Szpieg z Bejrutu. Joakim Zander

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Szpieg z Bejrutu - Joakim Zander страница 9

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Szpieg z Bejrutu - Joakim Zander

Скачать книгу

pęka z dumy. Być może Yassim go nie pocałuje, ale widzi w nim kogoś, kim on, Jacob, chce się stać. To coś w rodzaju potwierdzenia.

      – Jesteś tu całkiem nowy – kontynuuje Yassim. – To twoja pierwsza praca na dyplomatycznej placówce za granicą i dlatego czujesz się jeszcze trochę zagubiony. Jesteś przyzwyczajony do sprawowania kontroli. W szkole byłeś zdolnym uczniem, miałeś same dobre oceny. Na pewno mówisz perfekcyjnie po arabsku, i to bez żadnego akcentu.

      Yassim uśmiecha się coraz szerzej, coraz bardziej się nakręca.

      – Grasz w squasha i w tenisa, lubisz niemieckie białe wina, a gdy wlejesz w siebie kilka kieliszków, odpuszczasz sobie tę ugrzecznioną fasadę i tańczysz na stole przy rytmach ABBY.

      Jacob oblewa się rumieńcem. Nie wie tylko, czy z dumy – bo Yassim widzi go takim, jakim chciałby być – czy raczej z obawy, że Yassim z niego drwi, bo widzi w nim zwykły stereotyp.

      – Jak oceniasz moją opinię o tobie? – pyta Yassim. – Widzę, że się zaczerwieniłeś, więc chyba się nie mylę?

      – Mów dalej – szepcze Jacob. – Chcę cię słuchać.

      Yassim kiwa głową i przysuwa swoją twarz bliżej jego twarzy. Jacob chciałby zamknąć oczy, otworzyć usta i przyciągnąć go do siebie, ale wie, że nie na tym polega jego rola. Wyraźnie czuje, że to Yassim tu decyduje, więc zostawia to tak, jak jest, postanawia trwać w tym przekonaniu.

      – Wywodzisz się z porządnej rodziny – kontynuuje szeptem Yassim, jakby opowiadał bajkę. Rzeczywiście, po części to prawda. – Eleganckie mieszkanie w Sztokholmie? Ojciec jest politykiem, a może nawet ambasadorem? Wiesz, jak posługiwać się sztućcami, przynajmniej podczas obiadów w ambasadzie. Twoja matka ma pieniądze, może nawet posiadłość na wsi. Nosisz dobre nazwisko, może nawet dwuczłonowe?

      Jacob przestaje się rumienić, oblewa go fala zachwytu. To działa! Po raz pierwszy tak naprawdę testuje siebie samego i okazuje się, że to rzeczywiście działa. Wszystko, co tak misternie konstruował i planował, czego uczył się w młodości, działa. Wszystko, czego się nauczył, żeby umieć udawać, w najdrobniejszym szczególe, żeby udało mu się wykonać skok w nowe, lepsze życie.

      Z drugiej strony wszystko to wydaje mu się nieważne. Czuje, że to nie ma żadnego znaczenia. Odnosi wrażenie, że postawił nie na to co trzeba, jakby dokonał błędnej kalkulacji. Wciąż ma przed oczami zdjęcie młodej prawniczki z „Dagens Nyheter”, widzi jej zdecydowane spojrzenie i przekonanie o własnej racji. Krew w nim płonie, ogarnia go coraz większy chaos i ryzyko. Spędził dopiero jeden dzień w Bejrucie i jedną noc w tym ogrodzie, a cała przeszłość przestała mieć znaczenie. Po raz pierwszy w życiu chce opowiedzieć, kim naprawdę jest. Otwiera usta.

      Zanim jednak zdąży cokolwiek powiedzieć, Yassim zbliża swoją twarz do jego twarzy. Są już tak blisko siebie, że dotykają się nosami. Jacob z trudem się powstrzymuje, żeby nie wybuchnąć nerwowym śmiechem, ale zanim zdąży to zrobić, Yassim dotyka wargami jego ust. Jacob od razu zapomina o wszystkim, co Yassim mu powiedział, zapomina o ogrodzie i o swojej historii – zarówno tej prawdziwej, jak i wymyślonej.

      W tym momencie tylko to jest ważne, tylko to się liczy.

      Dopiero gdy Yassim się od niego odsuwa, Jacob otwiera oczy. Zaczyna się przejaśniać, z ciemności wyłaniają się zarysy tego, co ich otacza. Zaraz minie noc i zacznie się świt, który wkroczy do ogrodu nad nieskoszoną trawą, zapląta się w koronach zdziczałych drzew i zacznie się wspinać po fasadach zapuszczonego różowego pałacu. Jacob drży, próbuje się uśmiechnąć, podczas gdy Yassim wsunął mu dłoń pod rozpiętą koszulę i głaska go po piersi.

      – Zmarzłeś – mówi. Cofa dłonie i zapina koszulę Jacoba na guziki. – Nie chcę, żebyś się przeziębił.

      Jacob pochyla się w jego stronę, kładzie ramię Yassima na swoich barkach i opiera czule głowę o jego szyję, tuż pod brodą. Całuje go delikatnie w skórę, chwyta ją zębami i ssie.

      – No to mnie rozgrzej – szepcze.

      Przesuwa dłonią po twardym brzuchu Yassima, przenosi ją na jego biodro i wsuwa w krocze. Yassim szybko oddycha, Jacob przyciąga go do siebie. Yassim broni się przed jego ręką, próbuje ją od siebie odsunąć i kilka razy mu się to udaje, ale pożądanie jest tak silne, a działanie hormonów tak przemożne, że nie może się oprzeć. W końcu chwyta Jacoba za dłoń i pociera nią swoje ciało.

      – Nie opieraj się – szepcze Jacob. – Chcę cię poczuć.

      Czuje, że nagle przepełnia go uczucie szczęścia. Udało mu się doprowadzić Yassima aż do takiego stanu, chociaż ten się bronił, nie chciał wyjść poza sferę pieszczot i pocałunków. Świadomość tego, że Yassim nie może mu się oprzeć, wprost go oszołamia, więc jęczy głośno do jego ucha. Ma nadzieję, że Yassim wreszcie się podda, ale to tylko złudzenie, bo Yassim jakby się nagle usztywnił. Odzyskał nad sobą kontrolę, zebrał siły i uwolnił się od Jacoba.

      – Nie teraz – szepcze. – Nie tutaj.

      Jacob czuje, jak rośnie w nim frustracja i rozczarowanie. Ma ochotę krzyknąć: „A dlaczego nie? Jesteśmy tu sami w ogrodzie i widzę, że ty też tego pragniesz!”. Zanim jednak zdąży cokolwiek powiedzieć, Yassim ucisza go pocałunkiem.

      – Wkrótce. Ale nie teraz, nie tej nocy.

      Znowu całuje Jacoba i zapina ostatnie guziki jego koszuli, po czym uwalnia się od jego ust i wstaje z ławki.

      – Przepraszam – mówi. – Nie chciałem cię zdenerwować. Nie sądziłem, że…

      Yassim przerywa i rozgląda się wokół. Kontury drzew i zarysy budynku stają się coraz wyraźniejsze.

      – Nie sądziłeś, że co? – pyta zirytowanym głosem Jacob. Patrzy na Yassima i widzi, że z jego oczu wyparowała cała arogancja. Znowu są ciepłe i szczere.

      – Nie sądziłem, że tak to przeżyję – odpowiada Yassim. – Nie chcę, żeby to się skończyło, zanim na dobre się zacznie. Rozumiesz?

      „Nie! – ma ochotę krzyknąć Jacob. – Nic nie rozumiem. Masz mnie tutaj, zrobię, co zechcesz, ale nie chcę kończyć teraz!”

      W końcu kiwa zrezygnowany głową, bo nie chce pokazać, jak bardzo jest podniecony, zmieszany i zdesperowany. Na dodatek rozbolała go głowa. Oszołomienie i podniecenie stopniowo mijają.

      – Ale usiąść możesz, prawda? – pyta cichym głosem. – Możemy chyba porozmawiać? Jeszcze ci nie powiedziałem, czy naprawdę jestem taki, jakim mnie opisałeś.

      Yassim się uśmiecha.

      – Habibi – odpowiada. – Czy to ważne, kim naprawdę jesteś? Chcę cię takim, jakim jesteś teraz i tutaj. Ale nie zdążę. Jestem już spóźniony.

      Yassim zerka na bramę i sięga po coś, co przypomina futerał aparatu fotograficznego. Czyżby miał go przez cały czas ze sobą? Jacob nie przypomina sobie, żeby go wcześniej

Скачать книгу