiłem ci, że moja pomoc nie wystarczy – odezwał się Blitzer.

      – Mówiłeś. I widzisz, do czego to doprowadziło.

      – Nie miałem wtedy na myśli policji.

      – A co?

      – Biuro detektywistyczne.

      Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Takie firmy kojarzyły mi się albo z tanimi teatrzykami medialnymi, albo ze szpiegowaniem współmałżonków.

      – Takie z prawdziwego zdarzenia – dodał Blitz, obracając ku mnie laptopa.

      Rozejrzałem się, niepewny, czy nie zjawił się jakiś klient, a potem pochyliłem się nad stołem. Trochę wbrew sobie zacząłem czytać opis firmy, która przedstawiała się jako Reimann Investigations.

      – Właściciel był oficerem operacyjnym służb – odezwał się Blitzer. – Agencja ma ministerialną licencję na działalność detektywistyczną, jest w państwowym wykazie. Wszystko sprawdziłem.

      Przebiegłem wzrokiem ogólne informacje zgromadzone na stronie.

      – Należą też do WAPI.

      – Do czego?

      – Do Światowego Stowarzyszenia Profesjonalnych Detektywów – wyjaśnił. – Oprócz tego są członkiem WAD, które zrzesza agencje z całego świata od tysiąc dziewięćset dwudziestego piątego roku. To nie byle jakie certyfikaty.

      Pochyliłem się jeszcze bardziej i wyświetliłem cennik, głównie po to, by zorientować się, czym konkretnie się zajmują.

      Stawka godzinowa wynosiła sto złotych, a za cały ośmiogodzinny dzień pracy proponowali tysiąc sto. Przeprowadzenie wywiadu gospodarczego było nieco droższe, ustalanie miejsca pobytu świadków – tańsze. Reimann Investigations świadczyli też usługi dla kancelarii prawnych, prowadzili śledztwa gospodarcze, ustalali lokalizację mienia i oczywiście zajmowali się poszukiwaniem osób zaginionych.

      Ta ostatnia pozycja w cenniku miała najwyższą stawkę. Ceny zaczynały się od czterech tysięcy siedmiuset złotych.

      – Zobacz zespół – poradził Blitz.

      Otworzyłem kolejną podstronę, na której znajdowały się informacje o siedzibie firmy i pracujących w niej ludziach.

      – Rewal? – zapytałem. – To nad morzem, jakieś sześćset kilometrów stąd, Blitzkrieg.

      – Nieistotne.

      – Może dla kogoś, kto ma kasę. Mnie nie stać na opłacanie dojazdów.

      – Oni pracują głównie zdalnie.

      Przysunąłem sobie krzesło i usiadłem przed laptopem.

      – To już nie te czasy, że detektyw musi biegać za kimś z obiektywem teleskopowym i nie spuszczać z niego oka – ciągnął Blitzer. – Wystarczy, że wie, jak robić to samo w internecie. A ci ludzie najwyraźniej wiedzą.

      Przejrzałem listę zatrudnionych osób. Nie było ich wiele, wszystkie z oczywistych przyczyn miały zasłonięte twarze. Właścicielem był Robert Reimann, były oficer Służby Celnej. Dostał szereg wyróżnień, wygrał kilka plebiscytów na Człowieka Roku całego województwa. Głównym dochodzeniowcem była jego żona, Kasandra Reimann, co w pewien sposób dodawało firmie wiarygodności. Jeśli ktoś robiłby przekręty, pewnie nie angażowałby do tego rodziny. A może było to jedynie złudzenie.

      Zespół składał się jeszcze z kilku osób. Jedna z nich to absolwent AGH, druga – Politechniki Łódzkiej, trzecia skończyła Technische Universität

Скачать книгу