Szpieg z Bejrutu. Joakim Zander

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Szpieg z Bejrutu - Joakim Zander страница 5

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Szpieg z Bejrutu - Joakim Zander

Скачать книгу

rację – stwierdza. – Musimy go pochować.

      5 sierpnia – Bejrut

      Agneta Adelheim zajęta jest swoimi sprawami i dlatego nie ma czasu, żeby bawić się w opiekunkę nowego praktykanta. Żegna się więc i znika na schodach prowadzących do wyjścia. Jacob czuje się pozostawiony samemu sobie, chociaż z drugiej strony odczuwa ulgę.

      Zaczęło się zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażał. Za to mieszkanie jest dla niego prawdziwą niespodzianką. Czegoś takiego się nie spodziewał. Dlatego fakt, że został sam, sprawia mu przyjemność. Otwiera balkonowe drzwi i do mieszkania wpada uliczny gwar z Armenia Street. Widzi, jak Agneta wychodzi z budynku. Odwraca się i macha mu na pożegnanie.

      – Zapomniałam ci powiedzieć, żebyś porozmawiał z sąsiadką z góry! – woła. – Chodzi o generator. Na stole w dużym pokoju leży kartka. W Bejrucie występują ciągłe problemy z dostawą prądu. Jeśli dojdzie do awarii, możesz do niej zadzwonić i poprosić ją o pomoc.

      Po tych słowach Agneta znika mu z oczu. Jacob siada na jednym z plastikowych krzeseł stojących na balkonie i chłonie atmosferę ulicy. Ciepłe powietrze, spaliny samochodowe, gwar ludzkich głosów, kakofonia innych dźwięków… Zostanie tu do Bożego Narodzenia. Będzie mieszkał w tym mieście i w tym mieszkaniu. Mimo to przez krótką chwilę nie odczuwa ani radości, ani satysfakcji, tylko coś w rodzaju braku umocowania. To dziwne uczucie zakrada mu się w głąb umysłu, jakby chciało go wyssać. Z trudem łapie oddech i zamyka oczy.

      Został sam. Czuje się równie samotny jak w dniu, gdy przyjechał do Uppsali. Tak samo czuł się przez pierwsze tygodnie w wynajętym, brudnym mieszkaniu w dzielnicy Rackarberget, gdy rozpoczynał nowe życie.

      Wraca pamięcią do wszystkiego, przez co musiał przejść, żeby się tu znaleźć. W imię czego? Dla tego uczucia pustki i kompletnego braku sensu?

      Wyjmuje z kieszeni telefon i jeszcze raz czyta SMS-a od Simona. Zastanawia się, czy nie powinien mu jednak odpisać. Na przykład: „Tak, kochanie! Kiedy mnie odwiedzisz?”. Chciałby się odprężyć i poddać temu, co mimo wszystko do niego czuje. Może coś z tego będzie? Może wystarczy im eleganckie M3 w dzielnicy Vasastan? Simon mógłby podjąć pracę w domu aukcyjnym Bukowski albo w jakimś muzeum, podczas gdy on zatrudniłby się jako analityk w którejś z agencji PR, a najlepiej w jednym z ministerstw. Zrobiłby szybką karierę, a potem wyjeżdżałby na krótkie delegacje do Brukseli. Może więc się do niego przekona?

      Może…

      Z drugiej strony wie, że tak się nie da, bo nie o takim życiu marzył. Są przecież inne sprawy, ważne zadania i praca, która wywołuje przyspieszone bicie serca.

      Przełyka ślinę i tłumi w sobie poczucie pustki. Kasuje wiadomość od Simona i usuwa z kontaktów jego imię.

      Jest już ciemno, gdy nagle mu się przypomina, że zapomniał porozmawiać z sąsiadką o elektryczności. Generator funkcjonuje dokładnie tak, jak to opisywała Agneta. W końcu udaje mu się dodzwonić na numer, który francuski dyplomata zostawił na stoliku w salonie. Sąsiadka z góry ma na imię Alexa. Wyjaśnia mu, że o tej porze nikt już do niego nie przyjdzie, żeby naprawić generator. Będzie musiał poczekać do rana.

      – Zapraszam na dach – dodaje. – Mamy tu taras i wino.

      Oświetlenie na klatce schodowej też nie działa, więc Jacob musi iść po omacku. Przez otwarte lufciki wciska się na klatkę słaby blask ulicznych świateł.

      W Bejrucie ciemności zapadają szybciej niż w Sztokholmie. Jest dopiero szósta, a on nawet nie zauważył, że zaczęło się ściemniać.

      Nagle na schodach znowu robi się jasno. Pojedyncza żarówka brzęczy i roztacza wokół siebie ciepły, żółty blask. Jacob popycha drzwi prowadzące na wspólny dla wszystkich mieszkańców taras na dachu.

      – Chwała elektrowni! – słyszy dobiegający z ciemności znany mu z telefonu głos. – Światło znowu działa.

      Jacob robi ostrożnie kilka kroków. Przed nim rozciąga się dzielnica Mar Mikhael, która obejmuje też tereny portowe. Przytłumione światła w oknach, poniszczone fasady domów i dźwigi na tle czegoś ciemnego, co na pewno jest Morzem Śródziemnym.

      – To ty jesteś Jacob Seger? – pyta Alexa. – Witam w Bejrucie.

      Kobieta wychodzi z cienia i zanim Seger zdąży się zorientować, całuje go w oba policzki i podaje mu kieliszek czerwonego wina.

      – Jesteś po raz pierwszy w tym mieście?

      Jacob kiwa powoli głową i zerka na Alexę. Jest jakieś dziesięć lat starsza od niego i prawie dorównuje mu wzrostem. Nie jest gruba, tylko raczej otyła. Ma ciemne kręcone włosy przewiązane szeroką czerwoną przepaską. Ubrana jest w długą zieloną sukienkę i sandały.

      – Niech zgadnę – mówi Alexa. – Jesteś na Bliskim Wschodzie pierwszy raz, prawda? Trochę zszokowany i lekko zaniepokojony panującym tu chaosem?

      Alexa uśmiecha się i przekrzywia głowę. Jacob rumieni się lekko. Alexa traktuje go jak dziecko, naiwnego przybysza bez światowego obycia. Nie tak wyobrażał sobie swój pierwszy wieczór w tym mieście. Miał nadzieję, że zdarzy się coś ważnego. Tymczasem wysiadł prąd, a na dachu spotkał tę kobietę. Alexa wybucha śmiechem i obejmuje go ramieniem.

      – Napij się czegoś, habibi3. To przejdzie. Potem pomożesz mi przynieść jedzenie. Lepiej o niczym nie myśleć.

      Jacob wypija kieliszek wina, po nim drugi i następny. Potem pomaga przynieść Alexie jedzenie i sztućce z jej mieszkania. Wygląda to na jakąś pożegnalną ucztę. Okazuje się, że w następnym tygodniu Alexa ma rozpocząć pracę w Centrum Młodzieży w Szatili, palestyńskim obozie dla uchodźców w południowym Bejrucie. Ma się tam nawet przeprowadzić.

      Alexa nakrywa do stołu i wyjaśnia, że pochodzi z Francji i Maroka, a w Bejrucie mieszka od prawie pięciu lat.

      – Zaczynałam jako praktykantka w Międzynarodowym Czerwonym Krzyżu. Putain, co za kurwy. Strzeż się dyplomatów, baby.

      Nagle milknie i kładzie palec na ustach.

      – Przepraszam, nie to chciałam powiedzieć… Ty też jesteś praktykantem, prawda? Jeśli tak, to może warto się jeszcze zastanowić?

      Ale Jacob tylko się uśmiecha. Jej gadanina w ogóle go nie obchodzi. Zależy mu tylko na tym, żeby nadal rozmawiała z nim mieszanką angielskiego i arabskiego, językiem przypominającym dziki wodospad. Po każdym wypowiedzianym przez nią słowie zmniejsza się pustka, jaką do tej pory odczuwał. Z każdym kieliszkiem wina czuje się bardziej natchniony.

      Na tarasie pojawia się coraz więcej ludzi ubranych w dżinsy i sukienki, wokół niego rozbrzmiewają różne języki. Alexa zapala świece, ich płomienie kołyszą się w słabych podmuchach wiatru. Świece wstawione są w puste butelki po winie z doliny Bekaa. Ktoś uruchamia niewielki generator i rozwiesza na przymocowanym do ściany kablu zwykłe żarówki. Ktoś inny włącza zestaw stereo i z głośników

Скачать книгу


<p>3</p>

Arab. Kochanie.